Rozdział 8

397 15 12
                                    

Uśmiechnął się szeroko patrząc na Lidkę. Stała w drzwiach trzymając w dłoniach kilka książek. Znowu książek. Ilość materiałów do nauki języka polskiego go przytłoczyła. Wiedział że będzie ciężko ale nie sądził że aż tak. Weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Obiecała mu przecież pomóc ogarnąć podstawy. Na to mogła się zgodzić. Wszyscy już nawet zapowiedzieli, że także chętnie służą pomocą. Bardzo to doceniał.
- Napijesz się czegoś? - spojrzał na nią wchodząc w głąb mieszkania.
- Wodę - weszła do salonu i spojrzała na nieporządek jaki znajdował się na stoliku. Laptop, książki, kartki i kubek po jakimś napoju. Zacisnęła wargi. Była pedantką. I to duża pedantką. Taki widok uraził jej fobie. Ale obiecała sobie że będzie z tym walczyć. Zdawała sobie sprawę, że pedantyzm na prawdę przeszkadza w życiu. Potrafiła cały dzień spędzić na szorowaniu i tak błyszczącego mieszkania. Było to silniejsze od niej. Czuła że musi z tym walczyć. Usiadła na kanapie i położyła książki na swoich udach. Zignorowała rosnące wzdryganie sie widząc jak na oparciu leży jego bluza. Zignorowała w swojej głowie widok kartek ułożonych bez ładu i składu na stoliku. To nie jest jej mieszkanie. To nie jest jej bałagan. Poczuła chęć ułożenia tego wszystkiego. Ale zagryzła język skupiając sie na tym. Odwróciła wzrok do okna. Piękny widok na miasto. Kochała Poznań. Odkąd pamięta mieszkała tutaj. Jej rodzice pochodzili z okolic Elbląga ale przenieśli sie do stolicy Wielkopolski, kiedy jej jeszcze na świecie nie było. I tak już została. Kochała swoją małą ojczyznę czyli Wildę. Kochała całe miasto. Kochała swój kraj. Kochała jego burzliwą historię, wolę walki i narodową zadziorność. Oczywiście, każdy naród ma swoje wady. Tak jak Polacy. I po ponad trzydziestu latach życia wiedziała, że nigdzie indziej nie mogła żyć. Usłyszała kroki i odwróciła głowę. Kelly uśmiechnął się do niej. Postawił przed nią butelkę i zajął miejsce obok. Spojrzał na nią. Widział dalej na jej twarzy dziwne zmęczenie. Ale nie chciał wnikać czy wszystko z nią w porządku. 
- Zaczynamy? 
- Tak, jasne. Jest tego trochę - przytaknęła. Podała mu książkę, którą wyjęła spomiędzy innych. Była cienka. Poczuł ulgę. 
- Zaczniemy od alfabetu. Ale tego pełnego - oznajmiła. Spojrzał na tytuł. Uśmiechnął sie pod nosem. Poradnik jak zacząć uczyć sie języka polskiego. Miał nadzieję, że chociaż trochę mu to ułatwi zadanie. 



Roześmiała sie w głos. Spojrzał na nią, zasłoniła sobie usta obiema dłońmi tłumiąc rechot. Kelly Severide wybitnie nie miał talentu do nauki języka. Tłumaczyła mu przez ponad dwie godziny brzmienie każdej litery polskiego alfabetu. A kiedy doszło do nauki zwrotów potrafił tak zabawnie zmienić brzmienie słów, że Lidii było bardzo ciężko powstrzymać śmiech. Ściągnął brwi wydymając wargi. Czuł sie zażenowany tym, że to nawet do polskiego nie było zbliżone. A teraz czuł rosnącą złość bo pani Kapitan wyraźnie śmiała sie z niego. Podniosła sie z kanapy i spojrzała w okno. 
- Dobra. Weźmy coś co ma w sobie tylko twarde litery - mruknęła ocierając poliki z łez. Przyglądał sie jej w skupieniu. Kiedy się śmiała uwydatniały się jej kości policzkowe, a jej oczy mrużyły sie. Dosyć uroczo, stwierdził Severide ze zgrozą. Nie mógł odmówić pani Kapitan urody. Na pewno przykuwała wzrok mężczyzn. Nie widział na jej palcu obrączki. Potrząsnęła włosami oddychając głęboko. Poczuła na sobie, jego badawcze spojrzenie. Czuła jak jego wzrok przedziera się przez nią. Spojrzała w jego oczy. Spłoszony odwrócił wzrok na książkę. Miał ważniejsze rzeczy do robienia niż podrywanie swojej przełożonej. 
- To znaczy za co? - mruknął. Nachyliła sie do małych kartek, które miała przygotowane. Złapała za mazak i napisała coś. 
- Wiesz, co to jest? - podniosła plik samoprzylepnych kawałków papieru. 
- Okno - wskazał na szybę za nią. Przeczytał to po polsku. Skinęła głową i podniosła sie. Widział jak nakleiła kartkę na odpowiednie miejsce. Napisała kolejne słowo. 
- Sofa - mruknął 
- To jest to samo co dla was - wyjaśniła. Przyglądał sie jej, jak chodziła po całym salonie. Obserwował ją w skupieniu. Poruszała sie bezszelestnie. Przemieszczała sie po całym pomieszczeniu zupełnie nie patrząc na meble. Jakby doskonale wiedziała jak są tu ułożone meble. Było to dla niego bardzo zastanawiające. Zagryzł wargę. Wróciła do niego. Widział jak zapisała kilka karteczek. 
- Zagramy - wyprostowała głowę i spojrzała na niego. Odsunęła sie od niego, kiedy zdała sobie sprawę, że zajęła miejsce dosyć za blisko porucznika. Dystans był w jej życiu bardzo ważny. Dystans do siebie i dystans innych ludzi. Czuła sie bardzo niekomfortowo kiedy ktoś, komu nie za bardzo ufała, był zbyt blisko. Nawet na zakupach czuła sie zagubiona czując jak inni kupujący są za blisko niej. Z tym też walczyła. Musiała przyznać, że terapia bardzo jej pomogła. Nie potrafiła jednak powiedzieć, skąd to ma. Jej dzieciństwo było takie jak powinno. Beztroskie i szczęśliwe. Rodzice są najwspanialszymi ludźmi jakie było dane jej poznać. Wróciła do Kelly'ego, który zauważył jak sie odsunęła. 
- Będę czytać ci słowa. Zobaczymy czy zgadniesz co oznaczają - wyjaśniła. Zaśmiał sie cicho. 
- Możemy spróbować - skinął głową. Odczytywała każde słowo z każdej kartki. Dawała mu czas na namyślenie się. Widziała jak marszczył czoło słuchając jej. Mówiła głośno, powoli i wyraźnie. Nie spieszyła sie. 




Byli na zmianie. Kelly dalej przyswajał język polski.  Nie było w tym wszystkim zaskakujących postępów. Pod nosem mruczał sobie w kółko cały alfabet. Chłopacy pomagali mu na ile mogli. Teraz robili przegląd sprzętu 
- Wąż - oznajmił Dominik a Kelly wytrzeszczył oczy. 
- Co? - jęknął przerażony i zrezygnowany. 
- Wąż - powtórzył. Kelly parsknął 
- Wosz - rzucił Severide a strażacy odwrócili sie do wozu tłumiąc śmiech. Pogoda znowu ich rozpieszczała. Słońce przyjemnie ogrzewało całe miasto. Chłonęli pierwsze promienie z największą przyjemnością. Odwrócili wzrok widząc jak na podjazd wjechało czerwone, przykuwające uwage, Audi. Kelly dostrzegł, że na ten widok i Jarek i Dominik zostawili swoje rzeczy. Zrobili krok do przodu. Severide przyglądał sie temu w skupieniu i z zaciekawieniem. Wyczuł wyraźnie, że atmosfera wyraźnie zgęstniała. Brunet, który wysiadł, miał na sobie idealnie skrojony garnitur. Poprawił jego poły zapinając guzik. Broda oraz włosy były idealnie przystrzyżone. Wiele godzin mężczyzna spędzał na siłowni. Zamknął samochód i spojrzał na strażaków. 
- Cześć chłopaki, jest Lidka? - rzucił beztrosko zsuwając z nosa okulary przeciwsłoneczne. 
- Nie powinno cie tutaj być - Jarek wyprostował sie napinając mięśnie. Nie, Severide nic z tego nie rozumiał. Ale czuł niechęć obu strażaków do gościa. Jednak ten nic sobie z tego nie robił. Wrócił do zwijania węża zerkając kątem oka na rozmawiających mężczyzn. 
- To były mąż pani Kapitan - oznajmił spokojnie Olek, który dostrzegł zaciekawione spojrzenie Severide. Brunet zaskoczony odwrócił sie do niego. 
- Były mąż?
- Tak. W styczniu się rozwiedli - wyjaśnił otwierając kolejne drzwiczki, za którymi był sprzęt. Nie spodziewał sie takich słów od strażaków. Znaczy bardziej spodziewał sie tego, że pani Kapitan po prostu jest zapracowana. Nie wyglądała na kogoś kto rozwiódł się trzy miesiące temu. Dostrzegł jak brązowowłosa wychodzi z remizy. 
- Chłopaki! - krzyknęła widząc jak Dominik trzyma swojego kolegę by ten nie rzucił sie na gościa. Brunet uśmiechnął sie widząc ją. Strażacy spojrzeli na nią. 
- Nie powinieneś tu przyjeżdżać - mruknęła krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nie, jej były mąż nie robił jej krzywdy. Po prostu decyzja o ślubie była nieprzemyślana. Pchani tym euforycznym stanem upojenia miłością, postanowili wziąć ślub po trzech miesiącach związku. Ale okazało się, że jemu przeszkadzał jej pedantyzm. A ona nie mogła wytrzymać z nim - pracoholikiem. To było bez sensu. I oboje przyznali rację, że to bez sensu. Rozwiedli się bez wojen. 
- Wiem, przepraszam. Ciężko cie zastać w domu - podniósł ręce do góry w obronnym geście. Kelly widział jak mężczyzna zareagował na widok pani Kapitan. Na jego twarzy wymalowała sie ogromna ulga. 
- Po prostu chcę dać ci znać, że sprzedałem dom i twoja część niedługo wpłynie na konto - oznajmił spokojnie. 
- Mogłeś napisać mi wiadomość - ściągnęła brwi. Nie lubiła czuć sie pominięta. A tak czuła się przez całe małżenstwo. Zawsze dla niego była ważniejsza praca niż ona. 
- Chciałem zobaczyć ciebie i co słychać - wyjaśnił. Skinęła głową zaciskając wargi w cienką linię. 
- Miło mi. I dziekuje za informację, ale mam dużo pracy. Wybacz - odwróciła sie na pięcie i skierowała do budynku. Severide śledził ją wzrokiem. Odwrócił głowę czując jak ktoś go obserwuje. Przybysz uśmiechnął sie do niego widząc jego spojrzenie. Wsunął na nos okulary i skierował sie pewnym krokiem w kierunku samochodu. Kiedy odjechał, Dominik i Jarek popędzili do remizy. 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz