Rozdział 11

395 16 26
                                    

Wpatrywał sie w miasto siedząc na balkonie. Poznań budził sie do życia. On powinien sie właśnie położyć. Ale nie mógł. Zachowanie Pani Kapitan całą zmianę było dziwne. Unikała go jak ognia. Jakby sie bała stać bardzo blisko niego. Jakby wyrządził jej wielką krzywdę. A przecież on nic takiego nie zrobił. Nawet sie tego nie spodziewał. Po siedzeniu nad Wartą i tym, że zgarnął z jej twarzy kosmyk na każde, jego pojawienie się wyraźnie odsuwała sie od niego. A on czuł sie zdekoncentrowany. Chciał ją zaprosić na kawę po zmianie a ona jednak krótko go spławiła. 
- Pani Kapitan? - stanął w drzwiach. Podniosła głowę od dokumentów i widział jej spłoszenie w oczach. Rozejrzała sie nerwowo dookoła. Bała się, że ktoś ich zauważy razem? Podążył za nią wzrokiem. Ale wszyscy zajęci byli swoimi sprawami. 
- Tak, poruczniku - odłożyła długopis i wyprostowała sie. Starała sie zachowywać normalnie. Ale on doskonale wiedział, że była lekko wystraszona jego obecnością. Miał duże doświadczenie w kontaktach z kobietami. Nawet tego nie ukrywał, że lubił podrywać kobiety tylko na jedną noc. Jednak nigdy nie miał styczności z Polką. Mógł sie tylko domyślać, że z nimi trzeba postępować zupełnie inaczej niż z kobietami w Chicago. I nie mówił, że nie chciał spróbować poderwać jakąś Poznaniankę. A pani Kapitan była mimo wszystko bardzo piękną kobietą. Może i zachowywała sie dystyngowanie. Trzymała go na jakiś dystans, czasami sie zbliżała do niego. Ale po krótkiej chwili ponownie wracała na swój tor. Jakby czasami robiła to podświadomie. Jednak Lidia była atrakcyjna. Czy w uniformie czy w cywilnym ubraniu. Przykuła jego wzrok. Nie ma przecież nic do stracenia. Będzie tu tylko jeden rok. A później wróci do Chicago i życie będzie toczyć sie normalnie. Nikt mu nie powiedział, że ma się skupić tylko na pracy. Ciepła kawa rozlała sie po jego wnętrzu. Ale żeby to zrobić będzie musiał sie do niej jakoś zbliżyć. Tylko najpierw będzie musiał ją rozgryźć. A to jest utrudnione. Zwłaszcza po tym co działo sie całą zmianę. Wszedł do jej gabinetu i zamknął drzwi. 
- Może wyjdziemy po zmianie na jakąś kawę? - stanął przed krzesłem naprzeciw jej biurka. Uniosła brew przyglądając mu sie w skupieniu. Wciągnęła powietrze w płuca zapowietrzając sie. 
- Nie będę miała czasu - wyjaśniła odwracając wzrok do dokumentów. Przekrzywił głowę patrząc na nią. 
- Lidka, posłu...
- Pani kapitan! - rzuciła ostro podnosząc głowę - Jesteśmy na zmianie, poruczniku. Oficjalnie - dodała naciskając na ostatnie słowo. Wytrzeszczył oczy widząc jej ściągniętę wargi i zaciśnięte poliki. Wyglądała na wściekłą i przerażoną jednocześnie. A on nie wiedział o co jej chodzi. Skinął głową. 
- Przepraszam - mruknął i odwrócił się do drzwi. 
- Jak wyjdziesz, poruczniku, proszę zamknij drzwi - mruknęła do jego pleców. Kątem oka dostrzegł, że wpatruje sie w jego plecy. Nie rozumiał tej kobiety. Nie wiedział jak to wszystko sobie wytłumaczyć. Stella, z którą rozmawiał w nocy, też nic mu nie umiała sensownego powiedzieć. Tłumaczyła, że nie zna pani Kapitan osobiście. A Kelly, niestety, przyznał jej rację. Więc stał na balkonie w swoim mieszkaniu i zastanawiał sie o co chodzi pani Kapitan, że zachowuje sie tak oschle dla niego. Rozumiał po części, że rozwiodła sie niedawno. Ale ile można nosić po sobie żałobę po nieudanym małżeństwie? Wszedł do mieszkania z pustym kubkiem. No choćby chciał to i tak nie zaśnie. Za dużo pytań kłębiło sie w jego głowie. 


Karolina skrzywiła sie czując ostre razy, które wymierzała jej przyjaciółka w worek treningowy. Odbijał sie boleśnie od jej ciała. Słuchała Lidki w skupieniu, kiedy ta wyrzucała z siebie cały żal i frustrację. 
- Ale w czym ty masz problem, stara? - w końcu Lidia skończyła swój monolog, trwający ponad dziesięć minut. 
- Bo jak on jest obok mnie to mnie... - wzdrugnęła sie prostując. Poczuła jak po czole spłynęły jej kropelki potu. 
- Przestań... Jesteś rozwódką więc korzystaj z tego - Karolina spojrzała na brązowowłosą. Lidia była osobą, która totalnie za daleko wybiegała myślami do przodu. Za bardzo wszystko analizowała. Brakowało jej spontaniczności. A kto jak kto, ale pani Kapitan jeszcze kilka lat prędzej potrafiła być bardzo spontaniczna. To Lidia w liceum była prowodyrem każdej dziwnej sytuacji jaka miała miejsce. Byli małą ale zgraną ekipą, która bez zadawania żadnych, zbędnych pytań ruszała za sobą wszędzie. Potem rozpierzchli sie po całym świecie. One we dwie zostały w Poznaniu. Lidia została strażakiem a Karolina została kierowcą samochodu ciężarowego i była w domu raz na trzy tygodnie. Ale widziała dziwną zmianę w jej zachowaniu. Tak agresywnie, szybko z dnia na dzień Lidia spoważniała. Już nie żyła chwilą tylko analizowała wszystko aż za mocno. 
- Karo... - zgromiła ją wzrokiem zderzając swoje rękawice bokserskie. 
- No co? Zrobiłaś sie jakaś zdewociała, za dużo myślisz - wyjaśniła brunetka odsuwając sie od worka 
- Kiedyś potrafiłaś obudzić sie rano, spakować i pojechać chuj wie gdzie. A teraz? Okej, rozumiem. Jesteś kapitanem straży pożarnej, skończyłaś akademię z wyróżnieniem ale na boga, nie bądź tetrykiem. Ten twój cały porucznik i tak za rok wróci do Stanów. Ale skoro jest taki seksowny jak mówisz, i sam sie do ciebie zbliża to zabaw sie z nim. Co ci szkodzi? - roześmiała sie w głos widząc jak Lidia spąsowiała spuszczając wzrok. Oparła dłonie na swoich udach, śmiejąc sie w głos do rozpuku. Reakcja Lidii, dała jej wiele odpowiedzi na pytania, których nie musiała już zadawać. Wszystko stało sie dla niej jasne. Jak słońce a nawet bardziej. Wpatrywała sie w przyjaciółkę. 
- Wiesz, że z czasem wszytko sie zmienia - wyjaśniła spokojnie przyglądając sie Karolinie. Dziewczyna wyprostowała sie. Tak, kilka lat temu podjęła decyzję, że jeśli nikogo nie znajdzie z kim będzie sie chciała zestarzeć to mówi sie trudno. Chciała przeżyć swoje życie tak jak je zaplanowała. Nikt w jej życiu nie liczył sie dla niej najbardziej niż ona sama. Musiała czuć komfort psychiczny czujac że spełnia marzenia. 
- Robisz się stara - Karolina roześmiała się 
- Nie umiem już brać życia tak lekko jak ty to robisz - Lidia wróciła do okładania swojego worka treningowego. Brunetka obserwowała ją w skupieniu. Brązowowłosa czuła rosnącą złość na przyjaciółkę. Miała nadzieję usłyszeć coś innego. Miała nadzieję, że nie usłyszy tego. Ale sama musiała przyznać przed sobą, że od pewnego czasu obecność porucznika działała na nią. Sama jego obecność powodowała, że Lidka czuła sie jak cholerna nastolatka w której hormony buzowały jak szalone. Wymierzyła ostatni cios i poczuła ostry ból w nadgarstku. Pisnęła przyciskając rękę do swojego uda. 


Wszedł do kantyny i spojrzał na stół zastawiony jakimiś kawałkami placka. Zaskoczony zatrzymał sie w drzwiach. Przy jednym końcu stało kilka osób. Wśród nich nie zauważył pani Kapitan a blondynkę, przyklejoną do ramienia Karola. Wszyscy odwrócili głowy w jego kierunku. 
- Kelly - Dominik podniósł rękę - Chodź spróbować - dodał wskazując na stół
- Ktoś ma urodziny? - podszedł do nich niepewnie 
- Nie - Karol oparł dłoń na plecach swojej towarzyszki - Kochanie, poznaj porucznika Severide. Jest tu na wymianie za Krystka - wskazał na bruneta
- Poruczniku to moja narzeczona, Zuzia - dodał. Kobieta wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Uścisnął ją delikatnie. 
- Miło mi pana poznać, poruczniku - oznajmiła spokojnie - Karol wspominał o panu - dodała
- A mi sie nie chwalił - mruknął ściskając jej dłoń. Roześmiali sie w głos 
- Pani urodziny?
- Nie, za trzy miesiące bierzemy ślub i przywiozłam wam ciasta do spróbowania. Zaznaczcie, które wam najbardziej smakują - wyjaśniła spokojnie. 
- Oo... Gratulacje - rzucił - I proszę mówić mi, Kelly - dodał. Kobieta zaśmiała sie cicho obserwując pilnie porucznika. 
- Poruczniku, bez obaw. W przyszłym tygodniu będziemy rozmawiać z organizatorami żeby  cie wcisnąć w zgromadzenie - Karol spojrzał na swoją przyszłą żonę. Kelly odniósł wrażenie, że i jedno i drugie nie widzi poza sobą świata. Uśmiechnął sie na ten widok
- Nie, nie... Nie musicie...
- To będzie niepotrzebne - usłyszeli. Zamilkli i odwrócili się w kierunku drzwi. Zuzanna na widok pani Kapitan odsunęła sie od swojego przyszłego męża. Brązowowłosa na jej widok uśmiechnęła sie promiennie i zatonęła w jego uścisku. Severide dostrzegł jej promienny uśmiech. Stanęła naprzeciw porucznika. 
- Nie będzie?
- Nie, w końcu miejsce mojej osoby towarzyszącej jest wolne. Zdążyłam sie pozbyć pretendenta do tego - wyjaśniła i uśmiechnęła sie do bruneta
- O ile porucznik sie zgodzi - dodała opuszczając ręce wzdłuż tułowia. 
- Kelly - przyszła panna młoda wlepiła w niego swoje niebieskie spojrzenie 
- Będzie mi bardzo miło - oznajmił odwracając wzrok na panią Kapitan, która uśmiechnęła sie szerzej do niego. Zgłupiał już zupełnie. 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz