Rozdział 31

241 15 9
                                    

Było ciemno, ciasno i głośno. Ostre hałasy wdzierały sie w jej uszy sprawiając jej ból. Świadomość wracała jej powoli. Czuła sie jakby miała kaca giganta. Próbowała otworzyć oczy. A kiedy sie jej to udało dalej otaczała ją ciemność. Ostry ból nogi pulsował teraz nieprzyjemnie. Hałas ulicy docierał do niej z obu stron. Nie miała pojęcia co sie stało. Czuła jak w głowie jej sie kręci. Była okropnie skołowana. Całą sytuację sprzed szpitala pamięta w kawałkach. Wszystko działo sie bardzo szybko. A ona nawet nie wiedziała o co chodziło. Poczuła, że leży na boku. Worek na jej głowie nie był ściśnięty za mocno. Poruszyła rękoma. Były sklejone taśmą klejącą. Westchnęła. 
- Oho, obudziła sie - poderwała sie słysząc przed sobą męski głos. Ciężka dłoń dotknęła jej karku a po chwili znowu to ukłucie. Znowu zdrętwiał jej język. 

Kelly chodził po ścianach. Dominik nie zgodził sie żeby pojechać na miejsce gdzie podobno coś sie stało Lidce. Oczywiście poinformował policję, że mogło coś sie stać pani Kapitan. I tylko tyle. Severide był tym zaskoczony. W Chicago w tym przypadku rzucali wszyscy i pędzili w kierunku Posterunku 21. I razem z policją starali sie rozwiązać cały problem. A tutaj? Strażacy żyli normalnym trybem. A on nie potrafił tego zrozumieć. Usiadł na kanapie w kantynie żeby sie zaraz podnieść i nerwowo przejść do okna. Chciał wyjść i pojechać tam gdzie ona mogła być. Tylko nie wiedział do którego szpitala mogła sie udać. Nie wiedział nic. I ta niewiedza właśnie doprowadzała go do szewskiej pasji. Był zdenerwowany. Zwłaszcza kiedy słyszał szczere zaskoczenie i panikę w jej głosie. Dalej jej krzyk rozchodził sie po jego głowie. Groziło jej niebezpieczeństwo. A on nie mógł jej pomóc. 

Drzwi z hukiem otworzyły sie. Mężczyźni siedzący niedaleko nich poderwali sie z miejsc. Starszy mężczyzna siedzący za biurkiem na widok swojego gościa podniósł rękę. Początkowe przerażenie zmieniło sie w złość. Krzysztof wpatrywał sie w mężczyznę czując jak rośnie w nim wściekłość. Wściekłość która powstaje z przerażenia. 
- A więc nie posłuchałeś moich zaleceń - mężczyzna podniósł wzrok od dokumentów. Jego spojrzenie było tym samym spojrzeniem, które miała jego córka. I to właśnie z jej powodu Krzysiek sie tutaj pojawił. 
- W co sie znowu wpakowałeś? Wiesz, że ją porwali? - brunet oparł dłonie na biurku. Starszy mężczyzna powoli wyprostował sie na krześle. Jego twarz nie zdradzała żadnych odczuć. Te same oczy, które miała Lidka, wpatrywały sie w przybysza bez najmniejszych emocji. 
- Porwali? Kto? Kogo?
- Llidię! - uderzył w blat. Mężczyzna poczuł podmuch strachu na karku ale nie chciał pokazać przybyszowi, że go to ruszyło.
- Jak dobrze sobie przypominam nie jesteście już małżeństwem.Miałeś sie od niej odsunąć, miałeś już nie pojawiać sie w jej życiu.  Więc nie wiem skąd to wiesz
- Bo ponownie się nią opiekuje - warknął. Krzysztof widział w oczach swojego rozmówcy cień zaskoczenia.
- Kazałem ci, ją zostawić w spokoju. Zapłaciłem za to o wiele więcej niż płaciłem ci normalnie. Rozwiedliście sie a teraz ty mówisz, że dalej sie spotykasz z moją córką?
- Bo ją kocham. To ty kazałeś mi sie do niej zbliżyć, żeby mieć ją na oku. Nie moja wina, że twoja córka jest zjawiskową kobietą! - mruknął. To było coś o czym nigdy Lidce nie powie. To jej ojciec kazał mieć ją na oku. Kazał Krzysztofowi ją pilnować. Ale nie mógł tego robić z daleka. Musiał sie do niej zbliżyć. I wiedział doskonale, że jej ojciec nie był zadowolony z obrotu jaki te sprawy przybrały. To że ją ignorował też było rozkazem jej ojca. To właśnie ten mężczyzna kazał mu się pewnego dnia odsunąć od Lidki. Sprawić żeby chciała go zostawić. To pod jego naciskiem poszedł na to. Ale Krzysiek tak nie potrafił. Nie umiał zapomnieć o kobiecie, która nieświadomie pchała go do przodu. Uwierzyła, że zajmował sie tylko funduszem inwestycyjnym dla swoich klientów. Uwierzyła, że spotkanie z jej rodzicami było dla niego pierwszym razem gdy spotkał sie z jej ojcem. Bo to właśnie jej rodzic dał mu możliwość rozwijania się. To ten mężczyzna siedzący za biurkiem pokierował ich życiem. Wiedział doskonale dlaczego Lidka mówiła, że jej stosunki z ojcem są chłodne. Wiedział doskonale dlaczego Lidia zbyt wiele o nim nie mówi. 
- Ale także kazałem ci pewnego dnia sie od niej odsunąć definitywnie - jego oczy ściemniały. Były o jeden odcień ciemniejsze. A to oznaczało, że mężczyzna zaczyna tracić cierpliwość. 
- Jeśli ją porwali to niedługo sie odezwą. Nie zaprzątaj sobie tym głowy - dodał
- Aha, czyli wiesz kto to zrobił. Świetnie - mruknął z przekąsem i wyprostował sie. Poprawił marynarkę i zapiął guziki. 
- Nie wiem, ale sie dowiem - wskazał na drzwi. Dla jej ojca rozmowa dobiegła końca. Wrócił wzrokiem do dokumentów. Ignorował palące spojrzenie swojego byłego zięcia. Nie pokaże mu, że to go ruszyło. Nikomu nie pokaże jak rośnie w nim strach. 
- Radze się pospieszyć. Ja nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie. Znajdę ją 
- Nie zgrywaj rycerza w świetlistej zbroi i zostaw to mi - wycedził. 

Strażacy na widok policjantów, kobiety w cywilnych ubraniach i Dominika zerwali sie z miejsc. Widok mundurowych był tutaj rzadki. No chyba, że mieli razem z policją coś do załatwienia. Ale zdarzało sie to bardzo sporadycznie. Remiza żyła swoim życiem, komisariart swoim. Severide na widok gości zerwał sie z miejsca. Dalej trzymał kurczowo swój telefon. Miał nadzieję, że Lidka do niego oddzwoni. Wszyscy zauważyli, że mężczyzna czymś sie martwi. Ale wszystkim powtarzał, że wszystko jest  w porządku. Jednak tak nie było. Minęło pięć godzin. Liczył każdą minutę gorliwie. Chciał wiedzieć co z Lidką. 
- Kelly, panowie do ciebie - Dominik przyglądał sie porucznikowi z zaciekawieniem. Targały nim ogromne wyrzuty sumienia, że spławił Severide. Mogli pojechać na miejsce. A tak minęło pare godzin. Informacja o porwaniu Lidki okazała sie prawdziwa. 

Było jej zimno. Siedziała na betonowej podłodze w klatce. Jak jakieś zwierze. Obejmowała nogi ramionami drżąc z zimna. Nie wiedziała gdzie jest. Nie wiedziała czy jest dzień czy noc. Wiedziała, że jest w piwnicy. Czuła doskonale zapach z wilgocią. Spojrzała na swoją zabudowaną nogę. Kiedy sie ocknęła zdarła sobie gardło krzycząc. Ale zrozumiała, że jest tu sama. Nie było tu nic więcej niż ogromnej lampy dającej żółte światło. Nawet nie było tu okna. I to ją niepokoiło. Nie miała pomysłu co chcą od niej ci ludzie. Potrząsnęła głową. Noga też już nie bolała. Próbowała tym ortopedycznym butem wybić jakieś szczebla klatki ale to nic nie dało. Była przerażona, głodna i obolała. Nawet nie płakała. Nie potrafiła. Była w zbyt wielkim szoku. W co ona trafiła? 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz