Rozdział 35

249 13 9
                                    

Wszystko działo sie dookoła niej szybko. Bardzo szybko. Nie mogła złapać oddechu. Wpatrywała sie w niebieskie oczy swojego byłego męża. Nie mogła uwierzyć, że on tu jest. Czuła jego ciepłe dłonie na swoich polikach. Czuła jak całował jej czoło. 
- Wszystko jest już w porządku. Jesteś bezpieczna - powtarzał w kółko. Z kieszeni spodni wyciągnął wytrych. Zrobiło sie jej bardzo słabo. Zawirowało jej w głowie od emocji. Nie mogła złapać oddechu. Poczuła jak uścisk kajdanek na jej nadgarstkach osłabł. Przyciągnął jej dłonie do siebie i zamknął w swoich. 
- Chodźmy stąd - mruknął patrząc na nią. Pomógł sie jej podnieść. Kiedy sie dźgnęła poczuła, że nie ma siły by zrobić chociaż jeden krok. Spojrzała na niego kiedy rozległ sie kolejny wystrzał. Na korytarzu. Przycisnął ją do siebie. Musiał ją stąd wyprowadzić. Jest tak blisko by ją uwolnić. By mieć ją z powrotem. Całą i zdrową. 

Kelly nie spał od kilku dni, na zmianach był nieprzytomny. Ale myśl, że Lidka zapadła sie pod ziemię a strażacy nic nie robią by ją znaleźć go przerażała. Siedzą z założonymi rękoma. Wpatrywał sie w laptopa rozmawiając z Benny'm. Jego ojciec nie był sceptycznie do tego nastawiony. 
- Jeśli chcesz to postaram sie to załagodzić. Ale nie obiecuje, że ci to darują - oznajmił spokojnie. 
- Nie obchodzi mnie to czy mi darują. Nie chcę tego - otarł twarz. Starszy Severide przyglądał sie synowi w skupieniu. Wiedział, że Kelly'ego coś gryzie. Ale nie będzie na niego naciskał. Od Stelli wiedział tylko tyle, że coś w Polsce stało sie niedobrego. Teraz Kelly maszerował do Dominika z kartkami trzymanymi kurczowo. Podjął decyzję. Nie cofnie jej. Zastępca pani Kapitan również przeżywał to wszystko. Jego ostatnia rozmowa z Lidką nie była rozmową przyjacielską. Nawrzeszczał na nią zupełnie niepotrzebnie. Dostrzegł porucznika i postanowił odsunąć wyrzuty sumienia. Bo dotknęły go kiedy zrozumiał, że Lidki nie ma już dwa tygodnie. A z każdym dniem szanse znalezienia jej żywej, malały. Teraz musiał liczyć na cud. Na nic więcej. 
- Mogę zająć chwilę? - Severide zapukał we framugę
- Jasne. Co potrzebujesz? - Dominik wskazał na krzesło. Kelly wszedł do sali i zamknął za sobą drzwi. Zastępca pani Kapitan dostrzegł w jego dłoniach kartki. Severide wyciągnął je do niego, kiedy stanął naprzeciwko. Jego zielone oczy również były przygaszone. Dominik nie rozumiał dlaczego zniknięcie Lidki tak nim wstrząsnęło. Nie rozumiał tego. 
- Złożyłem wczoraj wniosek o przerwanie mojej wymiany. Nie czuje sie tutaj za dobrze i postanowiłem wrócić do domu. Tu mam decyzję - oznajmił spokojnie a Dominik wytrzeszczył oczy. Kelly nie umiał powiedzieć komukolwiek prawdy. Czuł sie tutaj dobrze. Ale to co sie działo z panią Kapitan uświadomiło mu, że pękało mu serce. Szczenięce zauroczenie, które ogarnęło go na widok Lidki sprawiało mu ból. Bał sie zaangażować. Wszystkie jego związki kończyły sie z kretesem. A on nie chciał już cierpieć. Nie widział sensu w tym żeby to ciągnąć. Wolał uciec. Tak, uciekał. Jak jakiś tchórz. Bez słowa wyjaśnienia. Z resztą nie wiadomo czy Lidka żyła. Nie wiadomo czy sie odnajdzie. A on wolał zamknąć sie we własnym mieszkaniu i tam pocierpieć chwilę niż być tutaj i udawać, że jest ok. On nie potrafił sie nie angażować kiedy komuś z ludzi na których mu zależało działa sie krzywda. Oni tak właśnie robili. Tylko kontaktowali sie z policją. Nie pomagali im. Zostawili im pełne pole do popisu. Wpatrywał sie w strażaka, który zacisnął pięści. 
- Rozumiem - mruknął. Właśnie sypał mu sie zespół. A jej filar czyli Lidka gdzieś zniknęła 
- To jest twoja ostatnia zmiana? 
- Przedostatnia - wyjaśnił Severide. 

Leżała na sali i wpatrywała sie w biały sufit. Maszyna monitorująca jej serce pikała miarowo. Nie wiedziała jak Krzysiek ich stamtąd wydostał. Ale kiedy znalazła sie w jego samochodzie wraz z innymi ludźmi zrozumiała. Teraz jej były mąż siedział na krześle obok jej łóżka. Nie odstępował jej na krok. Czuła jak rozbolał ją żołądek z nerwów. Przypomniała sobie o tym co powiedział jej ten mężczyzna. 
- Krzysiek? - odwróciła głowę w jego kierunku. Podniósł na nią wzrok i uśmiechnął sie ciepło. Widział zasinienie na jej poliku i rozcięcie na wardze. Żebra miała tylko pęknięte. Najgorzej było z nogą. Ale lekarze obiecali sie tym zająć w pierwszej kolejności. 
- Co potrzebujesz? 
- Prawdy - wyszeptała. Uniósł brew i przyglądał sie jej w skupieniu. Zaciskała palce na swoim nadgarstku. Zasinionym nadgarstku na którym założone miała kajdanki. 
- Prawdy? 
- Ten mężczyzna, który miał mnie zabić powiedział... - urwała czując jak coś w niej sprawia, że boi sie samej myśli o tym. 
- Czy ty na prawdę pracowałeś dla mojego ojca? 
- Co? O czym ty...
- Nie okłamuj mnie. Ten człowiek powiedział, że mój ojciec ci płacił żebyś mnie pilnował. Że wszyscy wiedzieli o tym. Że pojawiłeś sie w moim życiu dlatego, że mój ojciec ci zapłacił - wpatrywała sie w niego ignorując łzy na swoich polikach. Czuła je. Ciężkie i duże. Ale jeśli on potwierdzi to wszystko... 
- Nie wiem czemu ci to powiedział. Musisz wiedzieć, że...
- Tak czy nie?! - przerwała mu z naciskiem. Krzysiek przyglądał sie jej oddychając szybko. Uścisk na jego mostku pojawił sie nagle. Jakby ktoś coś położył na jego klatce piersiowej. Patrzył na nią i nie wiedział jak to rozegrać. Nie wiedział czy będzie mógł ją okłamać. 
- Tak - szepnął - Ale musisz wiedzieć, że to że cie kocham nie było udawane. Kocham cię do szaleństwa... - coś w jej wnętrzu pękło na pół. Przycisnęła dłonie do twarzy. Szloch wyrwał sie z jej gardła. Krzysiek zerwał sie z miejsca. Cofnęła sie gwałtownie z dala od niego. 
- Zostaw mnie! - krzyknęła. Mogła tylko atakować. Jej życie właśnie rozpadło sie na milion drobnych części. Jej idealna otoczka świętego spokoju od ojca pękła jak bańka mydlana. Człowiek którego kochała... 
- Daj mi to wyjaśnić...
- Zostaw mnie!! - jej krzyki przykuły uwagę pielęgniarki. Wpadła do sali wpatrując sie w skuloną na łóżku kobietę. Widziała jak kuli sie przerażona przed mężczyzną, który stał obok niej. Krzysiek odwrócił sie w jej kierunku
- Co pan robi? Proszę natychmiast wyjść z sali albo wezwę ochronę - rzuciła ostro. Mężczyzna odpuścił. Spojrzenie Lidki było dla niego jak polik. Poczuł jak pęka jego serce. Takiej pogardy dla siebie nie widział w niczyich oczach. A jeśli patrzy na ciebie osoba, którą kochasz całym sercem boli to podwójnie. Jej ciemne oczy patrzyły na niego z odrazą. Jakby był jakimś wstrętnym robakiem. Cofnął sie od łóżka i spoglądając w podłogę wyszedł. Te łzy były silniejsze od niego. 

Prokurator pokręcił głową słuchając lekarza. Lidka wyraźnie zabroniła tu wpuszczać kogokolwiek. Po wieczornym napadzie histerii musiała być ciągle na środkach uspokajających. Nie potrafiła sie uspokoić.
- Ale panie doktorze jestem jej ojcem i chcę dowiedzieć sie jak czuje sie moja córka - oznajmił spokojnie. 
- Rozumiem. Ale pacjentka wyraźnie zaznaczyła, że nie życzy sobie odwiedzin kogokolwiek. Jest obecnie dosyć niestabilna. Doznała jakiegoś załamania i zależy nam na jej spokoju - wyjaśnił lekarz poprawiając fartuch. Skierowali sie do jej sali. Policjant siedzący przy jej sali na widok prokuratora zerwał sie z miejsca. Spojrzeli na Lidkę. Leżała na łóżku odwrócona twarzą do okna. Widzieli jak zaciska nerwowo palce na poduszce, którą przytulała do siebie kurczowo. Prokurator zacisnął zęby. Wyrzuty sumienia uderzyły go dosyć mocno. To wszystko jego wina. Złapał za klamkę. Musiał ją przeprosić. Musiał podziękować Krzyśkowi. Zdziwił sie, że go tutaj nie było. Był pewien, że nie będzie jej odstępował na krok.
- Panie prokuratorze, nie pozwalam - lekarz spojrzał na niego 
- Przepraszam - cofnął rękę - Proszę tylko o telefon kiedy z Lidią będzie już lepiej. Wszystkie rachunki za leczenie proszę też przesłać do mnie - dodał. 

---------------------------------
Bardzo smutno mi o tym mówić ale został tylko jeszcze jeden rozdział

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz