Rozdział 33

251 13 15
                                    

Mężczyzna wpatrywał się ponownie w nagranie chcąc wyłapać najmniejszy chociaż szczegół, który pomógłby mu odkryć gdzie jego córka jest. Ale takich pomieszczeń było ogromnie dużo w samym Poznaniu. Młody chłopak siedzący obok prokuratora, próbował na jego prośbę wyizolować jakiś dźwięk. Ale film był nagrany bardzo idealnie. Nic z zewnątrz nie docierało do mikrofonu kamery. Prokurator czuł na zmianę panikę i złość. Ktoś miał czelność uderzyć w jego słaby punkt. Ktoś miał czelność zagrozić jego córce. A takiej zniewagi on nie popuści płazem. Znajdzie jej porywaczy i znajdzie ją. Całą i zdrową.

Była przerażona. Łzy złości spływały po jej polikach. Kiedy ten zamaskowany mężczyzna powiedział dlaczego tu jest, wszystko podeszło jej do gardła. Dlaczego musiała urodzić się w tak popieprzonej rodzinie? Dlaczego jej ojciec nie mógł być normalnym adwokatem, prokuratorem? Dlaczego musiał być umoczony? Dlatego właśnie nie wspominała nigdy o nim. Bo według niej skoro stał na straży prawa, powinien tego prawa bronić do ostatniej kropli krwi. Ale jego ochrona kończyła się na konkretnej cenie. To było dla niej uwłaczające. Zwłaszcza, kiedy będąc małą dziewczynką, uważała swojego ojca za superbohatera. Uważała go za swojego idola. Kiedy była mała był dla niej największym wsparciem. Kiedy chciała iść do akademii, pogratulował jej tego. Był na każdym jej zakończeniu semestru. Stał w pierwszym rzędzie i klaskał najgłośniej. I powtarzał wszystkim jak bardzo jest z niej dumny. Nie potrafiła sobie nawet przypomnieć czy kiedykolwiek był na nią zły. Nie mogła powiedzieć, że nie odczuwała miłości swoich rodziców. Była ich jedynym dzieckiem i wspierali ją w każdym momencie jej życia. Nawet kiedy miała by się wywrócić, oni powtarzali że tak nauczy się życia. Mówili jej, że porażki są tak samo ważne jak sukcesy. I teraz na przestrzeni tych lat które przeżyła musiała przyznać im rację. Nawet kiedy odkryła czym jeszcze zajmował się jej ojciec. Otarła łzy z polików i podniosła się. Musiała się stąd wydostać. To było tak oczywiste. Ale nie wiedziała jak. Znajdowała się w pokoju który bardziej nadawał się do mieszkania niż piwnica. Kobieta, która przyszła po nią dwa dni temu starała się być dla niej przyjacielska. Ale Lidia była zbyt przerażona. Jeszcze do wczoraj nie wiedziała dlaczego została porwana. A teraz? Teraz już się poddała. Nie rozmawiała z ojcem od pół roku. Od kiedy rozwiodła się z Krzyśkiem. Zawsze wydawało jej się, że jej ojciec nie przepadał za jej mężem ale kiedy dowiedział się o rozwodzie wydawał się zatroskany całą sytuacją. Wymieniła z nim kilka słów i szybko kazała mu wyjść. Nie mogła dalej na niego patrzeć. Próbowała się odciąć od bycia córka prokuratora miejskiego. Wszyscy jednak wiedzieli o tym kim był jej ojciec. I było to utrudnione. Dla Mamy starała się rozmawiać z ojcem neutralnie bez jakichś złośliwych docinków. Przemaszerowała od łóżka w kierunku zakratowanego okna. Nie wiedziała nawet gdzie jest. Nie przypominała sobie takich widoków w Poznaniu. Idealnie wygłuszone okna nie przepuszczały najmniejszego hałasu. Nie umiała rozpoznać tego miejsca w którym się znalazła. Musiała się wydostać. Spojrzała na siebie. Karmili ją, pilnowali żeby było jej ciepło. Nie czuła już bólu nogi. Musiała coś szybko wykombinować. Dotknęła palcami framugi. Solidnie wstawione okna uniemożliwiały jej ucieczkę przez okno. Rozejrzała się dookoła. Oprócz łóżka nie było tu nic wiecej. Wszystkie meble zostały wyniesione. Uderzyła dłońmi w szybę. To musiał być jakiś dziwny plastik. Albo plastikowe szkło. O ile takie istniało.

Prokurator uderzył w ścianę. Poczuł rosnący ból. Informatyk nic nie znalazł. Nawet tagów lokalizacyjnych. Ścieżka filmu była wyczyszczona. Nie była sklejana z kilku filmików. Było to oryginalne nagranie z którego ktoś usunął wszystkie najważniejsze rzeczy. A to sprawiło, że mężczyzna był wściekły. Wściekły bo jego córka gdzieś tam jest, wściekły bo ktoś mu groził. A jemu się nie grozi. Ci ludzie nie wiedzieli chyba z kim zadarli. W jego głowie rodził się plan żeby odnaleźć ich. I pokazać im kto tu rządzi.

Dalej był zły. Zły że nikt nie chce mu nic powiedzieć. Nie spał w ogóle od powrotu ze służby. Nie mógł. Nie potrafił. Myśl, że Lidka gdzieś tam jest napawała go przerażeniem. Gdyby to stało się w Chicago już razem z detektywami przeczesywał by miasto. A tutaj? Tutaj policja wyraźnie kazała im się nie wtrącać. Ale jak mógł się nie wtrącać?! Ważna dla niego osoba została porwana. Bo jak miał ją inaczej nazwać? Zdał sobie sprawę, że skopał całą sprawę z panią Kapitan. Że przez jedno zdanie które powiedział kilka tygodni wcześniej to wszystko potoczyło się tak a nie inaczej. Siedział na balkonie i wpatrywał się w miasto. Miasto które nigdy nie spało. Patrzył na miasto które poznał właśnie dzięki niej. To miasto będzie mu się od zawsze kojarzyło z jej szerokim uśmiechem, miłym głosem i zapachem jej skóry i włosów. Macka bólu z impetem ścisnęła jego serce. Nie umiał siedzieć bezczynnie.


Biegła przez gęste zarośla czując jak adrenalina sprawia, że nie czuła bólu nogi. Udało jej się uciec poza budynek. Biegła na oślep przed siebie. Słyszała krzyki za sobą i wiedziała, że musi wydostać się z tego lasu jak najszybciej. To jak wydostała się z tego więzienia było cudem. Improwizowała, ale opłaciło się jej to. Jeden, jedyny człowiek który pilnował jej drzwi leżał przed drzwiami ogłuszony szyną, która z siebie zdjęła. Może nie było to zbyt mądre ale dało jej przewagę. Przewagę, której potrzebowała. Zanim się inni zorientowali co się dzieje była już poza murami budynku. I pędziła przez krzaki. Gałązki szarpały jej włosy, gęste pnącza jeżyn raniły jej nogi, bluszcz smagał jej twarz. Ale ona wiedziała, że musi uciec. Skręciła gwałtownie w prawo. Nie odwracała się za siebie. Nie mogła. Usłyszała krzyki za sobą. Nie wiedziała czy byli daleko czy blisko. Dostrzegła natomiast, że drzewa robią się rzadsze. A to oznaczało, że zbliża się do jakiejś drogi. Jęknęła głucho, kiedy barkiem wpadła na potężną sosnę. Odbiła się od drzewa i zachwiała. Nie mogła się przewrócić. Nie w tej chwili! Desperacko zamachała rękoma i pochwyciła jakieś gałęzie. Noga obsunęła się na ściółce co sprawiło jej ból. Ale nie mogła się zatrzymać. Ostry ból w plecach przyniósł jej na myśl poparzenie. Wszystkie jej mięśnie zesztywniały. Nogi odmówiły posłuszeństwa.
- Cholerny paralizator - pomyślała czując jak traci przytomność.

Wychodził ze swojego biura. Nie umiał znaleźć swojej córki. Był beznadziejnym ojcem. Otworzył drzwi od auta i wsiadł. Poderwał się widząc jak mężczyzna siedzący w środku uśmiechnął się do niego. Widział go pierwszy raz na oczy.
- Dobry wieczór panie prokuratorze. Może czas najwyższy rozpocząć pertraktacje?

----------_-------------------
Powoli zbieram się do zakończenia tego opowiadania. Jeszcze 1 lub 2 rozdziały.

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz