Rozdział 27

250 13 12
                                    

Dominik wytrzeszczył oczy widząc jak drzwi od mieszkania Lidki otworzył jej były mąż. Krzysiek uśmiechnął sie do niego lekko. Nie, nie było tak że za nim nie przepadał. Ale szeroki uśmiech zawsze miał zarezerwowany dla swoich najbliższych. Do pozostałych uśmiechał sie jak do klientów. Bycie doradzcą finansowym wymagało na nim nienagannej prezencji. A wiąże sie to również z uśmiechem. Teraz stał w drzwiach kiedy Lidia brała kąpiel.
- Co ty tu robisz? - strażak spojrzał na niego wrogo. Krzysztof był ostatnią osobą, której sie tu spodziewał. 
- Opiekuje się Lidką - wyjaśnił zgodnie z prawdą. Nie wiedział jak zinterpretować zaczepny ton głosu zastępcy jego byłej żony. Ale gość ewidentnie nie cieszył sie z obecności Krzysztofa. 
- Nie masz... Z resztą nie ważne, przyszłem do Lidii - oznajmił 
- Bierze kąpiel - odsunął sie od drzwi kiedy dostrzegł dokumenty w jego dłoni. Dominik poczuł sie skołowany widząc jej byłego męża. Ale teraz zaczął odczuwać złość. Nie wiedział tylko czy na Lidkę, że znowu sie w to pakuje czy jednak na Krzyśka, że wykorzystał jej słabość w obecnej chwili. Wpatrywał sie w mężczyznę ze ściągniętymi brwiami. Poczuł przemożną ochotę uderzyć Krzysztofa w twarz i wyrzucić z mieszkania pani Kapitan. Brązowowłosa na widok obu mężczyzn starała sie znaleźć przy drzwiach jak najszybciej. Stukot szyny na panelach przykuł ich uwagę i przerwał walkę na spojrzenia. Wilgotne włosy zarzuciła na plecy. 
- Dom, co jest? - uśmiechnęła sie ale widziała wzrok gościa. Dostrzegła dokumenty w jego dłoniach. Poczuła jak coś zacisnęło sie na jej wnętrznościach widząc to spojrzenie. Zwątpiła tylko przez chwilę. Po rozmowie którą odbyła ze Stellą poczuła sie lekko skołowana. Ale tylko lekko. Obecność Krzyśka zdecydowanie działała na jego korzyść. Spojrzała na swojego byłego męża
- Pojechałbyś na zakupy? - mężczyzna odwrócił wzrok czując jej dłoń na swoich plecach. Uśmiechnął sie do niej szeroko. Inaczej niż do Dominika. 
- Byłem rano 
- Chciałabym zostać sama z Dominikiem - oznajmiła wpatrując sie w przybysza. Potem ponownie przesunęła wzrok na swojego byłego męża. Ten wyprostował sie wyraźnie urażony jej słowami ale westchnął i skinął głową. W pięć minut był gotowy do wyjścia. Przymknęła powieki kiedy nachylił sie i cmoknął jej polik. Nie chciał opuszczać jej choćby na chwilę ale skoro ona prosiła. Nigdy nie umiał jej odmówić. Gdyby zażyczyła sobie gwiazdki z nieba - poszedłby. Bo to dla jego Lidki. 
- Rozumiem - minął ją i skierował sie na klatkę. Dominik śledził go wzrokiem dopóki nie zniknął na schodach. Obserwował jego szerokie ramiona które kołysały sie przy każdym kroku. Gdy zniknął mu z oczu odwrócił wzrok na Lidkę. Tak, był zły na nią. Za to, że nie wywaliła swojego byłego męża za drzwi. I że pozwolila by ten ponownie wszedł w jej życie. 
- Co to do licha znaczy? - fuknął kiedy wszedł do środka. Nie miał zamiaru wrzeszczeć na nią kiedy stał na klatce. Ostatnie czego oboje potrzebowali to żeby sąsiedzi słyszeli jego krzyk. Zamknął za sobą drzwi i skierował sie za brązowowłosą. Ta skierowała sie powoli do pokoju dziennego i usiadła na kanapie. Poczuła niemiłe pulsowanie w zranionej nodze. Lekarz uprzedził ją, że powinna stawać kroki bardzo ostrożnie. Nie powinna powodować drgań wewnątrz szyny 
- Ale o co ci chodzi?
- O Krzyśka! - skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oddychał głęboko. Wytrzeszczyła oczy kiedy uniósł głos. 
- Co on tu robi? Do licha co sie stało przez ostatnie dwa dni! Przecież mówiłaś, że nie masz z nim żadnego kontaktu a tu proszę. Twój były mąż pojawia sie w twoim mieszkaniu. I jakby nigdy nic postanawia zostać i sie tobą zaopiekować! Zapomniałaś już jak cie traktował?! 
- Przestań, dobrze! - warknęła. Ale Dominik nie miał zamiaru. Każde jego słowo było zimne, pełne agresji. Czegoś czego Lidka znieść nie mogła. Nie była nigdy wobec nikogo agresywna. I najczęściej odpowiadała agresją na agresję. A taki atak od kogoś takiego jak Dominik bolał podwójnie. 
- Słuchaj to co robie ze swoim życiem to moja sprawa! I ty chyba sie w sumie zapędzasz - warknęła. Zamilkł słysząc złość w jej głosie. 
- Jesteś tu służbowo czy prywatnie?! 
- Służbowo - mruknął rozumiejąc co sie właśnie stało. 
- Więc z łaski swojej sie nie zapędzaj bo to wykrocza poza naszą relację służbową - była już spokojna. Ale bardzo zimno spokojna. Ten głos w remizie oznaczał, że zaraz dostaną opierdziel. Chociaż doskonale już wiedzieli, że zrobili źle. Wpatrywała sie w gościa chłodnym wzrokiem. Wyciągnęła rękę w jego kierunku. 
- To są dokumenty szkoleń, które niestety musisz podpisać - mruknął zmieszany. Popełnił błąd. Wiedział jak Lidia reaguje na najmniejszą agresję. Traktuje wtedy ludzi z wzajemnością. A wściekła czy urażona Lidka jest największym twoim koszmarem. 
- Pani Kapitan - dodała za niego biorąc je do ręki. Nachyliła sie do stolika i spod blatu wyciągnęła długopis. Dominik wytrzeszczył oczy slysząc jej opanowanie. Zawsze była opanowana ale on podświadomie wiedział, że teraz przesadził. I ściągnie to na niego lekkie komplikacje. W pracy będzie jak zawsze. Ale prywatnie Lidka będzie właśnie go trzymać na dystans. I nie będzie już mógł do niej dzwonić z każdym problemem. Już postawiła między nimi ścianę. Wpatrywał sie w nią jak studiowała treść dokumentów. Przerzucała kartki sprawnie. Podziwiał w niej umiejętność szybkiego czytania. I to, że zapamiętywała najważniejsze rzeczy. Po krótkiej chwili oddała mu dokumenty. Spojrzała na niego chłodno. 
- Wszystko można zawieźć do komendy głównej miejskiej - rzuciła. Wziął od niej dokumenty. 
- Lidka...
- Skończyliśmy - podniosła sie - Mogłeś na mnie nie krzyczeć 

Trzech mężczyzn wpatrywało sie w zdjęcia leżące na stole. Kobieta nie zdawała sobie zupełnie sprawy z tego, że jest obserwowana. Musieli znaleźć sposób jak dostać sie do niej. I zmusić pewnego człowieka do współpracy. A uderzanie w najczulszy punkt mieli opanowane do perfekcji. Mapa, która stała za nimi przedstawiała całe miasto. Było tam powbijane kilka pinezek z krótkim opisem. Pracowali nad tym kilka ostatnich miesięcy. Nawet to, że przez chwilę mężczyzna był niedostępny nic nie zmieniło. Oni nie zapominają. Oni jeśli mają plan to trzymają sie go do samego końca. I teraz pracowali nad najnowszym, najświeższym, który przyniesie im to o co im chodziło. 

Stella spojrzała na Kelly'ego kiedy ten zbierał swoje rzeczy i upychał je w walizce. Musiał wracać do Polski. Kidd zapewniła go, że czuje sie już doskonale. I nie ma potrzeby żeby siedział tutaj o wiele dłużej. I tak ostatnie dwa tygodnie były dziwne. Świeżbił ją język, żeby mu wszystko powiedzieć. Ale z drugiej strony doskonale wiedziała jak to sie skończy. Severide wpadnie w szał i wtedy to już na pewno nie wróci do Polski. A wczorajsza rozmowa z Lidią uświadomiła jej, że pani Kapitan uwierzyła w związek Kidd i Severide. Po głosie wyczuła jej lekkie skołowanie. I to jak ostrożnie odpowiadała na każde pytanie. Nie przerywała jej zupełnie gdy Stella próbowała naprostować całą sytuację. Usłyszała trzask walizki na podłodze. Zamrugała powiekami i spojrzała jak porucznik podchodzi do kanapy na której siedziała. Zajął miejsce obok niej. 
- Nie chcę wracać do Polski - mruknął - Nie chcę stanąć przed Lidką i widzieć w jej oczach złość. Nie chcę mówić jej, że ją okłamałem. Na prawdę byście sie dogadały. Chociaż ona trzyma ludzi na dystans - dodał ocierając dłonie o siebie. Wpatrywała sie w niego czując jak ogarnia ją rozbawienie. Gdyby Kelly tylko wiedział, że zapewniła mu spokojny powrót i trochę więcej zaangażowania ze strony pani Kapitan pewnie by ją ukatrupił. Tak jak Stella ukatrupiłaby Lidię gdyby wiedziała, że pani Kapitan właśnie spędzała popołudnie ze swoim byłym mężem czując ten błogi stan, którego potrzebowała. 

Za karę [Chicago Fire] || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz