Rozdział 13

342 17 37
                                    

Kelly Severide nie denerwował sie nigdy. Nigdy! No dobra, może kiedy po raz pierwszy przekraczał próg remizy 51 kiedy był stażystą. Potem już sie nigdy nie stresował. Aż do dzisiaj. Siedział na krześle w pokoju odpraw i tupał nogą. Lidia wyszła stąd pół godziny temu z jego testem z języka polskiego. W końcu czuł sie gotowy do podejścia do testu. A teraz kiedy go oddał poczuł jak ogarnia go stres. Stary, dobry stres o którym zapomniał. Zastukał palcami o blat stolika nerwowo. Rozglądał sie na boki. Ale nie widział pani Kapitan, która wracałaby z jego wynikami. Poprawił zegarek na nadgarstku. Gdzie ona jest? Może to porwanie sie na ten test było złym pomysłem? Ale z drugiej strony był tu już dwa miesiące. Wychodziło mu mówienie po polsku co raz lepiej. Co raz więcej rozumiał. Wszyscy w remizie starali sie mówić do niego powoli. Zdawali sobie sprawę, że normalne mówienie powoduje, że Kelly ich jeszcze bardziej nie rozumiał. Dlatego wszyscy mówili bardzo spokojnie do niego. Co bardzo dużo mu ułatwiło. Starał sie w sklepie odpowiadać w ich ojczystym języku. Owszem, niektóre słowa były dla niego czarną magią. Ale jednak dawał sobie radę. Był z siebie bardzo zadowolony w tej kwestii. Czuł nawet lekką dumę kiedy zdawał sobie sprawę, że podstawowo opanował posługiwanie sie jednym z najtrudniejszych języków świata. Zerwał sie z miejsca gwałtownie, kiedy drzwi otworzyły sie. Lidia zaskoczona zatrzymała sie. Uśmiechnął sie nerwowo na jej widok. 
- Spokojnie, poruczniku - mruknęła z ciepłym uśmiechem. Podobał mu sie ten uśmiech. Ukazywał jej twarz w innym, ładniejszym świetle. Nie wracali już do całej sytuacji sprzed miesiąca. Zdawał sobie sprawę, że do wesela zostało parę tygodni. Widział nawet jak rośnie zdenerwowanie Karola zbliżającym sie terminem ślubu. On tego nie doświadczył. Jego małżeństwo było szybkie, gwałtowne ale nie mógł powiedzieć, że było czymś złym. Weszła do środka i zamknęła drzwi. Odwróciła sie i dostrzegła całą drużynę, która przykleiła nos do szyby. Stanęła plecami do porucznika i wskazała strażakom na wynik jego testu. To sprawiło, że mężczyźni wpadli do sali z głośnymi okrzykami. 
- Zanim się na ciebie, poruczniku, rzucą chciałam ci pogratulować. Nie była to idealnie napisana praca ale zaliczyłeś. Są małe, pojedyncze błędy które szybko rozwiążemy - wyjaśniła. Severide poczuł jak coś spada z jego żołądka. Stres właśnie upłynął a on poczuł jak pojawia sie dziwne skołowanie. Czyli będzie mógł brać udział we wszystkich akcjach. Czyli nie będzie już musiał jeździć z Lidią. Nie, że mu sie to nie podobało. Ale po jego popisie na autostradzie ponownie był tylko obserwatorem. A to mu przeszkadzało. Był strażakiem, chciał brać czynny udział w każdej akcji. Nie przepadał za byciem bezużetycznym. 
- Czyli Kelly jutro stawia wódkę! - Dominik poklepał go po plecach. Nie, Kelly nie był na niego zły za to, że ten powiedział Lidii o wszystkim. Rozumiał, że on sam zrobiłby podobnie. 
- Stawiam? - mruknął unosząc brew
- Zdałeś. Trzeba to oblać - Jarek usiadł na stoliku i oparł ręce na udach. Wszyscy mu gratulowali. 
- No skoro tak - oznajmił przyglądając sie brązowowłosej. Uśmiechnęła sie krzyżując ręce na klatce piersiowej. Zakołysała sie na stopach przyglądając mężczyźnie. Widziała złośliwe ogniki skaczące w jego zielonych oczach. 

Byli zmęczeni, zmasakrowani. Pożar poszycia lasu do którego zostali wezwani w połowie zmiany dał im się ostro we znaki. Szalejąca wiosna nie przynosiła deszczu. Byli w ciągłym kontakcie z nadleśnictwami. Wiedzieli o tragicznej sytuacji. Wysokie temperatury i wiatr wysuszały wszystko skutecznie. Kelly czuł dziwną ekscytacje wsiadając do wozu razem z innymi strażakami. Czuł sie jak pierwszego dnia na stażu. To wszystko do niego wróciło, to wszystko go odurzało. Czuł rosnącą euforię z tego co sie dzieje. Pani Kapitan traktowała go jak jednego z jej strażaków. Czuł sie co raz mocniej częścią tej dziwnej rodziny. Widział pierwszy raz pożar lasu z bliska. Ta dzisiejsza akcja była dla niego jak piękny, pierwszy raz. Był szczęśliwy. Czuł, że znowu żyje. I czuł ten słodki posmak euforii na języku. Wracał do remizy zmęczony potwornie ale szczęśliwy. Mógł przenosić góry. Dalej. Chociaż bolały go mięśnie od zrywania poszycia. Nauczył sie dzisiaj czegoś nowego. W Chicago nie przypominał sobie, żeby brał w czymś takim udział. W Chicago skupiali sie na płonących domach, fabrykach, wypadkach i tym podobnym. Ale gasił płonący las po raz pierwszy w życiu. Miał możliwość nauczyć sie czegoś nowego. I to doświadczenie było bardzo ciekawe. Podobało mu się. Wysiadł z wozu i zsunął z siebie ubranie. Poruszał rękoma. Chyba rzeczywiście trochę za bardzo się wczuł, robiąc pas ziemii, który miał za zadanie zablokować rozprzestrzenianie sie ognia na całej długości. 

Wszedł do baru za Jarkiem, którego spotkał w drodze do Pijalni Wódki i Piwa. Na jego widok zareagowali entuzjastycznie. Zaśmiał sie zsuwając kurtkę. Przywitał sie ze wszystkimi. Usiadł obok pani Kapitan, która poklepała go po ramieniu. Uśmiechnął sie do niej szeroko. Wszyscy mieli przed sobą szklanki. Zaraz i przed jego twarzą pojawił sie alkohol. Piwo w oszronionym kuflu wyglądało bardzo apetycznie. Złapał za nie. Chłodny trunek przyjemnie pieścił jego wnętrze. 
- A co tak grzecznie? - mruknął 
- O nie, nie... - Patryk pomachał ręką - Zdałeś test, mówimy po polsku - odparł. Severide westchnął. Wiedział, że tak będzie. Ale miał nadzieję, że uda sie mu jeszcze trochę poimprowizować. 
- No dobra - mruknął - Dlaczego jesteście grzeczni? - wydukał. Zaklaskali z uznaniem. Roześmiał sie w głos. 
- Bo my zawsze jesteśmy grzeczni - Lidia oparła dłonie na blacie stolika. Nie czuła sie teraz w ogóle skrępowana jego obecnością. Czuła zapach jego perfum i poczuła jak w jej wnętrzu rozlewa sie ciepło. 
- Zwłaszcza jak nie krzyczycie - rzucił upijając łyk. Roześmiali sie w głos. Kelly musiał przyznać, że bar w którym najczęściej spędzali wspólnie wieczory był bardzo przytulny, bardzo tłoczny. W Poznaniu życie trwało cały czas. Rozumiał, że to było miasto studenckie. Ale podobało mu się to jak tętniło życiem. Lubił jak wiele działo sie dookoła niego. Muzyka, która leciała w tle też nie działała na niego odrzucająco. Wbrew pozorom wszystko idealnie sie skomponowało. 
- Ale my rzadko krzyczymy 
- Kto rzadko, ten rzadko - strażak spojrzał na Lidię. Wszyscy przy stole roześmiali sie widząc jego jednoznaczny wzrok. Kobieta ściągnęła brwi i puknęła go w ramię. 
- Wypraszam sobie! - fuknęła - To dla waszego dobra - skrzyżowała fręce na klatce piersiowej. Roześmiali sie w głos przyglądając się sobie. A robili zakłady czy Severide w ogóle domyśli się czy pani Kapitan jest na kogoś zła kiedy krzyczała. Od kilku zmian wisiała na telefonie i wrzeszczała. Nie wiedzieli o co i z kim sie kłóciła. Ale musiało być to coś poważnego. 

Postanowili zrobić sobie rajd po barach. W sumie zaproponował to Kelly żeby nie siedzieć w jednym. I był pod wrażeniem różnorodności takich miejsc na całym Rynku. Podobało mu sie to bardzo. Szumiało mu w głowie. Przyjemnie szumiało. Podchodził do taksówki prowadząc Lidię, która trzymała sie najlepiej ze wszystkich.  Był pod wrażeniem jej wytrzymałości. Nie odstawała od nich tempem ale trzymała sie najlepiej. 
- Może ty powinieneś pierwszy pojechać - mruknęła z powątpiewaniem patrząc na porucznika. Mężczyzna wyprostował sie i wypiął dumnie pierś. 
- Dam sobie radę, mój uber już jedzie - wyjaśnił. Roześmiała sie w głos widząc jak zachwiał sie. Severide nie miał zupełnie odporności na polski alkohol. Chociaż kiedy miał wypite zachowywał sie uroczo. Tak, zdecydowanie był pocieszny. 
- To ja wezmę twojego ubera a ty moją taksówkę - wskazała na Skode stojącą przed nimi. Pokręcił głową twardo. 
- Naaah... Jedź do domu - spojrzał na nią. Widziała w jego oczach jakieś ciepłe ogniki. Uścisk w jej żołądku zwiększył się kiedy oparł dłoń na jej plecach. Lekko jednak stanowczo popchnął ją w kierunku taksówki. Nie uciekała od jego dotyku. Uśmiechnął sie pod nosem. Złapał za klamkę i od samochodu. 
- Wiem, że jestem pijany. I chyba jako pijanemu powinnaś mi to wybaczyć - mruknął stając naprzeciwko niej. Uniosła brew.
- Co ma... - urwała czując jak pocałował ją. Pisnęła totalnie zaskoczona tym co zrobił. Odruchowo uniosła ręce lekko w górę zaciskając je w pięści. Dotyk jego miękkich warg zupełnie ją otrzeźwił. Poczuł jak oparła ręce na jego ramionach. Z wyraźną niechęcią odsunął sie od niej. Wyglądała jakby miała problemy z oddychaniem. W jej oczach widział zaskoczenie. 
- Dobranoc pani Kapitan - rzucił z szelmowskim uśmiechem i odwrócił sie w kierunku kolejnej taksówki. Śledziła zaskoczona auto wzrokiem. 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz