Rozdział 32

240 13 3
                                    

Wpatrywał sie w policjantów, którzy wszystko co powiedział zapisywali. Kobieta, która im towarzyszyła była tu w roli tłumacza. Potarł zdenerwowany swoje dłonie. Nie wiedział ile tu już siedział. Ale wałkowali temat ich rozmowy kolejny raz. 
- A o czym rozmawiał pan, poruczniku z panią kapitan? - jeden z policjantów spojrzał na niego przenikliwie. Kelly poczuł jak jego wzrok przebija go na wylot. Ale Severide nie miał sie czego obawiać. Nie miał zamiaru cokolwiek ukrywać. 
- Zapytać jak sie czuje. To moja wina, że miała rozwaloną nogę - oznajmił spokojnie nie odwracając wzroku. 
- W jaki sposób?
- A co  to ma do rzeczy? - uniósł brew. 

Starszy mężczyzna uderzył z impetem w blat biurka. Mężczyźni stojący przed nim poczuli lekkie zaniepokojenie. Po wyjściu Krzyśka rozkazał im dowiedzieć sie kto porwał jego córkę. Nigdy nie wnikali w jego relacje rodzinne. Był ich szefem. Mieli robić tylko to co chciał. Krzysiek był od pilnowania jego córki. I oni nie rozumieli dlaczego mu tak zwyczajnie odpuścił. Nie wypełnił swoich obowiązków. Doprowadził do tego, że Lidia zniknęła. A podejrzewali, że ich szef bał sie tylko jednej osoby - swojej żony. Tylko przy niej widzieli go zupełnie innego. Dla swoich podwładnych nie miał skrupułów. 
- Jakim prawem wracacie bez żadnych informacji?! - warknął - Kazałem wam ją znaleźć - dodał podnosząc się. Mężczyźni cofnęli sie o krok. 
- Ale szefie, policja była na miejscu jak sie tam zjawiliśmy. Ten taksówkarz został zabrany do szpitala. Wszystko... - urwał jeden z nich słysząc pukanie do drzwi. W trójkę spojrzeli na wejście. Drzwi otworzyły sie po chwili. Sekretarka wsunęła sie do pokoju. 
- Panie prokuratorze, komendant do pana - oznajmiła cicho widząc posępny wzrok mężczyzn. Starszy mężczyzna westchnął poprawiając swoje gęste, lekko siwe włosy. Mężczyźni stojący przy biurku rozsunęli się. Jeden z nich zajął miejsce przy drzwiach. Drugi odsunął sie w głąb gabinetu siadając po lewej stronie. 
- Tak, niech wejdzie - mruknął. To że ojciec Lidii był prokuratorem nie przeszkadzało mu w robieniu ciemnych interesów. Wiedział doskonale jak powinien zacierać ślady by nikt nie wpadł nawet na pomysł tego, że był umoczony. Wiedział jak działa machina sprawiedliwości. I to, że był skorumpowany sprawiło, że jego jedyna córka odsunęła sie od niego. Zawsze była jego oczkiem w głowie. Dbał aby nic sie jej nie stało. A kiedy odkryła czym sie zajmował... Poczuł jak po jego plecach przebiega dreszcz żalu. Nie mógł sie z tego wycofać. Nie potrafił. Dlatego właśnie wprowadził w jej świat Krzyśka. Dlatego właśnie ten dobrze zbudowany brunet podszedł do niej w barze. Po prostu mężczyzna musiał wiedzieć, że jego córeczka jest bezpieczna. A skoro potrafiła znaleźć w tłumie, ludzi których wysyłał na obserwację musiał to zrobić w inny sposób. I tak właśnie czuł przez te lata spokój wiedząc, że jest bezpieczna. Teraz spoglądał na komendanta policji wchodzącego do środka. Mężczyzna uśmiechnął sie do prokuratora chcąc dodać mu otuchy. 
- Darku, chcę cie zapewnić że działa w tym przypadku najlepsza ekipa. Znajdziemy Lidkę całą i zdrową - policjant uścisnął jego dłoń a drugą poklepał po ramieniu
- To wiele dla mnie znaczy. Nie mam pojęcia kto mógł coś takiego chcieć zrobić - mruknął wskazując na krzesło
- No właśnie, pojedziesz ze mną na komendę. Musimy cie oficjalnie przesłuchać z racji, że twoje stanowisko jest w grupie wysokiego ryzyka - wyjaśnił mężczyzna. Prokurator skinął głową. Złapał za swoje okulary i wsunął je na nos. Tak na prawdę to nie miał najmniejszego pojęcia, kto mógłby porwać jego córkę. Spojrzał na mężczyznę siedzącego w głębi biura. Zmroził go wzrokiem. Wiedział co to oznacza. Muszą wyjść w miasto i dalej szukać Lidki. 

Zerwała sie z miejsca widząc jak drzwi otwierają się. Skrzywiła sie czując jak uderza głową o górę klatki, w której była trzymana. Nie widziała twarzy osób, które weszły do środka. Stali w półmroku i wpatrywali sie w nią. Czuła na sobie ich spojrzenie. Przez ostatnie kilkanaście godzin próbowała sie przekonać, że nie jest w aż tak opłakanej sytuacji. Musiała wmawiać to sobie, żeby atak paniki nie zniszczył jej całej. A było jej ciężko. Była obolała, zziębnięta i głodna. Drzemki na zimnej, betonowej posadzce nie były niczym przyjemnym. Sprawiły, że była jeszcze bardziej przerażona. 
- Wy tępi idioci! - ostry, męski głos przeciął ciszę kiedy przybysze obserwowali ją w skupieniu. Mężczyzna odwrócił sie do wyjścia i zatrzasnął drzwi. Skrzywiła sie słysząc huk. Nie rozumiała z tego nic. Ale przybysz właśnie wydzierał sie na swoich podwładnych. Był wściekły. 
- Trzymacie ją w klatce jak psa, bez jedzenia, łóżka! To jest nasza karta przetargowa, ma być nieuszkodzona - warknął czując rosnącą wściekłość. Chciał zmusić prokuratora do współpracy ale nie miał zamiaru zabić jego córki. Zabić przed ogloszeniem swojej propozycji. 
- Przyprowadźcie mi tu Kalinę, ma się nią zająć! Ma jej z głowy nie spaść włos. Zanim jej ojciec nie dowie sie czego od niego chcemy - warknął. Był totalnie zdruzgotany tym jak jego podwładni to rozegrali. Cofnęli sie przerażeni kiedy mężczyzna ich mijał. Jeden z obecnych na korytarzu ruszył prędzej w poszukiwaniu jednej z kobiet. 

To nawet nie była wściekłość. To był paniczny ból. Rzucił telefonem o ścianę. Komórka rozsypała sie na kilka mniejszych części. Warknął. Kolejna osoba, która miała wobec niego dług wdzięczoności wracała z niczym. Albo odmawiała pomocy.
- Mówi sie na mieście ale to za duży kaliber, stary. Ja chcę żyć - usłyszał od ostatniej osoby i to przelało czarę goryczy. Lidka jest gdzieś, z kimś kogo nie znał. Kogo nawet jej ojciec nie znał. A to było przerażające. Wiedział, że prokurator ma wrogów. Wiedział w jaki sposób prokurator dorabia sobie na boku. Był jednym z jego pionków. Ale on poczuł sie ogromnie dotknięty tą sytuacją. Bo ktoś miał czelność zagrozić Lidce. To o nią mu chodziło. Zakochał sie w niej na zabój. I był w stanie poruszyć niebo i ziemię żeby ją znaleźć. Bo była sensem jego życia. Bez niej nic nie miało sensu. Nawet te kilka miesięcy po rozwodzie. Były jak czarna dziura. Przyzwyczaił sie do niej, do jej dobrego słowa, świetnej kuchni. Do tego jak go dopingowała. Owszem czasami miał głupie pomysły ale zawsze starała sie je wyperswadować logicznie. Dawała mu takie wsparcie jakiego potrzebował. Była empatyczna, otwarta. Dokopał sie do jej delikatnego wnętrza. I to jemu powiedziała o wszystkim. O tym dlaczego zrobiła sie taka zamknieta w sobie. Oczywiście powiedział o tym jej ojcu ale tylko dlatego, że wiedział iż sprawca dostanie taką karę jaką zasłużył. Bo system go ominął. Ale jej ojciec był poza systemem. A teraz przez niego ona jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Na dodatek ten człowiek nic sobie z tego nie robił. Jakby uważał, że nikt nie byłby na tyle głupi żeby dobierać sie do niego przez najważniejsze osoby w jego życiu. A teraz cierpiał i on. Oddychał głęboko wpatrując sie w rozwalony telefon. Był na siebie wściekły. To była jego wina. Zacisnął palce tak mocno, że zbielały mu kłykcie. Bo gdyby przełożył spotkanie, wtedy mógłby ją zawieźć. A w samochodzie zawsze miał broń. I wtedy nic by sie jej nie stało. Siedziałaby w mieszkaniu, z nim i spędzała leniwy wieczór. Łzy niemocy wleciały do jego oczu gwałtownie. Lidka musi sie znaleźć. Musi być cała i zdrowa. 

Prokurator wpatrywał sie w chłopca, który wręczył mu pendrive. Miał niewiele ponad dwanaście lat i przyjechał rowerem pod jego kancelarię. Mężczyzna zacisnął palce. Nie spodziewał sie tego. Zwłaszcza gdy wychodził już do domu. Chłopiec wydukał tylko jedno zdanie, wskoczył na rower i popędził w dół ulicy. Prokurator wpatrywał sie w swoją dłoń. Wsiadł do samochodu zaintrygowany. Z teczki wyjął laptopa. Kierowca zapuścił silnik. O co tu do licha chodziło? Jego chłopacy też nic nie znaleźli. Nie wiedzieli kto ma Lidię. Policja była ciągle w martwym punkcie. Akurat w przypadku stróżów prawa to nie było nic nowego. Nie wiedzieli czym się zajmował po godzinach. Nie wiedzieli, że ludzie którzy porwali jego córkę to nie jego starzy wrogowie a ktoś zupełnie inny. Akurat o tym nie wiedział też sam prokurator. Uruchomił laptopa i podłączył nośnik do bazy. Po kilku minutach włączył film, który tam sie znajdował. Coś zmroziło jego żołądek widząc swoją córkę. Przywiązaną do krzesła. Przerażoną. Zmęczoną. Na jej twarzy znalazło sie kilka zadrapań. Poczuł jak ogarnia go wściekłość. 
- Witaj prokuratorze - męski, zniekształcony głos zabrzmiał w samochodzie - Mamy twój największy skarb. Obiecujemy zająć się nią najlepiej jak potrafimy. A do tego czasu będziemy petraktować - mężczyzna stał poza obiektywem kamery. Lidka wpatrywała sie w kamerę z przerażeniem. To co powiedział mężczyzna... Ona też nie wiedziała dlaczego tam trafiła. Aż do tego momentu.

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz