życiowy huragan || 1

605 49 88
                                    

Tupot bosych, małych i bladych stóp zbiegających po schodach to jedyny dźwięk w tym momencie, który Thomas był w stanie usłyszeć tak wyraźnie, że nawet przyćmił on skupienie na delikatnym uśmiechu Marthy Washington i jej męża, Georgea Washingtona. Pierwszy dzień w pracy, a ci ludzie wyglądają na zdecydowanie za miłych jak na kogoś, kto przyjmuje pod dach obcą osobę, zostawiając ją z obowiązkiem ochrony własnego syna.
Wie zdecydowanie za mało. Jedynie, że chłopiec zdecydowanie za często obrywa, potrzebuje czyjegoś towarzystwa przez zbliżające się wakacje, bo sam ma tylko małe grono przyjaciół, którzy nie mieszkają bardzo blisko nich i nie są w stanie przychodzić do niego bardzo często. Jednym słowem, obecność Thomasa w domu Washingtonów przez najbliższe dwa miesiące i dwa tygodnie została według nich jedynym, najlepszym wyjściem, które mimo wszystko nie zostało zaakceptowane przez same centrum wydarzeń, czyli rzeczywiście przez tą drobną, bladą osóbkę, która nie miała pojęcia, co się dzieje, bo tak szczerze słysząc jakieś półtora tygodnia temu o tym absurdalnym według niego pomyśle, został on uznany za posłany w celu żartobliwym dowcip.

Mimo wszystko Hamilton nie spieszył się za bardzo, bo kiedy wszedł na schody i pokonał parę pośpiesznych kroków, od razu wrócił się do swojego pokoju, przypominając sobie, że zapomniał wcześniej podłączyć telefon do ładowarki. W końcu nie miał pojęcia, że obcy mężczyzna czeka na niego razem z rodzicami, bo przecież gdyby wiedział, nie zwlekał by tyle ze zwykłym zejściem po schodach. Dźwięk jego bosych stóp biegających po pokoju i wkrótce schodzących po schodach rozległ się po całym domu. Ale twarz Alexandra była coraz bardziej zmieszana, szczególnie wtedy, gdy, stając przed rodzicami, poczuł na sobie wzrok nieznajomego faceta, nieco starszego od niego, ale mimo wszystko o wiele młodszego od taty i mamy. Był on wiele wyższy od Hamiltona, w końcu Alexander był dość niską osobą, co dla Thomasa było zaskakująco dziwne, bo Martha miała przeciętny wzrost, a George był.. dość wysoki, mówiąc szczerze.
Alex czuł, jak te dziwne, nowe, zaintrygowane nim, brązowe tęczówki wpatrywały się w niego, chcąc wyczytać jak najwięcej nie tylko z oczu, ale i z całej mowy ciała, co mimo wszystko było trudne dla Jeffersona. Hamilton nie był taki łatwy do rozgryzienia, o czym przekona się jeszcze nie raz.

– Kto-

– Alex, to jest Thomas Jefferson. – ciepły uśmiech ze strony Marthy został posłany w stronę jej syna, który nadal nie bardzo rozumiał zaistniałą sytuację. Po chwili patrząc jednak to na swojego tatę, to na swoją mamę, zmusił się do zmarszczenia brwi i lekkiego skrzywienia na twarzy. Nie był mimo wszystko w stanie spojrzeć się na obcego mężczyznę po prawej stronie, ponieważ w porównaniu do niego, nie miał tyle odwagi, aby tak bezczelnie wpatrywać się w nieznajomego. – Twój ochroniarz.

Pomrugał.
Po chwili dość wymownego milczenia, w którym George zaczął tracić nadzieję na normalną reakcję syna, Alexander zaśmiał się, dość donośnie i głośno, kręcąc głową jakby z rezygnacją i rozczarowaniem, chociaż szczerze mówiąc o wiele więcej było w tym rozczarowania tym, że rodzice myślą, że nabierze się na takie coś.
Tak, uznał to za naprawdę głupi żart, bo nic innego mu w takim przypadku nie pozostało, a sam był wręcz pewny, że rodzice robią sobie z niego ordynarne jaja tym głupim pomysłem. Wiecie, może i parę razy osoby ze szkoły się na nim znęcały, ale on pomimo bólu fizycznego, nie odczuwał tego psychicznego dłużej, niż dwa dni po danym incydencie, więc nie widział potrzeby mówienia o... wszystkim rodzicom. Najczęściej po pseudo bójce (chociaż tak bym tego nie nazwała, Alexander nie oddawał ciosów) chował się u Gilberta, który mieszkał najbliżej i tam doprowadzał się do normalnego stanu.
Co jak co, ale nasz Karaib żył w przekonaniu, że skoro przeżył wszystko inne i ma to już za sobą, to głupie czepianie się o jego wygląd, szarpanie za włosy, nie delikatne spoliczkowania, czy krwotok z opuchniętego noska nic nie zmieni.
Był delikatny. Niski, szczupły, blady. Nie był w stanie nikomu oddać, a nawet jakby to zrobił, najpewniej później nie miałby życia.

Obserwując nieco zmieszane twarze rodziców przestał się śmiać, unosząc pytająco brew. Zdobył się w końcu na posłanie niezadowolonego spojrzenia w stronę Thomasa, który wydawał się niewzruszony tym, że komuś nie podoba się jego obecność.

– Nie, wy sobie chyba żartujecie. – powiedział naprawdę cicho, wręcz szeptem, patrząc głównie na Georga, który uśmiechał się z rezygnacją, jakby spodziewał się doskonale jego reakcji. Taka była prawda, spodziewał się doskonale. – Tato, nie. Nie, nie, nie. Nie będę miał ochroniarza, to bez sensu. Przecież idą wakacje-

– Alex, w ostatnie wakacje wylądowałeś w szpitalu. Martwimy się o ciebie, to chyba normalne. – George nieznacznie nachylił się, aby zaczesać delikatnie włosy Hamiltona do tyłu. – Poza tym, znam Thomasa już jakiś czas. Polubicie się, naprawdę. Postaraj się być miły, dobrze? – spytał grzecznie, mimo wszystko nie wymagając większej odpowiedzi niż skinienie głową, którego tak czy inaczej nie otrzymał, a wzamian zobaczył lekkie skrzywienie na twarzy najmłodszego z towarzystwa. Washington dobrze wiedział, że Alexander nie lubi zbytnio zapoznawać się z nowymi ludźmi, jednak nie mógł przez to jako rodzic zwyczajnie odpuścić i nie próbować go chronić. Alex był jego synem i nie mógł pozostawić go samemu sobie.

– ...będzie tu teraz mieszkał? – spytał z niezadowoleniem, zakładając ręce na piersi. Raczej nie polubił Thomasa, i to nie dlatego, że nie spodobał mu się z wyglądu czy coś w tym stylu, ale zwyczajnie nie spodobał mu się fakt, dlaczego Jefferson stoi w tym miejscu co stoi i jaką ma teraz rolę w jego skromnym życiu. – Świetnie, niech sobie mieszka, ale życzę wam tego, żebyście zrozumieli, jaki cholerny błąd popełniacie.

W tym dniu Alexader unikał Thomasa jak ognia, a wraz z każdym wyjściem z pokoju modlił się do czegoś, w co za cholerę nie wierzy o to, aby go nie spotkać.










• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

zgadnijcie kto zaczyna pisać drugą książkę z Hamiltona i wstawia to tak szybko, że wręcz z prędkością światła, pomimo, że miałam sobie zrobić przerwę od pisania

i ja wiem, że tematyka jest płytka i wgl
ale
nie mam nic na usprawiedliwienie

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz