Rozdział 12

349 15 24
                                    

Odwróciła głowę słysząc wołanie za sobą. Kelly podążał za nią wyraźnie zaskoczony. Odwróciła sie w jego kierunku. Skrzyżowała ręce na plecach. Uśmiechnął sie do niej. Dalej był w ciężkim szoku z tego co sie stało przed chwilą. Lidia przyglądała mu sie z zaciekawieniem. Podszedł do niej z zamiarem zapytania się o jej zachowanie. Uniosła brew przyglądając sie mu w skupieniu. Postanowiła pójść za radą Karoliny. Postanowiła trochę ruszyć swoje życie. A skoro pan porucznik  i tak za jakiś czas wróci do Stanów, dlaczego z tego nie skorzystać? Nie będzie musiała przecież znosić go do końca swojej służby. Spojrzał na nią. 
- Mogłaby pani Kapitan mi wyjaśnić o co tu chodzi? - oparł ręce na biodrach. Miał wrażenie, że Lidka robiła z niego durnia. A on nie lubił jak ktoś tak z nim pogrywał. Jednego dnia trzymała go na ogromny dystans, żeby następnego zachowywać się zupełnie normalnie. Nie lubił takiego grania. 
- Tak, chciałam cię przeprosić, poruczniku - wyjaśniła spokojnie nie odwracając wzroku
- Moje prywatne problemy nie powinny odbijać sie na mojej pracy - dodała. Kłamała. Wymyśliła to na poczekaniu. Ale nie mogła mu przecież powiedzieć, że paraliżuje ją sama jego obecność. Nie mogła mu powiedzieć, że przy nim zaczyna zachowywać sie jak szalona nastolatka. On nie powinien tego wiedzieć. Nie powinien mieć nad nią tej przewagi. Widziała jak jego twarz przekrzywił grymas lekkiej konsternacji 
- Były mąż? - rozluźnił się wyraźnie. Nie miał powodu żeby jej nie wierzyć. Nie dała mu powodu by sądził, że kłamała. Nawet nie widział tego wypisanego na jej twarzy. 
- Nie, nie... Coś innego. Nie ważne - machnęła ręką. Spojrzał na nią w skupieniu. Obserwował jej buzię. Wyraz jej twarzy był ciągle taki sam. Poważna, spokojna. Musiała być bardzo opanowanym człowiekiem. Uśmiechnęła sie niepewnie do niego. 

Wyskoczył  z samochodu za Lidią, która już pędziła do policjantów. Znajdowali się na autostradzie za miastem gdzie doszło do poważnego karambolu. Widzieli doskonale zgrupowanie aut, które uderzały w siebie. Wszędzie słyszeli huk syren, krzyki poszkodowanych i klaksony innych aut z drugiej strony drogi. Wsunął na siebie kask ruszając za nią. Stała przy policjantach i rozmawiała z nimi żywiołowo. Poczuł zapach spalenizny, palonej gumy i paliwa. Rozejrzał sie po pobojowisku. 
- Kelly, pójdziesz z Dominikiem - zaskoczony spojrzał na panią Kapitan. Był tak samo opanowana jak Boden. Pod tym względem musiał przyznać, że i ona i komendant byli identyczni. Jej twarz wyrażała tylko determinację. Wiedziała, że będą sie jej słuchać. I nie przyjmowała niesubordynacji. 
- Aale...
- Idź, potrzebujemy każdej pary rąk - wskazała na pobojowisko. Trzymała przy swojej twarzy interkom. Nacisnęła guzik i usłyszał charakterystyczny trzask. 
- Dominik, weź porucznika. Będzie sie ciebie słuchał - mruknęła przyglądając sie Severide. Kelly nie rozumiał tego dnia. Pozwolono mu wziąć udział w akcji. Gdzie nie spodziewał sie tego. Odpuścił sobie naukę języka przez ostatnie dwa dni. Próbował rozgryźć panią Kapitan. Wiedział, że to trochę nieprofesjonalne gdy obiecał samemu ćwiczyć. Poprawił na sobie ubranie i skierował do strażaka, który uniósł rękę. Kiedy znalazł sie przy nim dostał w swoje dłonie coś na wzór amerykańskiego haligana. 
- Brałeś kiedyś udział w czymś takim? - Dominik ruszył pierwszy lekko się schylając
- Tak, wiele razy
- Od czego zaczynaliście? 
- Od oceny sytuacji i rozładowania ścisku w centrum. Dopiero później zabieraliśmy się za wyciąganie poszkodowanych - wyjaśnił spokojnie. Strażak skinął głową i w dwu krokach wskoczył na maskę jednego z aut. Złapał za interkom i nacisnął guzik. Znowu ten charakterystyczny trzask. 
- Pani Kapitan, w centrum jest auto zakleszczone pomiędzy około pięciu innych - wyjaśnił rzeczowo. Severide obserwował go w skupieniu. Słyszał jak kobieta coś odpowiada. Obrócił głowę na nią. Chodziła przy swoim aucie i coś odpowiadała. 
- Kelly, wskakuj. Musimy dostać się do auta w środku - Dominik zerknął na niego. Strażacy przeskakwiali sprytnie między autami. Severide starał sie nie zwracać uwagi na ludzi w samochodach. Widział jak każdy starał sie pomóc każdemu. Ludzie z innych samochodów, którzy mogli chodzić odsuwali się od miejsca wypadku. Widział innych kierwców, którzy stojąc przed wypadkiem wysiadali i z apteczkami starali się pomóc tym najbliżej nich. Policjanci starali sie zapanować nad ogólnym chaosem. A pośrodku tego stała pani Kapitan. Poważna, opanowana i z chłodną kalkulacją przeprowadzała akcję ratunkową. Severide zatrzymał sie nagle na masce jednego z aut. Kobieta siedząca na miejscu kierowcy wyglądała na śmiertelnie przerażoną. Widział jej błagalne spojrzenie. Wskazała na siebie i dostrzegł jej wyraźnie zaokrąglony, ciążowy brzuch. Musiał bardzo szybko podjąć decyzję. Z rany na jej czole, sączyła sie krew. Wpatrywała sie w niego błagalnie. Potrzebowała pomocy. 
- Dominik! - wrzasnął za swoim przewodnikiem. Ten zatrzymał sie i obrócił  w kierunku porucznika. Kelly wskazał na samochód, przy którym sie zatrzymał i położyl ręce na swoim brzuchu. Zrobił nim półkolisty ruch symulując ciążowy brzuch. Strażak zatrzymał sie zaskoczony i na chwilę zwątpił. Jednak po chwili pokręcił głową i wskazał na środek karambolu. Kelly pokręcił głową i zeskoczył na asfalt. Nie mógł zostawić tej kobiety. 
- Kelly, co ty robisz?! - usłyszał krzyk swojego przewodnika. Dominik zacisnął zęby i przeskoczył kilka aut wstecz. Spojrzał na Severide, który starał sie dostać do kobiety. Widział w jego zachowaniu jakąś determinację. Porucznik postanowił wyciągnąć poszkodowaną w tej chwili dokładnie. 
- Kelly! - na te słowa brunet spojrzał na Polaka
- Kobieta jest w ciąży, kierownica wciska sie bardzo mocno w jej brzuch. Nie mam zamiaru jej zostawić - wyjaśnił
- Mieliśmy dostać się do środka karambolu - wyjaśnił Dominik przyglądając się mężczyźnie, który z kieszeni wyciągnął szpikulec do wybijania szyb. 
- To idź! Nie zostawię tej kobiety! - mruknął porucznik czując rosnącą adrenalinę. Musiał ją wydostać. 
- Wezwiemy tu kogoś. Idziemy! - mężczyzna wskazał na dalszą część miejsca katastrofy. 
- Nigdzie nie idę! - Severide wyprostował się i ze ściągniętymi brwami wcisnął się do auta. Kobieta pisnęła zaskoczona czując jak porucznik sprawił, że auto znowu zadrżało. Dominik przyglądał sie strażakowi oglądając sie nerwowo dookoła. Musieli zrobić coś zupełnie innego. Nie rozumiał zupełnie zachowania Kelly'ego. Porucznik zupełnie go zignorował. Mówił coś do kobiety próbując ją uspokoić. Nie słyszał co mówił do niej. Zaklął siarczyście i ruszył mu na pomoc. Złapał za interkom i poprosił o pomoc medyków i zgłosił, że zajęli się kobietą. Widział jak Severide'owi udaje się ją uspokoić. 

Dominik wszedł do gabinetu pani Kapitan. Brązowowłosa odsunęła sie od dokumentów. Wrócili z akcji ponad dwie godziny temu. Kobieta, którą Severide zauważył urodziła w karetce zdrową dziewczynkę. Strażak był nadal zły na porucznika, że ten zignorował jego polecenie. 
- Mogę zająć chwilę? - zapukał we framguę. Postanowił powiedzieć o wzystkim pani Kapitan. Kobieta zamknęła teczkę i odłożyła pióro na bok. 
- Jasne, co sie stało? - mężczyzna wszedł do pomieszczenia i zamknął drzwi za sobą. Usiadł naprzeciw kobiety. Jej głos był lekko zachrypnięty przez jej wybuch złości na sam koniec akcji. Ale nie oni oberwali tylko policjanci i zarząd dróg. 
- Chodzi o porucznika Severide - oznajmił spokojnie. Kobieta złożyła ręce na piersiach i uniosła brew. 
- Jego pierwsza akcja i wykazał sie niesubordynacją. Mieliśmy iść do środka karambolu żeby to ocenić, ale on znalazł w jednym z aut zakleszczoną kobietę w ciąży. Zignorował moje polecenie i postanowił kobiecie pomóc
- Zwróciłeś mu uwagę? - uniosła brew. Nie, nie spodziewała się, że Kelly zacznie już od samego początku pokazywać, że zdarza mu się działaś na przekór zaleceniom.
- Oczywiście. Powiedziałem, że wezwiemy kogoś do tej kobiety, a on oznajmił że nigdzie nie idzie bo nie zostawi tej kobiety - mruknął. Złość już mu przeszła. Ale musiał coś takiego niestety zgłosić do przywódcy. Lidia oparła palec na swoich ustach i popukała wargi przyglądając się swojemu gościowi. 
- Porozmawiam z nim - skinęła głową. 


Wszedł do gabinetu pani Kapitan. Na jego widok podniosła się i wskazała na krzesło. Uśmiechnęła sie do niego miękko, zachęcając do zajęcia miejsca. 
- Proszę tylko zamknąć drzwi za sobą - oznajmiła spokojnie. Nie wyczytał z jej twarzy czy jest zła, czy jest rozbawiona. Była jak zawsze poważna. 
- Wzywała mnie pani - mruknął lekko zmieszany. Usiadł na krześle a Lidia zrobiła to samo. Oparła dłonie na biurku siadając naprzeciw. Wpatrywała sie w porucznika obserwując jego twarz. 
- Tak - skinęła głową - Dominik opowiedział mi o tej sytuacji na karambolu - dodała. Na te słowa porucznik poderwał się.  Widziała na jego twarzy coś na wzór zaskoczenia. 
- Pani Kapitan... - chrząknął - Nie mogłem zostawić tej kobiety - wyjaśnił
- Ja to rozumiem - oznajmiła - Tylko miał pan, poruczniku, jasne zadanie które brzmiało, że idzie pan z Dominikiem. Dominik był odpowiedzialny również za pana. Zignorował pan to wyraźnie, dosadnie. To była pana pierwsza akcja, gdzie pozwoliłam na pana udział - jej ton głosu nie zmienił sie nawet o ton. Mówiła ciągle tak samo spokojnie nie spuszczając wzroku z twarzy porucznika. Ten czuł jak rośnie w nim złość. 
- To co powinienem zrobić?! - prychnął krzyżując ręce na klatce piersiowej. 
- Powinien pan to zgłosić, poczekać aż pojawi się ktoś kto przejmie poszkodowaną. I wrócić do swojego rozkazu - obserwowała go. Mężczyzna właśnie zaczął ujawniać swój problem znoszenia krytyki. Coś o czym wspomniał jej komendant Boden podczas jednej z ich rozmów. Więc właśnie taki był Kelly Severide? Buńczuczny chłopiec, który nie przyjmuje krytyki? Usłyszała jego prychnięcie. Ponownie. Postanowiła je zignorować.
- Nie było czasu na czekanie. Kobieta miała kierownicę wbitą w ciążowy brzuch. Dziecko mogło zostać zmiażdżone - machnął ręką nerwowo 
- Nie wiem jak działacie tutaj w Polsce, ale w Chicago...
- Poruczniku - spojrzenie pani Kapitan było pełne politowania - Nie jesteśmy w Chicago tylko w Poznaniu. Więc działamy według zasad panujących w Polsce, w Poznaniu, w tej remizie - odparła 
- Uznamy to za małe nieporozumienie - dodała - Może pan już iść, poruczniku - wyprostowała się i wyraźnie rozluźniła. Severide wpatrywał sie w nią oszołomiony. Zerwał sie z krzesła.

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz