Rozdział 36

407 16 48
                                    

Siedzieli w hangarze i szorowali sprzęt. Ostatni wyjazd do pożaru dał im się we znaki. Kelly wyczuwał nerwową atmosferę w ekipie. Powiedział im o powrocie do Chicago. W Stanach, Benny również wszystko dopiął. CFD niechętnie zgodziło sie na powrót porucznika do domu. Oczywiście skreśliło go to z listy awansujących na kilka lat. Ale Severide sie tym nie przejął. Nie umiał i nie potrafił wysiedzieć w Poznaniu. Bez Lidki to było bez sensu. Brakowało jej. Zwłaszcza jemu. Miotał sie jak nastolatek. Bardzo sie miotał. Z jednej strony chciał ją zobaczyć, dotknąć, posłuchać. Ale z drugiej strony przerażało go to co czuł przy pani Kapitan. I dołowało go to, że nie będzie miał możliwości sprawdzić tego wszystkiego w czasie. Odłożył ścierkę do czyszczenia prowadnic pił kiedy usłyszał dźwięk swojego telefonu. Spojrzał na wyświetlacz. Poprosił Bartka żeby ten zawiózł go na lotnisko. Podniósł się i odszedł na bok. Nie chciał żeby ktokolwiek się dowiedział o tym o czym będą rozmawiać. Rozmowa była krótka. W jej trakcie na podjazd przyjechał radiowóz. Severide poczuł jak coś podchodzi mu do gardła na widok mundurowych. Wyprostował sie i obserwował ich. Nie chciał dopuścić do siebie myśli o tym, po co tu przyjechali. Skinęli mu głową i skierowali sie w głąb. Szybko pożegnał sie ze swoim rozmówcą i ruszył prawie biegiem za mężczyznami. Bez słowa minęli pozostałych strażaków i weszli do części biurowej. A Kelly czuł porażającą panikę. Czuł rosnącą panikę. Bo ich pojawienie sie mogło oznaczać tylko jedno.

Podniosła wzrok na mężczyznę siedzącego przy jej łóżku. Środki na uspokojenie dalej działały ale czuła doskonale, że jest ich mniej. O wiele mniej. Ponownie macki bólu zagnieździły sie w jej głowie. Znowu ta ciemność...
- Hello darkness, my old friend... - zanuciła w głowie. Lekarz siedział przy niej kolejną godzinę i próbował przekonać ją, żeby powiedziała mu co sie stało. Ale Lidka uparcie milczała. Nie przyjmowała żadnych płynów, pokarmów. Nie mogła. Nie chciała. Chciała umrzeć. To w jakiej sytuacji sie znalazła przerażało ją. Jej idealne życie wcale idealnie nie było. Zwłaszcza to co działo sie w jej życiu prywatnym było dokładnie ukartowane przez jej ojca. Przez człowieka, którego nienawidziła i z którym nie chciała mieć żadnego kontaktu. A on mimo wszystko był obecny w jej życiu. Nie chciała tego. I nie chciała nikomu o tym mówić. Nikt by tego nie zrozumiał. Nie miała siły tego opowiadać. Nie chciała żyć. Nie chciała umrzeć. Chciała żeby sie to skończyło. Tylko tyle. 

Pędzili wozem po mieście zmierzając do szpitala. Wiadomość o odnalezieniu Lidki była tym, czego potrzebowali. Wyraźnie sie rozchmurzyli na te słowa. Później zaczęli wiwatować i bez problemów zorganizowali się żeby pojechać do szpitala. Kelly niecierpliwił sie jak małe dziecko. Chciał ją zobaczyć. Upewnić się, że jest bezpieczna. Wyjaśnić jej wszystko i sie pożegnać. Nie chciał jej wadzić. Nie chciał być dłużej dla niej problemem. Bo przez to jedno kłamstwo skreślił wszystko. Wraca do Chicago jako przegrany, jak tchórz. 

Nie mógł spać w nocy. Wiercił się w łóżku. Widok Lidki, nieobecnej wzrokiem na szpitalnym łóżku sprawiło mu ogromny ból. Byli wyraźnie niezadowoleni, że nie mogli tam do niej wejść. A on nie chciał tam wchodzić. Widział w jak okropnym stanie sie znalazła. Zadrapania na twarzy czy siniaki to nic w porównaniu z tępym wzrokiem. Jakby w jej ciele nie było jej duszy. Była jak puste naczynie. Dominik rozmawiał z lekarzem i przekazał im wiadomość o jej stanie. Wszyscy szukali sposobu jak ją zwrócić. Ale Severide trzymał sie z dala. Nie chciał pogłębiać jej szoku. Teraz był pewien. Musi do niej pójść.  Nie ważne, że nie spał od powrotu ze zmiany. Nie mógł znieść jej widoku na łóżku. Zebrał ubrania z podłogi i skierował sie do łazienki. Pół godziny później, taksówką jechał do szpitala na Szwajcarskiej. Nie mógł zgubić tej pewności, którą miał teraz. Mijał mijane budynki. Nie układał sobie przemówienia. Nie wiedział co jej powie. O ile powie. Wszedł do szpitala. Skierował sie na odpowiednie piętro. Policjant siedzący przy jej sali obrzucił go tylko niechętnym spojrzeniem. Ale on sie tym nie przejmował. Wpatrywał sie w nią przez szybę. Leżała na łóżku i patrzyła przed siebie. Kroplówki otaczały ją z każdej strony. Ale ona przypominała lalkę niż człowieka. Wsunął ręce do kieszeni i patrzył na nią. 
- Ona z nikim nie chce sie widzieć - policjant podniósł głowę na porucznika. 
- Nie szkodzi. Wystarczy, żeby widziała mnie - wyjaśnił i odwrócił głowę. Napotkał jej wzrok. Patrzyła na niego tym samym tępym wzrokiem. Nie wiedział o czym myślała. Po kilku minutach pojawiła sie pielęgniarka, która weszła do jej sali. Lidka odwróciła wzrok na nią i coś powiedziała. Pierwszy raz od kilku dni. Kobieta spojrzała na niego i skinęła głową. Otworzyła drzwi od jej sali na oścież 
- Może pan wejść - oznajmiła. Zaskoczony wytrzeszczył oczy. Poczuł jak rośnie w nim stres. Był bardzo zaskoczony tym wszystkim. Pielęgniarka wyszła z sali i przytrzymała drzwi. Zastanawiał sie czy powinien wejść do środka. Policjant osłupiały złapał za telefon. Ale Severide nie zwracał na niego uwagi. Wszedł do sali oddychając głęboko. Wpatrywała sie w niego bez wyraźnego wyrazu. Dalej tępo śledziła jego kroki. Zamknął cicho drzwi od jej sali. Zmniejszył dystans między nimi. Z każdym krokiem miękły mu nogi. Bał sie skrzywdzić ją bardziej. Poklepała miejsce obok swoich nóg. Nie odwracała wzroku kiedy podchodził. Serce waliło mu w  żebra jak oszalałe. Przełknął ślinę i usiadł w miejscu które wskazała. Kiedy to uczynił patrzył na nią. Widział zmianę w jej spojrzeniu. W jej oczach rosło przerażenie i zbierały sie łzy. Poczuł bolesny uścisk w klatce piersiowej. 
- Cześć - rzucił cicho - Jak sie czujesz? - uśmiechnął sie blado. Poczuł nagle jak wtuliła sie w niego wybuchając płaczem. Czuł jej drobne ramiona otaczające go na wysokości żeber. Twarz wciskała w jego mostek. Odruchowo zamknął ją w swoich ramionach. Przycisnął polik do czubka jej głowy i gładził jej plecy ostrożnie. Zaczął sie z nią kołysać. Chciał ją uspokoić. W jej stanie takie napady nie są wskazane. Zacisnął powieki. Oddychał spokojnie słuchając jej szlochu. A to sprawiało mu ból. 
- Zawsze uważałam, będąc dzieckiem, że mój ojciec to superbohater. Miałam w nim ogromne wsparcie. Jednak kiedy miałam dwadzieścia dwa lata dowiedziałam sie, że jest umoczony. Rozumiesz, mój ojciec to sprzedajna kurwa. Prokurator, który stał na straży prawa do pewnej granicy cenowej - zaczęła - Znienawidziłam go. Był taki sam jak ci, których powinien zamykać w więzieniu. Zerwałam z nim wszelkie kontakty. Kiedy widzieliśmy sie na urodzinach mamy starałam sie nie okazywać swojej niechęci. A on mimo wszystko niszczył mi życie - odsunęła sie od niego ostrożnie. Otarła swoje poliki z łez i złapała głęboki wdech. 
- Kiedy poznałam Krzyśka miałam wrażenie, że mam niebywałe szczęście. Wiesz nonszalancki, przystojny i pewny siebie. A do tego tak świetnie sie nam rozmawiało. Czułam sie przy nim jak władca świata. To co czułam wtedy dodawało mi skrzydeł. A teraz sie okazało, że mój ojciec go wysłał. Że Krzysiek pracował dla niego. I miał za zadanie mnie pilnować. Miał mieć na mnie oko. To, że Krzysiek pewnego dnia zaczął sie ode mnie odsuwać żebym sie z nim rozwiodła to pewnie też jego sprawka. Ja chcę tylko sie uwolnić od mojego ojca. Chcę tylko być w miejscu w którym on nie ma najmniejszego wkładu w moje życie. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego - wyszeptała. Severide obserwował ją. Widział jak sie trzęsła. Widział jak nerwowo szarpała kołdrę. Zacisnął zęby. 
- Lidka - złapał jej dłoń - Musisz wiedzieć tylko, że kiedy powiedziałem ci o wypadku w Chicago to nie wiem czemu powiedziałem, że Stella to moja dziewczyna. To moja najlepsza przyjaciółka. Ale chciałem być przy niej więc okłamałem was wszystkich - złapał jej dłoń. Ten pomysł urodził sie w jego głowie nagle. 
- A kiedy dzwoniłem do ciebie to chciałem ci powiedzieć właśnie prawdę. Kiedy zniknęłaś ja poczułem sie niepełny. Znamy sie kilka miesięcy ale... Wracam za kilka dni do Chicago, przerwałem swoją wymianę bo myśl, że jesteś gdzieś w mieście a ja nie wiem gdzie napawała mnie przerażeniem. Z każdym dniem szanse na znalezienie ciebie żywej malały. A myśl, że miałem cie pochować jest za bardzo bolesna. Wiem, że znamy sie kilka miesięcy i że przez pewien czas myślałem, żeby sie w to nie pchać bo ja niedługo wrócę do siebie mnie przytłaczała. Ale ten głupi kawał mięsa zwany sercem nie słuchał. Dlatego skoro chcesz być gdzieś gdzie nie ma twojego ojca, chcesz zacząć wszystko od nowa jedź ze mną do Chicago. Znam świetnego lekarza, który pomoże ci stanąć na nogi psychicznie. Mi też wiele razy pomógł. Chcę spróbować umieścić siebie w twoim świecie - oznajmił podnosząc wzrok na nią. Jej oczy zrobiły sie okrągłe z zaskoczenia. 
- Aale jak to mam pojechać z tobą do Chicago? 
- Normalnie. Kupię bilet dla ciebie, załatwię wszystkie dokumenty. Jedź ze mną 

DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Lato w Chicago było w tym roku wyjątkowo rześkie. Lekkie, nocne deszcze nadawały powietrzu wilgoć. Fali upałów nie zapowiadano do samego końca sezonu letniego. Severide wszedł do parku wypełnionego ludźmi. Rozejrzał sie z zaciekawieniem. Soczysta zieleń drzew i trawy przecinana była kwiatami. Harmider zebranych tutaj ludzi podnosił go na duchu. Dostrzegł to za czym sie rozglądał. Z uśmiechem na ustach skierował sie do stolika. Doktor Charles na jego widok poklepał po dłoni brązowowłosą. Lidka odwróciła sie do niego. Od kilku dni widział jej szczery uśmiech. A to napawało go optymizmem. Po przylocie do Chicago zajął sie przygotowaniami by ją tu ściągnąć. Chociaż sam nie wiedział czy to sie uda. Czy Lidia nie rozmyśli się w trakcie. Ale kiedy Charles zapewnił go, że Lidia jest już w Chicago MED poczuł ulgę. Wspierał ją w każdym etapie leczenia. Nachylił sie nad nią i cmoknął jej polik. 
- Doktorze - wyciągnął do niego dłoń 
- Poruczniku - mężczyzna uścisnął ją - Ja, was zostawię. Wrócimy do rozmowy później - dodał patrząc na Polkę. Przywykła już do sensacji jaką wzbudzała. Wiedziała, że mnóstwo pracy przed nią ale rokowania były bardzo optymistyczne. Severide usiadł na krzesełku zwolnionym przez lekarza. 
- Jak sie czujesz? - spojrzał na nią. Złapała jego dłonie i zacisnęła na nich swoje palce. To było dziwnie szalone co zrobiła. Ale czuła tutaj wewnętrzny spokój. I obecność Kelly'ego ją napędzała. Wspierał ją w każdym etapie. Odwiedzał codziennie. Poznała kilku jego znajomych z pracy. Zwłaszcza Stella nie dawała jej żyć, zapewniając że jak Lidka dołączy do remizy 51 to zobaczy czym jest prawdziwe życie. Jednak obie wiedziały, że do tego jeszcze długa droga. Zanim Lidka dostanie możliwość wrócenia do pracy jako strażak w CFD będzie musiała przejść akademię od początku. 
-Świetnie - uśmiechnęła sie - Doktor Charles powiedział, że jak to będzie szło dalej jak idzie to za miesiąc będę mogła wyjść - oznajmiła. Severide uśmiechnął sie szeroko. Wiedział, że przed nimi jeszcze długa droga. Od momentu pojawienia sie Lidki w Chicago od razu trafiła do szpitala na oddział zamknięty. Jednak czuł, że teraz to wszystko było warte tej gry. Zaciskał palce na jej dłoniach i słuchał jej wesołego tonu. W niczym nie przypominała kobiety, której zaproponował przeprowadzki na drugi koniec świata. 

-------------------------
I to byłoby na tyle. Przyznaje się,że tu jeszcze bardziej zgubiłam sens głównego wątku. Ale jakoś z tego wybrnęłam
Wiem, że zapowiadałam SADEND ale urodziła mi się w głowie inna końcówka którą wprowadziłam w życie. Mam nadzieję, że ona was satysfakcjonuje :)

Ogłaszam jednocześnie, że na chwilę obecną to moje ostatnie opo publikowane na Wattpad - ostatnio w moim życiu dzieje się wiele i widzicie same jak rozciągnęłam w czasie całe opowiadanie.
Może kiedyś wrócę
Może

Jednakże dziękuję Wam za każdy komentarz czy gwiazdkę. Jesteście niesamowite ❤️❤️

ko_ko_ryczka

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz