Rozdział 22

246 13 12
                                    

Kiedy wylądował w Chicago, Stella dalej czekała na badania. Cały lot starał sie uspokoić. Ale ona nie mogła umrzeć. Była nieodłączną częścią jego życia. Pomagała mu kiedy jego życie leciało na łeb, na szyję. Wyciągała do niego dłoń. Mógł ją odwiedzić nawet najbardziej nawalony a ona zawsze miała dla niego miejsce. Nawet na kanapie. Ale słuchała go. Mógł na niej polegać. Panika dalej go boleśnie trzymała za gardło. Łzy wracały kiedy miał już nadzieję, że już sie uspokoił. Ale musiał jak najszybciej znaleźć sie w MED. Zignorował zmęczenie. Jet lag ponownie w niego uderzył. Ale Kelly był tak wściekły, że nie zwracał na niego uwagi. Skrzywił sie czując chłodny wiatr uderzający w niego kiedy wyszedł na płytę lotniska. W Poznaniu było ponad dwadzieścia stopni. A tu może połowa. Rozejrzał sie dookoła. Był w domu. Ale nie czuł z tego powodu ulgi. Był zły. Musi bardzo szybko znaleźć sie po drugiej stronie lotniska. 

Nie zmrużyła oczu przez całą noc. Spuchnięte od łez powieki nie pozwalały jej wyłączyć oczu. Czuła sie potwornie źle. Jej przypuszczenia okazały sie prawdziwe. Ściskała w dłoniach szklankę z drinkiem. Nalała sobie czystej wódki kiedy wróciła do domu z remizy. I nie mogła jej wypić przez cały dzień. Alkohol na pewno wywietrzał przez ten czas. Rosła przy niej tylko wielka góra chusteczek higienicznych.  Czuła sie brudna, zbrukana. Sama nie wiedziała dlaczego. Ale przecież... Ponownie rozpłakała sie. Dobrała sie do mężczyzny innej kobiety. Karma to suka. Sama kiedyś przez to przechodziła. I zapowiedziała sobie, że nigdy nie zrobi tego innej kobiecie. Trzymała sie tego aż do momentu kiedy nie pojawił sie porucznik Severide. A powtarzała Karolinie, że ona tak nie może. Jednak to brunetka ją pchała w przód. Że co jej szkodzi. Oj bardzi jej zaszkodziło. Jeszcze może i by to zrozumiała, gdyby to po pewnym czasie przeszło w przyzwyczajenie. Ale widziała jego przerażenie kiedy mówił o niej i o tym, że trafiła do szpitala. To było prawdziwe przerażenie wynikające, że ktoś kogo kochał znalazł sie w niebezpieczeństwie. W innej sytuacji oczywiście, że wysłała go tam jak najszybciej. Ale w obecnej sytuacji? Pociągnęła nosem ocierając go rękawem. Przysunęła do ust szklankę ale ponownie sobie odpuściła. Musiała to chyba przemyśleć. Przecież tak pięknie sie wszystko układało. A ona nawet nie wyczuła, że Kelly ma kogoś. I patrząc po tych zdjęciach musieli być bardzo szczęśliwi. To ją pewien sposób zabolało. Nie wymagała przecież od niego deklaracji o miłości aż po grób. Jednak seks to seks. To już zupełnie inny lewel niż nawet słodkie wiadomości. Nigdy nie umiała tego nazwać. Ale teraz to właśnie ona była tą drugą. I ją to przerażało. Sama doskonale wiedziała przecież jak to jest, kiedy sie dowiesz o tym, że miłość twojego życia cię zdradza. Takie upokorzenie uderzyło podwójnie. Chyba, że nie masz wyrzutów sumienia to wtedy jest wszystko dobrze. Lidia tak nie umiała. Nie potrafiła wyłączyć swoich moralnych uczuć. Bez najmniejszego trudu sypiała z mężczyznami, którzy nie mieli żadnych partnerek. A teraz? Wzdrygnęła sie czując jak łzy znowu spływają po jej polikach. Lidio Frączyk jesteś idiotką. 


Na jego widok wszyscy zerwali sie z miejsca. Pędził korytarzem MED. Czuł jak opuszcza go złość a pojawia sie strach. Widok Matt'a i Chris'a nie napawał go optymistycznie. 
- Co ty tu robisz? - Casey rozłożył szeroko ramiona. 
- Co ze Stellą? - zignorował jego pytanie tonąc w jego uścisku. 
- Zabrali ją na prześwietlenie. Po tym będzie wiadomo co dalej - wyjaśnił kapitan odsuwając sie od przyjaciela. Jednak Boden przełamał sie i go poinformował. Matt sam chciał to zrobić ale komendant oznajmił, że on jest po części winny całej sytuacji więc on bierze na siebie brzemię poinformowania porucznika. 
- Co tam sie stało? 
- Wybuchła butla z tlenem na miejscu gdzie spawali części - mruknął Herrmann - Stella oberwała i poleciała kilka metrów do tyłu... - zamilkł widząc jak Severide zbladł. Usiadł na krzesełku i oparł twarz na dłoniach. Coś wstrząsnęło jego wnętrzem. 
- Aaale Boden powiedział... - Severide otarł twarz szybko i podniósł głowę. 
- Tak, Amanada z nią miała zrobić ostatnie obejście. Ale kiedy to sie zaczęło... Stella odepchnęła ją zanim podmuch by ją zgarnął - na te słowa Kelly poczuł jak ogarnia go wściekłość. A wszystkim powtarzał, że Amanda sie zupełnie nie nadaje do Squadu. 
- Kurwa mać! - warknął po polsku wprawiając tym samym w osłupienie zarówno Herrmanna jak i rezydentkę, która była również Polką. Towarzyszyła doktorowi Halstead'owi, który wyszedł z oddziału. Zaskoczony był widząc siedzącego tu Kelly'ego. Rudowłosy wsunął dłonie do kieszeni spodni. 
- Kelly - mruknął kiwając głową. Severide zerwał sie z miejsca i spojrzał na lekarza. Jednak Will nie był nastrojony optymistycznie. 
- Pręt rozcharatał jej płuco. Podejmujemy decyzję czy je zszyć czy je usunąć - oznajmił
- Co?! - tego nie spodziewał się - Nie możecie usunąć jej płuca! - rzucił ze złością
- Kelly... 
- Ona nie będzie mogła pracować z jednym płucem jako strażak. Wszyscy o tym doskonale wiecie. A Stella nie umie nie być strażakiem, jak każdy z nas! - wysyczał patrząc z wyrzutem na Matt'a i Herrmann'a. Mężczyźni skinęłi głowami. Niestety ale Kelly miał racje. Każdy, który pracował w remizie nie wyobrażał sobie innego życia. Nie umieli być kimś innym niż strażakiem. Musieli pomagać ludziom bo to ich powołanie. Kelly czuł rosnącą złość. Ta pewnie wynikała ze zmęczenia. Rezydentka przyglądała mu się w skupieniu. Więc to był sławny Kelly Severide? Porucznik armagedon? Słyszała o nim bardzo dużo. Zaczęła rezydencję dopiero miesiąc temu. I musiała przyznać, że była pod ogromnym wrażeniem widząc to co sie tutaj działo. Chicago było jakimś dziwnym miejscem. Nie to co jej Gdańsk. Oczywiście słyszała doskonale złość w głosie porucznika. I z wrażenia cofnęła sie o krok za plecy doktora Halstead'a. Kelly oddychał nerwowo patrząc na mężczyzn. Matt otarł dłonią czoło. 
- Masz rację, Sev - mruknął opierając dłonie na biodrach
- Mogę ją zobaczyć? - Kelly wskazał na drzwi od oddziału 
- Po zabiegu. Teraz jest przygotowywana - wyjaśnił Will - Będzie tam Connor - dodał jakby pocieszenie. Kellyh westchnął i ponownie opadł na krzesełko. 
- Chodź - Chris klepnął go w ramię - Zawiozę cie do domu, prześpij się i wieczorem wrócisz kiedy będzie po wszystkim - ton jakim właściciel baru 'u Moly' to powiedział sugerowało, że odmowa nie wchodzi w grę. Doskonale widział sińce pod oczami porucznika. Sev ledwo stał na nogach. Domyślał sie, że teraz już powoli wszystko porucznika opuszcza. W końcu Stella żyje. I wiedział doskonale, że Will z ekipą zrobią wszystko by Kidd mogła wrócić do remizy. Kelly niechętnie podniósł się. 
- Will, proszę... 
- Zrobimy co w naszej mocy - starszy brat detektywa skinął głową patrząc na porucznika. Nie spodziewał sie go tu zobaczyć. I to wyglądającego jakby nie spał ponad dwa dni. Widział czerwone oczy i sińce pod oczami. Teraz patrzył na strażaków jak idą w kierunku wyjścia. Kelly szedł wyraźnie zgarbiony. Musiał być wyczerpany. Mógł mu zaproponować elektrolity. Ale z drugiej strony... Odwrócił wzrok na rezydentkę. Wyglądała na lekko przestraszoną. 
- Spokojnie, porucznik Severide tylko głośno krzyczy - rzucił klepiąc ją po ramieniu. Ta uśmiechnęła sie lekko i skinęła głową. Oboje odwrócili sie w kierunku drzwi od oddziału. Tam czekała na nich Kidd. A oni musieli ją uratować. 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz