Rozdział 15

317 15 26
                                    

Podniosła głowę słysząc pukanie. Severide uśmiechnął sie do niej stojąc w drzwiach od jej gabinetu. Wyprostowała sie. Postanowiła nie roztrząsać tego, co przechodziła w nocy. Kiedy obudziła sie po rozmowie z przyjaciółką, miała ogromnego kaca moralnego. Głowa od alkoholu trochę ją ćmiła. Ale to nic przy tym jakie czuła zażenowanie, że sprawdziła konta społecznościowe porucznika. Karolina nomen omen miała rację. Lidia nie powinna się obracać na boki i za siebie. Skoro Kelly i tak jest tu tylko do lutego. Powinna sie wyszaleć. Powinna spróbować sie zabawić. Było to okrutne, ale ona nie czuła sie na tyle dobrze, żeby pakować sie w kolejny związek. W końcu w styczniu rozstała sie z mężem. 
- W czym mogę pomóc, poruczniku? - odłożyła pióro obok niedokończonego raportu. 
- Chciałem sie zorientować jak wygląda sprawa z moim urlopem - wyjaśnił wchodząc do gabinetu. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej stając przed nią. 
- Przysługują ci dwa dni za każdy miesiąc pracy - oznajmiła spokojnie - Wnioski o urlop są w kasetce przed moim biurem. Składasz je do Eli, która musi go ostęplować i wtedy trafia do Juliana, który zajmuje sie kadrami - oparła dłonie na biurku. Wpatrywał sie w jej oczy z uśmiechem. Wspominał bardzo dobrze to co zrobił. Oczywiście, że to pamiętał. I zrobił to z premedytacją. Lepiej, wiedział doskonale że znowu to zrobi. Jego pewność siebie nawet go nie dziwiła. On tak po prostu miał. 
- Rozumiem - skinął głową - Masz jakieś plany po zmianie? - zapytał upewniając się, że nikt nie kręcił sie przy jej biurze. Podążyła za nim wzrokiem a po chwili jej oczy spoczęły na jego twarzy. 
- Coś proponujesz? - uniosła brew. Cień uśmiechu przepełzł po jego twarzy. Bardzo mu sie to podobało, że pani Kapitan zaczęła grać w jego grę. 
- Kolacja? Znajdę coś na mieście 
- Z przyjemnością - oznajmiła z uśmiechem. Skinął głową i wyszedł. Lidia obserwowała go z zaciekawieniem. Z każdym krokiem jego ramiona kołysały się. Przesunęła wzrok niżej i zaczerwieniła sie. Zaśmiała sie cicho i wróciła do pisania raportu. 

Wyszedł przed remizę i spojrzał na słońce, które ostro podnosiło temperaturę. Od wielu dni nie padało. Kelly również odczuwał dyskomfort z tego powodu. Widział jak strażacy ze skupieniem śledzą jakieś raporty. Podszedł do nich. Dominik odwrócił sie do niego i uśmiechnął. 
- Co to?
-  Raport z generalnej lasów państwowych - mruknął. Severide uniósł brew. 
- Jest okropnie sucho, współpracujemy z leśnikami i monitorujemy stan - wyjaśnił spokojnie. Severide skinął głową. Nigdy przez myśl mu nawet nie przeszło, że będzie obserwował jakieś czerwone plamki na mapie. 
- A więc tak wygląda Polska? - rzucił przyglądając sie mapie. Wszyscy odwrócili sie w jego kierunku. Jednak Kelly nie udawał. Był zaskoczony widząc mapę kraju. Jarek i Olek parsknęli śmiechem, Dominik pokręcił głową. Wiedzieli, że mieszkańcy USA nie są zbyt intelgentni, ale porucznik ich totalnie osłabił. 
- Ty żartujesz, prawda? - Michał przekrzywił głowę. Porucznik zaśmiał sie nerwowo i skinął głową. Widział ich miny. I wiedział, że popełnił błąd zadając to pytanie. 
- Oczywiście, że żartuje - prychnął wydymając wargi. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. 

Wyskoczyli z aut zatrzymując sie przed kamienicą. Widzieli dym buchający z jednego z balkonów. Severide podniósł głowę. Siódme piętro nowego apartamentowca. Poczuł klepnięcie i odwrócił głowę. Wsunął na głowę kask. 
- Lecimy - mruknął Dominik - Łap za wąż i jazda - dodał. Lidia wyjechała do komendy głównej i przekazała dowodzenie swojemu zastępcy. Kelly pierwszy raz będzie podlegał strażakowi. 

Usłyszeli głośny krzyk kiedy wysiedli z wozów. Zatrzymali sie w wejściu zsuwając z siebie ubrania bojowe. Severide nic nie rozumiał. Odwrócili wzrok na drugi podjazd. Widzieli panią Kapitan, która chodziła po podjeździe z telefonem przy uchu. Machała nerwowo ręką krążąc w kółko. Przyglądali sie tej scenie z zaciekawieniem. Cała drużyna mogła sie tylko domyślać o co chodzi. Ale Kelly nie miał zielonego pojęcia o co chodzi. Spojrzał na Dominika, ale ten tylko pokręcił głową. Wzruszył ramionami. Jego wrodzona ciekawość brała górę. Chciał sie dowiedzieć o co chodzi. Później sie dowie. W końcu umówił się z nią na kolację. Powinien znaleźć teraz jakąś dobrą restaurację. Po prysznicu usiadł na zewnątrz i złapał za telefon. Odwrócił głowę kiedy ktoś przysunął krzesełko obok. Spojrzał na Lidię. Była purpurowa na twarzy i oddychała głęboko jakby chciała sie uspokoić. 
- Wszystko w porządku? - spojrzał na nią. 
- Teraz już tak - mruknęła opierając dłonie na swoich udach - Jak akcja? 
- Wszystko pod kontrolą. Jeden z mieszkańców zrobił sobie grilla. Dymiło a ktoś pomyślał, że wybuchł pożar - wyjaśnił. Usłyszał jak parsknęła śmiechem. Spojrzał na nią. Pokiwała głową. 
- Częste - oznajmiła - Kiedyś mi sąsiedzi też to zrobili - dodała. Widziała na jego twarzy szeroki uśmiech. Spojrzała w jego oczy. 
- Naprawdę? 
- Tak - skinęła głową - Ale pierwsza zmiana zadzwoniła do mnie czy wszystko w porządku, kiedy zlokalizowali adres podany w zgłoszeniu. Więc obyło się bez interwencji - dodała. 
- O tyle dobrze - skinął głową i złapał za telefon. Odwróciła wzrok na niego. Obserwowała go w skupieniu. Czegoś szukał. Widziała jak marszczył brwi poruszając ustami i coś czytał.
- Whiskey on the jar? - spojrzał na nią. Uniosła wzrok z jego ust. 
- Steki? 
- Amerykańska restauracja? 
- Tak. Całkiem dobre jest to miejsce - skinęła głową 
- A jakieś polskie restauracje są w mieście? - spojrzał na nią. 
- Monidło, Chłopskie jadło - zaczęła wyliczać - Jest ich trochę
- To wybierz coś - mruknął. Uśmiechnął sie do niej. Skinęła głową. Spojrzała na ulicę. 
- Chłopskie jadło będzie w porządku - oznajmiła spokojnie. Zaśmiał sie cicho pod nosem. Przyglądał się jej w skupieniu. Wyglądała już na spokojną. A więc tak wyglądała Lidia kiedy była zła. Bardzo zła. Ale chyba nie chciał przekonać sie o tym na własnej skórze. Przyglądał sie jej w skupieniu. Śledził uważnie linię jej nosa i wargi. Dłonie zaciskała na swoich nogach. Telefon wisiał na oparciu krzesełka. Uśmiechnął sie pod nosem. O tak, ten wieczór będzie niesamowity. Odwrócił wzrok do telefonu. Powinien zarezerwować stolik na jutro. Czuł rosnącą niecierpliwość i ekscytację. 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz