Rozdział 17

320 17 33
                                    

Jego ciepły oddech otoczył skórę na jej karku kiedy wtulił twarz w jej włosy. Poczuła przyjemne dreszcze na swoim ciele. Przymnkęła powieki kiedy jej umysł ponownie pokazał jej całą noc. Nie mogła odmówić Kelly'emu znajomości w łóżkowych podbojach. Doskonale wiedział jak sie  z nią droczyć. Wiedział co powinien zrobić, żeby dosłownie odleciała. Uśmiechnął sie widząc kątem przymkniętego oka jak ma problemy z zalaniem kubków wrzątkiem. Zapach kawy pomieszał sie z zapachem jej włosów. Był przyjemnie wyczerpany. To było to zmęczenie które sprawiało, że był pełen endorfin. Oczyma wyobraźni widział doskonale wszystko co działo sie poprzedniej nocy. 
- Kelly - mruknęła zniecierpliwiona kiedy położył dłonie na jej biodrach. Roześmiał sie cicho i odsunął od niej o krok. Odwróciła sie w jego kierunku podając mu kubek. Spojrzała na niego a po chwili szybko omiotła spojrzeniem jego nagą klatkę piersiową. Zrobiło sie jej gorąco. Odstawił kubek na blat i oparł sie o niego biodrem. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Przyglądał sie jej w skupieniu. Nie chciał psuć atomsfery ale musiał zadać to pytanie. 
- Co dalej? - uniosła brew upijając łyk. Skrzywił sie kiedy bez problemów przełknęła kawę bez cukru i bez mleka. 
- Co masz na myśli? - wyprostowała sie potrząsając lokami. 
- No jak będziemy pracować po tym co sie stało? - wyczuł dziwną nutę w jej głosie. Ale nie mógł tego zinterpretować. Z resztą już wczoraj go zaskoczyła. Wyglądała na kogoś kto jeszcze nie pozbierał sie po swoim rozwodzie. Wyglądała na spokojną, szarą myszkę. A pani Kapitan okazała sie pewną siebie kobietą. To jest niesamowicie ciekawe ile możesz sie dowiedzieć o kobiecie kiedy ta pozwoli się rozebrać. 
- A jak ty to widzisz? - postawiła kubek na szafce i oparła sie o nią dłońmi. Zlustrował ją wzrokiem. Koszulka, którą miała na sobie kończyła sie w połowie zgrabnych ud. Skrzyżowała lekko nogi. Włosy swobodnie opadały na jej twarz i ramiona. Układały się w fale. 
- Ja? Ja sie po prostu dostosuje - wyjaśnił spokojnie łapiąc za łyżeczkę. Cukier znalazł sie w kubku. Zamieszał ciecz. 
- Pracować będziemy tak jak zawsze. Nie rozumiem do czego zmierzasz 
- No w końcu w styczniu...
- To było w styczniu. Już mi przeszło - przerwała mu w połowie zdania - Nie obiecam ci miłości po grób, nie wymagam tego od ciebie - dodała po krótkim namyśle. Zawsze była szczera do bólu. A w tym przypadku nie chciała go nawet oszukiwać. Przyglądała sie jego twarzy i dostrzegła dziwny wyraz jakby ulgi na jego twarzy. Albo zaskoczenia. Albo niedowierzania. Sama nie wiedziała. Zmniejszył dystans między nimi. Zadarła głowę kiedy stanął naprzeciw niej. 
- Pani Kapitan, nie sądziłem że jest pani taką oschłą osobą - mruknął opierając dłoń na jej podbródku. 
- Oschłą?
- Żle to powiedziałem? - uniósł brew. Starali sie rozmawiać po polsku. Zaśmiała sie łapiąc ostrożnie jego nadgarstek. 
- Bardzo źle - wyjaśniła rozbawiona - Egoistyczna - dodała. Kelly roześmiał sie w głos i spojrzał na nią w skupieniu. 
- A więc pani Kapitan jest egoistką? Nie powiedziałbym - oznajmił przesuwając palcem po jej dolnej wardze. Westchnęła cicho. Widział jak zadrżały jej ramiona. 
- Niespodzianka - oznajmiła cicho. Roześmiał sie w głos opierając drugą dłoń na jej biodrze. Dotyk jego dłoni ją osłabiał. Był perfekcyjny. Czy to nie jest nielegalne? 

Weszła do sali odpraw z kilkoma kartkami pod pachą i ogromnym kubiem kawy w drugim. Była potwornie niewyspana. Severide wyszedł od niej bardzo późnym wieczorem. Teraz siedział obok Olka z rękoma skrzyżowanymi na karku. Wyglądał na rześkiego, wypoczętego. Postawiła kubek na stoliku. Przyglądał sie jej z zaciekawieniem. 
- Słuchajcie, udało mi sie wreszcie w tym roku zdobyć dla nas szkolenia - uniosła kartki do góry. Mężczyźni podekscytowani poderwali sie. Wiedzieli, że od kilku lat ich remiza była pominięta przy szkoleniach. Co złościło wszystkich, zwłaszcza panią Kapitan. 
- To dlatego pani Kapitan wrzeszczała ostatnio? - Dominik wziął od niej koperty. Każda z nich była opisana imieniem i nazwiskiem strażaka. W środku znajdowały się harmonogramy dla każdego z ekipy. 
- Wiecie, że czasami do innych nie dociera inaczej niż wrzaskiem - wyjaśniła spokojnie łapiąc za kubek. Spojrzała na porucznika, który nie drgnął nawet kiedy pozostali rozdawali między siebie koperty. Nieznacznie puścił jej oczko i wyprostował się. Odwróciła wzrok do okna czując jak na jej poliki wkracza czerwień. Zaśmiał sie pod nosem patrząc na swoje dłonie. O tak, Lidia w pracy była kimś zupełnie innym. Trzymała pozory grzecznej, spokojnej kobiety a w rzeczywistości wiedział jaki diabeł siedział jej za skórą. Poczuł to kiedy zostawiała na jego plecach ślady po paznokciach albo przygryzała skórę na jego klatce piersiowej. Zacisnął zęby odganiając te przyjemne myśli. Skupi sie na nich później. Po zmianie. I był niemalże pewny, że niedługo wszystko powtórzy. Nie, jej słowa o tym że nie będzie go kochać, zupełnie go nie ruszyły. Nie miał sam zamiaru obiecywać jej złotych gór. Pierwszy raz wplątał sie w romans ze swoim przełożonym. W sumie w Chicago byłoby to niesmaczne. Zaśmiał sie cicho do tej absurdalnej myśli. Lidia była jego pierwszym przełożonym, który był kobietą. I to już zrobiło na nim ogromne wrażenie. A do tego była na prawdę piękną kobietą obok której ciężko było przejść obojętnie. Nawet nie tylko jemu. Widział jak mężczyźni oglądali sie za nią, kiedy gdzieś we dwójkę wychodzili. Nie mógł powiedzieć o niej, że była przeciętna. W zależności od dnia, natężenia światła jej oczy były albo niebieskie albo lekko zielone. Brązowe włosy które żyły własnym życiem okalały jej twarz i dodawały powagi. Nie miał okazji zobaczyć jej jeszcze w oficjalnym stroju. Czy to mundur czy to sukienka. Przypomniał sobie nagle o weselu. Ściągnął brwi łapiąc za telefon. Nie wracali do tego od tego dnia. Ale Karol mu przypominał o tym co jakiś czas. A Severide obiecał, że sie zjawi. Co jak co ale on był słowny bardzo. Do wielkiego dnia zostały dwa tygodnie. A to oznacza, że powinien o tym porozmawiać z panią Kapitan. Lidia stała cierpliwie i czekała aż jej cała drużyna sie wyszumi i porówna harmonogramy. Nagle zamilkli wszyscy słysząc głośny, donośny gong informujący o wyjeździe. Wszyscy jak na komendę zerwali sie z miejsc. 

Znowu autostrada, znowu karambol. Kelly miał dziwne deja vu. Wysiadł za Karolem z wozu i wsunął na głowę kask. Popędził za mężczyznami do środka. Lidia stała z policjantami i zbierała wstępny raport. Poczuł jak traci grunt pod nogami. Zamachał rękoma i poleciał do tyłu. Cysterna przewożąca olej spożywczy stała na barierkach. Nie wiedzieli co sie stało. Uchronił sie przed upadkiem łapiąc sie za drabinkę od samochodu. 
- Pani Kapitan, mamy tu wyciek - rzucił do interkomu. 
- Wyciek? Szczegóły - jej głos rozbrzmiał wśród wszystkich. 
- To olej rzepakowy - teraz odezwał sie Dominik, który sam miał problemy z utrzymaniem równowagi. 
- Wracajcie po sorbent - krótki rozkaz. Podnieśli sie i ostrożnie, ślizgając zaczęli wracać do wozu. W końcu wyszli na suchy asfalt. Kelly potarł buty o podłoże ściągając resztki substancji z butów. Spojrzał na swoje podeszwy. 

Lidia stała i rozmawiała z policjantami, kiedy potężny huk przykuł uwagę wszystkich dookoła. Dotarli na miejsce wypadku całkiem szybko. Policja również szybko zareagowała więc korek nie był aż tak ogromny. A jednak ktoś zignorował informacje. Dostrzegli samochód ciężarowy, który próbował zahamować. Jednak kierowca musiał uznać wyższość rozpędzonego auta o wadze około czterdziestu ton. Skupiła wzrok na Kellym, który skupił sie na swoich butach. 
- Severide!! - wrzasnęła do interkomu. Strażak podskoczył i rozejrzał sie zdezorientowany. W końcu spojrzał na nią. Nie mogła czekać i mu pokazywać. 
- Wiać!!! - jeden z policjantów dostrzegł co sie dzieje i razem z pozostałymi, obecnymi skierował sie na pas oddzielający kierunki ruchu. Brązowowłosa zawahała się tylko przez chwilę. Najwyżej zginie razem z Severidem. Rzuciła sie pędem do porucznika starając sie zepchnąć go z drogi. 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz