Rozdział 18

279 15 18
                                    

Ból ściągnął ją z powrotem do rzeczywistości. Widziała ludzi skaczących dookoła niej. Bolało ją w okolicach nóg. Rozglądała sie chaotycznie dookoła. 
- Nie ruszaj się - słyszała jak na zwolnionym filmie. Scentrowała wzrok na mężczyźnie, który nachylał sie  nad nią. Nie pamiętała co sie stało. Było strasznie głośno. I robiło sie jej bardzo gorąco. Poczuła jak na czole pojawiły sie krople potu. Zsunęła wzrok na swoje nogi i poczuła jak odlatuje. Klepnięcie w polik nic nie dało. 
- Mieliście zasłonić jej widok! - Dominik był wściekły na sanitariusza, który klękał przy pani Kapitan. Lidia na widok krwi mdlała. Ale nie na widok krwi u kogoś a swojej. Nie umieli tego wytłumaczyć. Zawsze, kiedy skaleczyła sie albo zadarła robiło sie jej słabo. A kiedy opatrywała innych rany nic jej nie było. Severide siedział na trawie między barierkami oddzielającymi kierunki ruchu. Sanitariusz oglądał jego rozcięcie na czole. Był na siebie wściekły. Nie rozglądał sie na boki. Naraził innych nie niebezpieczeństwo. I oberwała Lidka. Był bardzo na siebie wściekły. Skrzywił sie czując piekący ból. Mężczyzna próbował zdezynfekować jego ranę. 
- Zabierzemy cię do szpitala, żeby to zszyć i zrobić rezonans. Całkiem mocno uderzyłeś w barierkę - wyjaśnił mężczyzna przykładając opatrunek. Kelly odruchowo pomógł sanitariuszowi, przyciskając gazę do swojej rany.
- Co z panią kapitan? - rzucił cicho ignorując rosnący ból
- Próbują ją uwolnić. Przekoziołkowaliście parę razy i jej noga utknęła między przęsłami - wyjaśnił spokojnie owijając jego głowę bandażem. Wyrzuty sumienia uderzyły go boleśnie w brzuch. Zerwał sie z miejsca czując jak jego żołądek próbuje pozbyć sie zbędnego balastu. Od razu wezwano skład z sąsiedniej remizy. Wszyscy strażacy z dwunastki skupili się na Lidii i na tym żeby ją uwolnić bez pogarszania jej stanu. Oparł się ręką o barierkę oddychając głęboko. Przykry niesmak został w jego ustach. Otarł wargi wierzchem dłoni i odwrócił do mężczyzny. Sanitariusz wpatrywał sie w niego z zaniepokojeniem. 
- Jedziemy do szpitala, zapraszam - ton mężczyzny nie znosił sprzeciwu. Kelly westchnął. Nawet nie chciał sie z nim kłócić. Czuł sie podle. Kiedy się ocknął i zrozumiał co sie dzieje było za późno. Widział ciężarówkę, która rozpychała inne auta i sunęła w jego kierunku. A wtedy poczuł impet uderzenie z boku. Zanim sie zorientował kto to, przekoziołkował przez autostradę i wpadł na barierkę głową. Należało mu się. Wiedział o tym. To była kara za to co sie stało. Za to, że skupił sie na swoich butach a nie na otoczeniu. Popełnił podstawowy błąd - nie upewnił się, że jest bezpiecznie. Wszedł do karetki i usiadł na noszach. Dostrzegł jeszcze jak Olek złapał za szlifierkę kątową i zabrał sie za pracę. Snopy iskier to ostatnie co widział zanim drzwi sie zamknęły z trzaskiem. 

Otworzyła oczy i rozejrzała sie po sali. Bolały ją mięśnie, kości. A najbardziej dokuczała jej noga. Teraz wisiała lekko podniesiona na szpitalnym temblaku. Zacisnęła powieki i dotknęła swojej twarzy. Syknęła czując jak podrażniła jakieś zadrapanie na kości policzkowej. Co się właściwie stało? Starała sie przypomnieć sobie wszystko. Była skołowana. Pamięta ciężarówkę, pamięta jak Severide... Poderwała się. Głośny jęk bólu rozszedł sie po jej sali. W drzwiach pojawiła sie pielęgniarka. 
- Pani Frączyk, proszę leżeć spokojnie - podeszła do jej łóżka z uśmiechem. Spojrzała na parametry wyświetlane na monitorze. 
- Proszę mi powiedzieć co z jednym z moich strażaków - rozejrzała sie dookoła. Kobieta uśmiechnęła sie do niej i podała jej szklankę z wodą. Lidia poczuła ulgę czując jak woda nawilża jej gardło. 
- Proszę odpoczywać - wyjaśniła odstawiając szklankę na stolik przy jej łóżku. Zignorowała zupełnie jej słowa i wyszła. Pani Kapitan fuknęła niezadowolona. Nachyliła sie do telefonu, który leżał koło szklanki. To był jej telefon. Włączyła komórkę i prychnęła kiedy dostrzegła, że telefon zaraz sie rozładuje. Modliła sie, żeby mieć możliwość wysłać tego jednego, krótkiego SMS. Po kilku sekundach pojawił sie Dominik. Na jej widok wyraźnie sie rozluźnił. Szeroki uśmiech wkroczył na jego twarz. Odpowiedziała mu tym samym. Nie spodziewał sie, że Lidia obudzi sie tak szybko. Sam lekarz im powiedział, że pewnie będzie spała do samego rana. Zastrzyki które dostała były bardzo bolesne, na szczęście kości były całe. Miała tylko głębokie, paskudne i zanieczyszone rozcięcie na nodze. 
- Cześć - złapał jej dłoń - Jak sie czujesz?
- Co z Severide? - zignorowała pytanie swojego przyjaciela. 
- Lekki wstrząs mózgu. Zostaje do jutra w szpitalu - wyjaśnił - A ty jak sie czujesz?
- Normalnie - oznajmiła spokojnie. Dominik dostrzegł na jej twarzy wymalowaną ogromną ulgę. Wiedział doskonale, że kilka sal od nich trwa debata z komendantem miastowym, który musi mieć wszystko na bieżąco. Ale nie chciał teraz zawracać tym głowy pani Kapitan. Doskonale wiedział co przeszła. Nie opuścił jej na krok. Eskortował ją do szpitala. Martwił sie o nią. To co zrobiła było bardzo bezmyślne. Ale wiedział doskonale, że dla każdego z nich zrobiłaby to samo. I że oni zrobiliby dla niej i dla siebie dokładnie to samo co Lidia. Teraz musiała sie tylko z tego wyleczyć i wrócić do pracy. Uśmiechnął sie do niej.
- Normalnie, a masz szesnaście szwów założonych - wyjaśnił. 
- Cholera, tylko dwie do tytułu mistrza mi zabrakło - mruknęła naburmuszona. Po chwili oboje roześmiali sie w głos. Było dobrym znakiem to, że dopisywał jej humor. 

Bał sie wejść do jej sali. Sam nie wiedział czego sie będzie mógł spodziewać. Chciał wrócić do domu ale dostał rozkaz od Dominika oraz Komendanta miejskiego, że ma tu zostać. To Dominik będzie zastępował Lidię, kiedy ta będzie dochodzić do zdrowia. Dostrzegł ją jak leżała z nogą uniesioną kilka centymetrów ponad łóżko i czytała książkę. Zacisnął zęby. Chciał ją przeprosić. No i dowiedzieć jak sie czuje. Podniosła wzrok kiedy mężczyzna zapukał we framugę. Uśmiechnęła sie do niego szeroko. Odpowiedział tym samym. 
- Kelly, dobrze cie widzieć - odłożyła książkę na szafkę. Wszedł do sali i podszedł do krzesła stojącego przy łóżku. 
- Ciebie również - usiadł poprawiając szlafrok. Stroje w polskim szpitalu były zupełnie inne niż te w USA. Były bardziej zbliżone do zwykłej piżamy. I były bardziej komfortowe. 
- Jak sie czujesz?
- Mam parę szwów założonych, pojutrze będą mnie chcieli wypuścić i...
- Przepraszam - wpadł w jej słowo. Zamilkła i spojrzała na niego. Coś ścisnęło sie na jej sercu widząc skruchę na jego twarzy. I dziwne przerażenie w jego oczach. 
- Słucham? 
- To moja wina, powinienem być bardziej skupiony na otoczeniu a nie na swoich butach - mruknął czując ponownie jak złość w nim rośnie. Zaczął sie nakręcać. Wyrzucał z siebie wszystko. 
- Kelly przestań - nachyliła sie ostrożnie i złapała jego dłoń 
- Po pierwsze każde z nas dla siebie zrobiłoby to samo, nie jest to twoja wina. Po drugie jesteśmy cali, ja na weselu nie zatańczę ale tam pójdę. A po trzecie jesteśmy po pracy, wyluzuj - wyjaśniła. Przyglądał sie jej w skupieniu. Uśmiechnęła sie do niego szeroko i ciepło. Zacisnął palce na jej dłoni. Nie wiedział co miał jej powiedzieć. Patrzyła na niego. Nie była na niego zła, nie obarczała go winą za to co sie stało. Wiedziała, że jest jako Kapitan odpowiedzialna za całą swoją drużynę. Nawet za niego. I gdyby to był ktokolwiek inny z jej remizy, zrobiłaby to samo. Bez zawahania. Dłuższego zawahania. Bo przez ułamek sekundy miała nadzieję, że Kelly sie ocknie i zobaczy co sie dzieje. Ale jeśli to nie nadeszło to musiała zareagować. Była dowódcą. Odpowiadała za cały zespół. Nawet za tego krnąbrnego mężczyznę, który siedział w jej sali.  

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz