recepta na- || 26

216 23 51
                                    

- "Złe samopoczucie... niekontrolowane odruchy, bóle brzucha" - cichy mamrot wydobył się z ust Alexa, a jego ciemne oczy bacznie obserwowały biały kawałek papieru z lekkim zmęczeniem, gdyż mały nadruk nie dość, że był naprawdę drobniutki, to jeszcze zlewał się ze sobą, męcząc tym nie za dobry wzrok Alexa niesamowicie.

- Możesz mi łaskawie powiedzieć, czego w ogóle szukasz? - pytanie padło tym razem z ust Thomasa, który uniósł pytająco brew, patrząc sceptycznym wyrazem twarzy na białą, wymiętoloną wzdłuż i wszerz, zgniecioną kartkę. Nie był pewny, czy aby na pewno powinien znajdować się obok Alexa, biorąc pod uwagę, że nie zadbał o niego należycie po wczoraj (jego zdaniem mógł zachować się sto razy lepiej, ale nie dajmy się zwariować). Spodziewał się jednak, że będzie tak jak jest, czyli Hamilton będzie jak zwykle próbował udowodnić, że wszystko jest okej, tak, jakby nic wczoraj się nie wydarzyło. Patrząc na to z innej strony, tej mniej opiekuńczej, Karaib miał do tego cholerny talent, a Thomas nie potrafił sprawić mu zawodu i podjąć się konkretnego tematu objętego jego nie za miłą przeszłością - Alexander, popatrz na mnie.

Karaib zatrzymał się w czytaniu, a po chwili naprawdę powolnie podniósł swój wzrok na może tylko troszkę zdenerwowaną twarz Thomasa, który skupiał się na nim już całkiem długi czas. Dreszcz przeszedł nastolatka, a sam po chwili poczuł nieznacze mrowienie w podbrzuszu, głównie dlatego, że jego imię wypowiedziane z ust Jeffersona było czymś, czego mógłby słuchać godzinami. Co prawda tak, brzmi to dziwnie i nie najlepiej, ale niski głos Thomasa i pełne imię "Alexander" to naprawdę świetne połączenie, które zdobyło aprobatę Hamiltona niemal od razu, która odznaczyła się na jego lekko zarumienionych policzkach, knykciach i ramionach, ale tego ostatniego akurat nie było widać przez cienki materiał bluzy.

- Przepraszam, zamyśliłem się. Dwoi mi się trochę w oczach tak w ogóle. - głupio się uśmiechnął i podrapał po karku, na chwilę odwracając wzrok. Słysząc ciche, nieco rozczarowane westchnięcie zaśmiał się cicho, przymykając przy tym oczy, nie przejmując się przy tym, że od samego rana Wirgińczyk traktuje go niesamowicie poważnie, tak, jakby miał zaraz coś sobie zrobić.

Chociaż, właściwie Alexander zastanawiał się, dlaczego Thomas wziął to wszystko za aż tak poważne. Nie myślał, że jedno spanikowanie przy swoim ochroniarzu sprawi, że ten weźmie to za... coś chociaż trochę godnego uwagi. Wiedział, że nie powinien mówić takich rzeczy, jak opisanie swojego dennego życia przy nim, ale zwyczajnie spanikował, nie mógł się powstrzymać i to wszystko wyszło tak jakoś samo. Słowa same wyszły z jego ust, a on zaraz po powiedzeniu ich poczuł dziwną ulgę i czuł, że nie musi nic więcej dodawać, bo wszystko co go trapiło zostało powiedziane. Od jakiegoś czasu czuł potrzebę wygadania się, ale nie rodzicom, czy też przyjaciołom. Chciał wytłumaczyć wszystko Thomasowi, dlaczego się tak zachowuje, dlaczego jest taki oschły w niektórych sytuacjach, dlaczego bierze leki. Nie chciał jednak, aby wyszło to w ten sposób, bo teraz Thomas wie wszystko, ale zarazem nic, co lekko frustruje Alexandra, jednak ten stara się tego nie pokazywać.

- Alex, opowiedz mi. - powiedział cicho Thomas, kładąc dłoń na jego policzku. Nie było zdziwieniem, że twarz Hamiltona pokryła się intensywnym rumieńcem, a sam spojrzał się na Jeffersona z lekkim niezrozumieniem, na co ten tylko odetchnął i pogładził jego policzek kciukiem, nie odwracając wzroku od nastolatka. - O wszystkim.

Ciche westchnięcie wydostało się nieplanowanie z ust Alexa, któremu po usłyszeniu słów Thomasa uśmiech zszedł z twarzy niesamowicie szybko, bo niemal natychmiastowo. Z drugiej strony, to jest to, czego potrzebował i chociaż wydawało mu się, że w taki sposób będzie to za łatwe, nastolatek nieznacznie się uspokoił.
"Za proste", ale... przecież takie to właśnie powinno być. Takiej szansy nie może zmarnować, wszystko już się pokomplikowało wystarczająco, a kiedy już wyrzuci z siebie tą prawdę, rozjaśni tym temat Thomasowi, a wszystko będzie tylko coraz lepsze.
Tak mu się wydawało. Zdradzę wam, że ma całkiem dużo racji.

- Mieszkałem kiedyś na Karaibach. Właściwie to jestem Karaibem. - zaczął naprawdę ostrożnie, zaczesując włosy za ucho dość niepewnie, mówiąc ogół lekko drżącym głosem. - Miałem tam rodzinę, jak pewnie się spodziewałeś, bo to raczej oczywiste. Ojciec nie był za bardzo wyszukany w sposobie... dawania rad i rozwiązywania problemów, więc wiele razy sięgał po cudowną siłę pięści i paska wobec dzieci. - mruknął ponuro, spuszczając wzrok, ale po chwili podniósł brązowe oczy na twarz Thomasa. Jego mimika była ciężka do opisania, ale głównie widoczny był na niej bulwers i oburzenie, widoczne po mocno zaciśniętych zębach. - Nie byliśmy bogaci. Przynajmniej miałem brata, nie nudziłem się we wczesnym dzieciństwie, jednak potem James... James. Mój "tata" zabrał go ze sobą. Jednej nocy usłyszałem płacz, a kiedy podszedłem do drzwi, usłyszałem tylko ich trzaśnięcie. Potem już go nie widziałem. - Alex podkulił nogi, podsuwając kolana pod podbródek. - Od tego czasu wszystko co złe szło płynnie. Zachorowałem, zaraz po mnie mama. Wciąż śpi. - parsknął smutnym śmiechem, może nawet i nerwowym, bo nie do końca wiedział jak ma się zachować. Thomas i tak już pewnie zdawał sobie sprawę, że powstrzymuje płacz. - Pracowałem, kradłem. Na jakiś czas zaszyłem się u kuzyna, ale tuż przede mną odepchnął sobie krzesło spod nóg. - wbił wzrok w podłogę. Mówił coraz to szybciej, coraz bardziej nerwowo, coraz mniej skupiał się na swoich słowach. - A, właśnie. Zapomniałem powiedzieć, że przeżyłem huragan-

- Alex, cholera. Czemu wcześciej nie mówiłeś? - spytał, patrząc na niego z lekką nerwowością. Złapał delikatnie jego twarz w dłonie, obserwując jego zaszklone oczy, z których mimo wszystko nie wypłynęła ani jedna łezka. Policzki były całkowicie suche, a sam Hamilton był niemal pewny, że tym razem się nie wzruszy.

- Bałem się, dobrze? Przez to wszystko ledwo co komu ufam, biorę te zasrane leki żeby nie zwariować. Chciałem żebyś wiedział od początku, ale równocześnie nie chciałem, żebyś nie traktował tego poważnie. - powiedział cicho, kładąc swoje małe dłonie na tych Thomasa, którymi ten trzymał jego policzki. - Wiem, że zachowywałem się jak idiota, przepraszam do cholery. - nieco uniósł głos przy końcu, ale zaraz zamknął usta, a właściwie zacisnął je w wąską linię.

- Nie zachowywałeś się jak idiota. To nie twoja wina, rozumiesz? To wszystko, co się wydarzyło w twoim życiu to za dużo. Nie powinno tak być, nie powinno to trafić ciebie, niczym sobie nie zawiniłeś. Popatrz na mnie, Alex. - powiedział z delikatnym zmarszczeniem brwi. - Przeraża mnie to, jako dorosłego człowieka. Przeraża mnie to, że myślisz o samobójstwie w tak młodym wieku. Ale Alexander, jesteś dla mnie bardzo, bardzo ważny i naprawdę nie chciałbym, abyś... mnie tu zostawił. - powiedział w miarę spokojnym głosem, ale mimo wszystko serce miało ochotę wyskoczyć mu z piersi. Wiedział, że powinien ostrożnie ważyć słowa. Wiedział, że... żadne słowa nie opiszą tego, jak bardzo zależy mu na tym, aby Hamilton był przy nim.

Kochał go przecież całym sercem, jak mógłby żyć bez niego?

- Thomas... - szepnął cicho młodszy z ich dwójki, ale zaraz uciszył się, widząc łzy w oczach Jeffersona. Otworzył szeroko oczy, czując, jak Tom przybliża się do niego, mocno go tuląc, ale też przy tym nieznacznie się telepiąc. Duże dłonie wplótł we włosy Hamiltona, usta przywarły do czubka jego głowy, a sama, drobna, blada osóbka została schowana w ramionach płaczącego ochroniarza. - Thomas ja... nie byłbym w stanie cię zostawić.









• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

dużo osób pewnie czekało na ten rozdział. rozdział w którym już wszystkie sprawy zostaną zamknięte
od tego rozdziału będzie już coraz lepiej, raczej nie będzie już dużo smutnych rozdziałów

kto się cieszy z tych oto powyższych rzeczy?

uwu

mam osiem tysięcy na fight me, kocham was mocno bardzo uwu

kto się spodziewał reakcji Thomasa? OwO

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz