Rozdział 26

242 14 30
                                    


Otworzyła oczy niechętnie. Chciała jeszcze spać ale jej pęcherz oznajmił, że najlepszym kierunkiem będzie łazienka. Rozejrzała sie nieprzytomnie po sypialni. Krzyśka nie było. Pewnie jak to miał w zwyczaju - poszedł biegać. Po wczorajszej rozmowie czuła sie oszołomiona jakby wypiła cały alkohol który ma w domu. Sama. Ilość informacji które przekazał jej były mąż sprawiły, że nie wiedziała jak to wszystko połączyć. Jedyny plus był taki, że jej poczucie niesmaku i winy związane z Severide zmalało do zera. Skupiała sie teraz na tym mężczyźnie, który był teraz przy niej. Usiadła na łóżku i złapała za telefon. Kwadrans po dziesiątej.
- Dobry Boże - jęknęła zdając sobie sprawę z tego, że spała prawie dwanaście godzin. Nawet nie wiedziała dokładnie w którym momencie odpłynęła. Ale przez ostatnie dni tyle sie działo, że poczuła sie potwornie zmęczona. A obecność jej byłego męża dalej sprawiała, że czuła sie bezpiecznie. Nie nienawidziła go za to, że sie rozwiedli. Poczuła tylko ujmę na swoim honorze. Bo miała wrażenie, że będzie walczył o to małżeństwo. 
- Zgodziłem się, bo miałem wrażenie, że ty tego chciałaś. Na prawdę, gdybym wiedział że to tylko podpucha w życiu nie zrezygnowałbym z najwspanialszej osoby, którą poznałem - wyjaśnił leżąc obok niej. Wpatrywał sie  w jej oczy. Mówił jak zawsze spokojnie. Wyprowadzić go z równowagi było bardzo ciężko. I chyba Lidia tylko to potrafiła. Widziała go kiedy był tak wściekły, że w jego oczach pojawiał się obłęd a sam gdyby mógł zmienił sie w Hulka. Nie wiedziała czy powinna czuć z tego powodu dumę czy jednak zaniepokojenie. I to on na dobrą sprawę wiedział o tym co jej sie przytrafiło. Musiała przyznać przed sobą, że gdy on towarzyszył jej przez całą terapię czuła sie doskonale. Był jej wsparciem, światełkiem w mroczny dzień. Tak, w bardzo szybkim czasie oszalała na czyimś punkcie do tego stopnia, że powiedziała mu wszystko. Widziała w jego oczach to zdziwienie kiedy unikała najmniejszego dotyku z jego strony. Z nim to wszystko poszło dziwnie łatwo. Ale to był Krzysiek. Nie umiała tego zinterpretować, ale po prostu dawał jej wsparcie którego potrzebowała w danej chwili. Bardzo mało sie kłócili ale kiedy już dochodziło do scysji były tak gwałtowne jakby tornado porwało bombę atomową i uderzyło w takim połączeniu w jakieś miejsce gdzie mieszkają ludzie. Spędzili pół wieczora na rozmowie. A kiedy otoczył ją swoimi ramionami, czuła że jest w odpowiednim miejscu z odpowiednim mężczyzną. Takie dziwne poczucie stabilizacji dało jej siłę do walczenia ze swoimi demonami. Zsunęła sie z materaca i złapała za kulę. Podpierając sie z nią wyszła z sypialni. Zaskoczona zatrzymała sie i spojrzała na mężczyznę. Siedział na kanapie i wpatrywał sie w laptopa trzymając na udach tablet. Parsknęła śmiechem widząc to. Tak, to był bardzo częsty widok gdy mieszkało sie z nim. Pamiętała doskonale kiedy pewnego razu rozmawiali, opowiadała mu o ciężkiej zmianie a Krzysztof zupełnie nagle podsunął jej tablet pod nos 
- Patrz jaka ładna hossa. Mogłem te akcje kupić - rzucił czym wytrącił ją z wątku. Skołowana spojrzała na wykres z którego bardzo mało rozumiała. Ale po chwili poczuła sie oburzona. 
- Aha, super - fuknęła - Czyli mnie nie słuchałeś - oddała mu tablet. Spojrzał na nią zaskoczony. 
- Oczywiście, że cie słuchałem - zamrugał powiekami - Mówiłaś o tym wypadku gdzie się gość rzucił pod pociąg na Dębcu i chłopacy cie za wszelką cenę trzymali z dala od widoku zwłok żebyś mogła normalnie spać - cmoknął jej nos delikatnie
- Ja cię zawsze słucham, Mała - dodał odsuwając sie od niej. Lidia spojrzała na niego i parsknęła śmiechem machając ręką. Udowodnił jej, że miał bardzo dobrą podzielność uwagi. Patrzyła teraz, po prawie trzech latach, na niego i czuła jakby sie nic nie zmieniło. Słysząc jej parsknięcie podniósł wzrok. Kiedy sie uśmiechał jego oczy mrużyły się jak u Muminka. Takie porównanie dla Lidki było czymś normalnym. I tylko kiedy byli sami nazywała go właśnie Muminkiem. 
- Mam nadzieję, że cie nie obudziłem 
- Nie, nie przeszkadzaj sobie. Ja tylko muszę się ogarnąć - oznajmiła spokojnie i skierowała sie do łazienki. 
- Masz dzisiaj kontrolę na czternastą. Akurat zawiozę cię na Szwajcarską i pojadę do klienta - rzucił za nią. Zatrzymała sie i spojrzała na niego zaskoczona. 
- Krzysiek, wiesz że możesz...
- Wiem. Ale chcę cię tam zawieźć, zaprowadzić na oddział a później wysłać samochód po ciebie - wyjaśnił spokojnie patrząc na nią. Życie z kimś takim jak Krzysztof było czymś dziwnym. Mężczyzna który w krótkim czasie dorobił sie olbrzymiego majątku był uparty. Musiało być po jemu. Musiało być tak jak on chciał. Inaczej boczył sie jak pięciolatek. 

Poranek w Chicago był deszczowy. Severide pił kawę stojąc na balkonie w mieszkaniu Stelli. Wczorajsza rozmowa nie wskazała mu żadnego kierunku. Dalej nie wiedział co powinien zrobić z tym wszystkim. I dalej  nie umiał znaleźć w sobie tyle odwagi, żeby zadzwonić do pani Kapitan i sie wytłumaczyć. Dlaczego? Dlaczego musiało mu zacząć zależeć? Dlaczego nie mógł tego potraktować jak zawsze? Bo czuł, że Lidia nie zasługuje na takie traktowanie. Swoją zimną ogładą sprawiła, że nic co było dla niego tam nowe, nie było straszne. Nie umiał tego nazwać ale przy niej nawet nauka języka nie była problemem. Tak wielkim problemem jaki z góry zakładał. I to jej zdecydowane działanie, pewność siebie, seksapil który emanował z niej kiedy nie byli w pracy. W pracy  była cholernie zawodowa i trzymała go na bezpieczny dystans. Wpatrywał sie w moknące miasto. I czuł to samo co działo sie na zewnątrz. Był potwornie obolały psychicznie. Poniosło go. Miał sie tylko zabawić. Ale kiedy poznał ją bardziej coś w jego wnątrzu zaczęło działać na opak. I to najbardziej bolało. Bo kiedy wydawało mu się, że już sie odczulił los robi mu takiego psikusa. Zazgrzytał zębami z własnego debilizmu. Nawet nie wiedział, że za jego plecami Stella właśnie spisywała do swojego telefonu numer do Lidii. Widziała jak Kelly czuje sie fatalnie przez to wszystko. I chciała mu pomóc znaleźć jakiś balans. Wiedziała doskonale, że Kelly chciałby mieć Lidię nie tylko przez kilka miesięcy w swoim życiu. Chciał mieć ją jak najdłużej. A wiedziała też, że ten mężczyzna mimo swojej ogłady jest w stanie przenosić góry dla kobiety do której coś poczuje. Sama przez chwilę czuła sie jak królowa przy nim. Kiedy były początki i nosił ją na rękach. Jednak przez swoje skomplikowane skonstruowanie nie przetrwało to próby czasu. Ale została jego najlepszą przyjaciółką. I jej zadaniem było sprawić, żeby Kelly nie cierpiał. 


Leżała na kanapie i oglądala kolejny nudny program w telewizji. Słyszała doskonale jak Krzysztof kręci sie po kuchni. Zapachy które stamtąd dobiegały tylko przekonały ją, że jej prywatny Master Chef ponownie wyprawia cuda. Umiał gotować. I robił to doskonale. Kontrola przebiegła na prawdę szybko. W przyszłym tygodniu ma wizytę gdy ściągną jej szwy i sprawdzą jak zasklepia sie rana. Nawet informacja o tym, że zostanie jej pamiątka w postaci blizny nic nie zmieniła. Obecność Krzyśka poprawiała jej humor. Czuła sie wyśmienicie. Usłyszała jak dzwoni jej telefon. Niechętnie wyciągnęła go spod poduszki. Ściągnęła brwi. 
- Halo - mruknęła siadając. Numer z kierunkowym ze Stanów. Nie napawało ją to optymizmem. Wyciszyła program i poruszała biodrami układając sie na kanapie. 
- Cześć, dzień dobry - damski głos w słuchawce zupełnie zbił ją z tropu - Rozmawiam z panią Kapitan, Lidią? - słyszała w głosie swojej rozmówczyni dziwne napięcie. 
- Tak, a z kim mam przyjemność? 
- Mam na imię Stella i... - Lidia poczuła cholernie mocny uścisk w żołądku. Cała zawrtość podeszła jej do gardła. Zbladła przyciskając dłoń do ust. 
- Stella? - palnęła Lidka odruchowo 
- Tak, tak... Słuchaj robię to nielegalnie. Nie wiem co ci powiedział Kelly Severide ale nas nic nie łączy. Nie mogę zrozumieć dlaczego powiedział ci, że leci do swojej dziewczyny. On nikogo nie ma. Ale wiem dosknale, że twoja obecność w jego życiu go trochę zmiotła z planszy. I nie chcę byś pomyślała, że on potrafiłby spotykać sie z tobą mając tu kogoś. Severide może i jest bardzo często impertynenckim bucem ale to facet wierny jak pies - prowadziła swój monolog a Lidia poczuła jak zaczyna boleć ją głowa. Słuchała Kidd w skupieniu mając wrażenie, że grała w marnym filmie. Bardzo marnym filmie i ktoś robił sobie z niej jaja. 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz