no tak, chuj mi w dupe || 21

238 23 37
                                    

– Alex, daj spokój. Nie możesz się na mnie gniewać, ile razy mam cię przepraszać? Odkupiłem już swoje grzechy. – wymamrotał cicho Thomas, idąc za nastolatkiem, który momentalnie zatrzasnął mu drzwi przed nosem, dbając mimo wszystko o to, aby te nie uderzyły w twarz Thomasa. Prawda, że był oburzony i dotknięty jego zarzutem, ale nie chciał przecież go uderzyć. – Przepraszam, cholera, skąd ja- Ja nie wiedziałem, przepraszam! – powiedział, pukając w drzwi i szarpiąc (delikatnie, nie chciał wyrwać drzwi) za zimną klamkę, która stopniowo zaczęła się nagrzewać od ciepła dłoni Thomasa, a ten był strasznie zgrzany, chociaż nie do końca wiedział czemu.

Alexander jedynie usiadł na łóżku, podpierając twarz na dłoni, wzdychając cicho. Przetarł bladą twarz przedramieniem, po czym zwyczajnie spojrzał na swoją klatkę piersiową i ręce pełne "defektów", których nie miał oczywiście od urodzenia. Patrząc na pojedyncze, zagojone już, ale nadal widoczne na ciele zacięcia momentalnie przypomniał mu się ojciec, którego palący pasek czuł na sobie o wiele więcej razy niż mógłby zliczyć. Ojciec, huragan, bójki nie tylko szkolne. Dobrze, że siniaki schodzą z ciała po paru dniach, bo miałby naprawdę barwną klatkę piersiową.
Uśmiechnął się. Domu nie wspominał dobrze, ale nadal mu go brakowało. Może nie do końca poszczególnych osób, ale brakowało mu swojego brata. Brakowało mu matczynych ust na swoim policzku i pomimo, że powinny być już dawno zapomniane i zastąpione przez te Marthy, nic nie pozwoli mu zapomnieć o osobie, która pomimo biedy ich otaczającej zawsze próbowała zapewnić mu warunki, na jakie zasługuje każde dziecko. Powinien zapomnieć, ale nie potrafił, bo wcześniejsze życie za dużo dla niego znaczyło i nikt nie miał prawa go oceniać, bo nikt nie był w jego sytuacji.
Ona przecież umarła przy nim. Leżała tuż obok, tuliła go, obiecała, że wszystko będzie dobrze. A teraz? Nie może, nie ma jak nawet odwiedzić jej grobu. Jest za daleko, a nawet, jeżeli odwiedzenie swoich rodzinnych stron byłoby możliwe, stchórzyłby. Nie dałby rady zobaczyć miejsca, w którym się wychowywał, jednak nie chodziło wcale o miejsce, a o wspomnienia, emocje i przywiązanie, jakim dzielił Nevis i Karaiby. Przypomniał by sobie plaże, na których spędzał czas ze swoim bratem, sklepy, gdzie jego mama kupowała jedzenie w zdecydowanie za małych ilościach jak na cztero- dwuosobową rodzinę. Apteki, gdzie nie dostali leków, dzięki którym ona teraz by żyła.

Co by było gdyby żyła? Siedziałby nadal przed domem czekając na pewną śmierć, pogrążony w smutku, zostawiony przez ojca, pozbawiony brata. Oglądał by zachody słońca samemu, ostatecznie czując się tak źle, że i w końcu poddał by się, sięgając po to samo wyjście, z którego skorzystał jego kuzyn.
Czasami myśli, że tak byłoby lepiej.

Na samą myśl zrobiło mu się jakoś słabo. Pomrugał parę razy dość leniwie i spokojnie, a kiedy zamknął oczy na dłuższą chwilę, spod jego powiek spłynęły pojedyncze łezki, sprawiające, że jego policzki momentalnie stały się wilgotne, a dłonie nieznacznie zadrżały, czując, że coś go poważnie zabolało, a na sercu zrobiło się jakoś dziwnie ciężko.

– Jesteś tam nadal? – spytał szeptem, słysząc nagle, że pukanie ustało, ale klamka nadal pozostała w dole, co oznaczało, że ktoś na nią dalej naciskał. Alexander odetchnął cicho, wstając z łóżka, czując jak powoli jego bicie serca znacznie się uspokaja na wspomnienie osoby, która tak usilnie próbuje sprawić, że będzie szczęśliwy. Thomas jest dobrą osobą. W życiu by nie pomyślał, że ktoś taki jak on jest w stanie tak dbać o... niego. Przecież mógłby się nim nie przejmować. Mógłby go olać, zostawić zmartwienie, że mógłby się ciąć dla siebie i go wyśmiać. Alex nie powinien być na niego zły, w końcu chciał dobrze.

– ...płaczesz? – Wirgińczyk uniósł pytająco brew, zaciskając jedną dłoń w pięść, zdawając sobie sprawę, że Alexander brzmiał przez krótką chwilę, jakby zalewał się łzami. Chyba pytanie o blizny było jego czułym punktem, jednak Thomas nie spodziewał się, że aż takim. Nie wiedział w końcu, jak Alexander zareaguje, ale teraz przynajmniej wie, że blizny nie są wynikiem jego braku samoakceptacji, albo nienawiści do samego siebie. To po części ulga, ale nie zmienia to faktu, że też nowy powód do zmartwień. W końcu Jefferson wie, że blizny są, ale nie ma pojęcia od czego, co jest przerażające. – Alex, proszę, otwórz mi.

Tom jak na zawołanie mógł usłyszeć przekręcanie zamka w drzwiach, a po chwili cichy szloch Alexandra stojącego naprzeciwko, który już nie mógł się zwyczajnie powstrzymać od nieuniknionej reakcji na wspomnienia, których przypomnienie sobie zwalczał codziennie od samego rana, do późnej nocy. Dotychczas mu się to udawało.

Wirgińczyk przygryzł dolną wargę, podchodząc niepewnie do Hamiltona, zaczesując delikatnie jego włosy za ucho. Jedną dłoń położył na jego nagiej talii, po czym zwyczajnie przysunął go do siebie i schował go w swoich ramionach, tak, jakgdyby nie widzieli się oboje masę czasu. Tom zdawał sobie sprawę, że Alexander tego najzwyczajniej w świecie potrzebował, jednak nadal bał się, czy ten go nie odepchnie.
Jednak tym razem stało się coś, co po raz kolejny zdziwiło Jeffersona do tego stopnia, że aż na chwilę zesztywniał, nie wiedząc, co powinien zrobić. Alexander bowiem odwzajemnił mocno uścisk, chowając twarz w jego torsie, mamrocząc pod nosem masę "dziękuję" i "przepraszam" splecionych ze sobą.

– Nie musisz przepraszać, ani dziękować. – wyszeptał cicho starszy z ich dwójki, całując czubek głowy Alexa, bardziej go do siebie przysuwając. – Jestem tutaj dla ciebie, dobrze? Możesz powiedzieć mi wszystko, chętnie cię wsłucham.






• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

niespodzianka, mamy rozdział
tak szybko, postarałam się, bo pod ostatnim dostałam takie miłe i kochane komentarze, że stwierdziłam, że nie mogę być taka i nie wstawić nowego od razuuu

więc proszę bardzo, pianeczkiii

mam nadzieję że wam się podobało

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz