Rozdział 21

258 13 10
                                    

Powrót do pracy był dla niego w pewien sposób zbawieniem. Lekarz zalecił mu odpuszczenie sobie dwu zmian. Co doprowadzało go do swoistego jobla. Nie umiał za długo siedzieć w domu. A zwłaszcza będąc tutaj. W Chicago zapewne zabrałby narzędzia i ruszył na przystań. A tutaj? Co najwyżej mógłby wyjść nad rzekę. Jednak pogoda zrobiła mu małego psikusa i od tygodnia padało. Deszcz siąpił zaciekle nieprzerwanie od kilku dni. Zmienna aura była dosyć kapryśna. Nawet w Stanach nie była aż tak kapryśna. Więc z nieukrywaną ulgą wstał rano i zaczął przygotowywać się do swojej pracy. Plaster jeszcze świecił sie na jego czole. Ale już do niego przywyknął. I do dziwnych spojrzeń ludzi, również. Nie przeszkadzały mu już. Wpatrywał sie w budzące miasto pijąc kawę.Miasto tonące w deszczu. Krople z impetem rozbijały się o wszystko, by za chwile spokojnie spadać na ziemię. I tak w kółko. Deszcz przybierał na sile by zwolnić za kilka chwil. A potem ponownie nabierał rozpędu. Był dziwnie spokojny. Jednak poczucie niepokoju o Lidkę dalej w nim gorało. Bo to w sumie jego wina. To on nie zauważył w porę niebezpieczeństwa. Zachował sie jak młokos. Był na siebie zły. Dalej był na siebie bardzo zły. Ściągnął brwi słysząc dzwoniący telefon. Skrzywił sie. Odsunął sie od okna i swój wzrok skierował na wyświetlacz. Komendant Boden nie dzwonił do niego. Nie interesował sie nawet jak mu idzie wymiana. Nie kontaktował sie z porucznikiem w ogóle od momentu gdy wręczył mu dokumenty o wymianie. A teraz to właśnie jego numer migał mu na wyświetlaczu telefonu. Kelly z wrażenia zachłysnął sie kawą. Otarł łzy i postawił kubek obok telefonu. 
- Komendancie - mruknął odbierając telefon. 
- Severide, jak sie trzymasz? - Kelly poczuł chyba lekką złość słysząc doskonale wesołość w głosie swojego przełożonego. Jakby to, że był na niego ogromnie wściekły kiedy widzieli sie ostatni raz, była tylko jakimś prankiem. Ale przecież Wallace Boden nie miał za grosz poczucia humoru.
- Dziękuje, dobrze - mruknął ostrożnie. Starał sie ukryć zrezygnowanie jakie mu towarzyszyło. 
- Słuchaj, wiem że minęły prawie trzy miesiące odkąd cie wysłałem do Europy. Ale mam nadzieję, że wiesz już dlaczego to zrobiłem 
- Nie mam bladego pojęcia. Chodzi o to, że remizą do której trafiłem, dowodzi kobieta? Jaki to miało cel komendancie? - Severide czuł jak powoli puszczają mu hamulce. A więc to była lekcja. Tylko tak na dobrą sprawę czego lekcja? Bo Kelly oprócz umiejętności posługiwania się jezykiem polskim nie wyniósł z tego nic innego. 
- Tak, właśnie o to - Wallace zgodził sie z nim - To miała i w sumie dalej jest lekcja pokory. Żebyś postawił się w sytuacji stażystki - dodał - A właśnie...
- Komendancie - przerwał mu Kelly gdy gniew doszedł do krytycznego punktu. I nie chodziło o to co mówił komendant. A o to jakim to tonem mówił. Jakby bawiło go to, że porucznik pojawił sie na drugim końcu świata. Chociaż wbrew pozorom Severide tęsknił za Chicago nadal. Był w ciągłym kontakcie ze Stellą, Matt'em i Joe'm. Ale to nie było to samo. Nie widział tego co sie działo, na żywo. Nie otaczała go ta wesoła swoboda. Owszem czuł sie pewnie w poznańskiej remizie ale swój dom to swój dom. I zostało mu dziewięć miesięcy tej zsyłki. 
- Na prawdę? Trafiłem do męskiej remizy gdzie rządzi kobieta i miałem poczuć sie tak jak czuje sie stażystka Squadu trzeciego? Proszę mi wybaczyć ale takiej bzdury dawno nie słyszałem...
- Kelly... - Wallace próbował coś powiedzieć ale Severide nakręcał sie z każdym słowem co raz bardziej. 
- Bo nie będę czuć sie tak jak stażystka z jednego, prozaicznego powodu...
- Kelly! 
- Ja jak idę na akcję to nie paraliżuje mnie strach. Wiem co mam robić i to robię. Przezwyciężam swoje lęki...
- Severide!! - podniesiony głos komendanta sprawił, że Kelly zamilkł. Wciągnął powietrze w płuca i czekał. 
- Miałeś rację co do stażystki, przepraszam - mruknął Wallace czując lekkie zmieszanie. Po raz kolejny nie zaufał na sto procent swojemu strażakowi. Do tej pory wzdrygał się na myśl o tym co sie stało, co się wydarzyło. 
- Słucham?! - Kelly parsknął 
- Stażystka wyleciała ze squadu - wyjaśnił. Teraz właśnie zbliżali się do tej niemiłej części, której nie chciał przekazywać Kelly'emu. Ale wiedział też co sie stanie kiedy on sie o tym nie dowie. Nie mógł spać. I musiał wziąć na siebie ciężar tego wszystkiego. 
- Aale jak to? 
- Pojechaliśmy na akcję. Pożar magazynu z częściami do samochodów. Stażystka poszła na pierwszy ogień razem z całym squadem. Potem miała współpracować z pozostałymi. Ale...
- Komendancie? - Kelly z każdym słowem czuł jak w jego gardle rośnie niewidzialna gula. Jak coś sprawia, że jego oczy nabiegają łzami a panika miażdży płuca. Czuł rosnącą w żołądku bryłę. Usiadł na kanapie czując jak kręci mu się w głowie. 
- Stella była z nią... 
- Nie, nie - coś szarpnęło jego wnętrzem. Łzy na jego polikach pojawiły sie natychmiast. 
- Przeżyła. Jest w bardzo ciężkim stanie w Med - te słowa docierały do niego jak przez mgłę. Ogromny strach, bardziej przerażenie sprawiło że płakał. Zrobiło mu się słabo. Jak to Stella oberwała?! 

Wpadł jak burza do remizy. Nie obchodziło go absolutnie nic więcej niż to, że jeszcze dzisiaj musi być w Warszawie. Musi jak najszybciej znaleźć sie w Chicago przy swojej przyjaciółce. Kochał Stellę jak siostrę. Była dla niego wsparciem jakiego potrzebował. I była przy nim zawsze. A on nie może jej teraz zostawić. Nie wchodził do szatni. Popędził od razu do Dominika. Podejrzewał, że znajdzie go w gabinecie Lidii. Ale o dziwo tam go nie było. Była za to Lidia. Na jego widok uniosła brew kiedy spojrzał na nią. Widziała w jego oczach dziwny obłęd, przerażenie. Oddychał głęboko i rozglądał sie dookoła. 
- Poruczniku? - zaniepokojona odłożyła pióro. Postanowiła dzisiaj rano wpaść do remizy i załatwić wszystkie papierkowe sprawy. I oficjalnie przekazać wszystko Dominikowi. Teraz zaniepokoiła sie poważnie widząc to co było w oczach Severide. Rozejrzał sie ponownie. 
- Potrzebuje wolnego,  natychmiast - wycedził. Starał sie opanować przy Lidii. Nie chciał sie rozkleić przy nich, wszystkich. Nie mógł im pokazać swoich łez. W głowie dalej miał słowa Wallace o Stelli. Musiał być przy niej! 
- Co sie stało? Jak wolnego? Na ile? - poderwała sie. Wyciągnęła rękę po kule chcąc wstać 
- Moja dziewczyna miała wypadek - oznajmił poważnie a Lidia poczuła jak coś osuwa sie spod jej nóg. Fala gorąca zalała jej ciało i sprawiła, że zrobiło sie jej słabo. Puściła kule które z trzaskiem opadły na podłogę. Severide skłamał. Ale wiedział, że nie ma wyjścia. Inaczej nie mogłby wrócić do Chicago. Spoglądał na panią Kapitan, która wyglądała jakby zobaczyła ducha. Ale nie zwrócił na to uwagi
- Wracam za tydzień, maksymalnie dwa kiedy będę miał pewność, że wszystko w porządku - mruknął i bez czekania na jej reakcję skierował sie do wyjścia. Chicago uważaj, wraca Kelly. Kelly, który czuł przerażenie. 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz