chwila samotności || 35

141 16 47
                                    

Cichy, a zarazem delikatny i równocześnie całkowicie słyszalny dźwięk zamykania drzwi od domu Washingtonów doprowadził momentalnie Hamiltona do wstania na chwilę z kanapy, aby upewnić się, czy rodzice aby na pewno znaleźli się za drzwiami, tak, jakby nie wierzył, że rzeczywiście zostawiają go samego, tylko z Thomasem i głuchą ciszą w domu. Od czasu wczorajszej rozmowy z Georgem  miał wrażenie, że coś jest ewidentnie nie tak, tak, jakby nie powinno być nigdy, a przynajmniej nie teraz. Hamilton czuł na sobie pytający wzrok Thomasa, który siedział na kanapie i obserwował bacznie posturę ukochanego, który odszedł od okna dopiero wtedy, kiedy na własne oczy zobaczył, jak auto rodziców odjeżdża spod domu. Może się to wydawać dziwne, jednak Alexander naprawdę nie miał pewności, czy to aby na pewno się dzieje i musiał upewnić się, czy rodzice nie wejdą za chwilę jak gdyby nigdy nic do salonu pod pretekstem zapomnienia kluczy. Mimo wszystko miał wrażenie, że sposób, w jaki myśli był błędny, biorąc pod uwagę, że George razem z Marthą bez zawahania opuścili mury domu. Karaib nawet nie pomyślał o tym, że mają tak wielkie zaufanie do Thomasa i swojego syna, że nawet podejrzewając coś byli by zgodni w sprawie, że nie można ich cały czas nadzorować. 

Alexander zmarszczył nieznacznie brwi, raz jeszcze obdarowując wzrokiem okno i to, co widoczne było za nim, po czym zwyczajnie westchnął i jednocześnie rozmasował skronie z lekkim poirytowaniem w oczach, które Thomas siedzący na kanapie zauważył niemal od razu. Nie spuszczał wzroku ze swojego ukochanego, od czasu, kiedy ten odliczał wręcz czas do najbliższego wyjścia swoich rodziców. To dziwne, biorąc pod uwagę to, że Hamilton raczej lubił spędzać czas w rodzinnym gronie i korzystał z niego jak najlepiej umiał, jednak tym razem mentalnie wypraszał ich z salonu, czego mimo wszystko nie miał zamiaru mówić, bo za bardzo kochał rodziców, aby tak bezczelnie ich urazić. Właściwie, problem nie tkwił w tym, że był jakkolwiek zły na Washingtonów, a bardziej w tym, że chciał porozmawiać z Thomasem na temat, którego starsi mieszkańcy domu nie powinni słyszeć. Nie powinni, bo kiedy by już go usłyszeli, nie byli by zadowoleni.

- Thomas. - zaczął, patrząc na mężczyznę siedzącego na kanapie, samemu zaczynając chodzić bardzo szybkim krokiem w stronę wyjścia z pokoju i z powrotem, zwracając przy tym na siebie uwagę nie tylko Wirgińczyka, ale też kota, który siedział na fotelu obok, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w nastolatka, to czasami w Jeffersona, który również zastanawiał się, o co chodzi Hamiltonowi. - Wiem, że może się to wydawać dość dziwne, ale- Ten, no-

- Dziwne może się wydawać, że nadal słuchasz "I write sins not tragedies". - mruknął ze śmiechem starszy, wyłapując chwilę, kiedy Alexander był blisko, aby złapać go delikatnie za dłoń i naprawdę równie delikatnie pociągnąć go do siebie, zaraz na siedząco obejmując jego talię ramionami, opierając policzek o jego brzuch i klatkę piersiową, sprawiając przy tym wszystkim, że nastolatka przechodziły nieznaczne dreszcze, a na jego twarzy pojawił się rumieniec wstydu, patrząc na Jeffersona z lekkim rozczuleniem i brakiem zdecydowania równocześnie. Uśmiechnął się wstydliwie, czując, jak dłonie Wirgińczyka podwijają jego bluzę tylko i wyłącznie po to, aby dłońmi przesunąć po jego nagich plecach, nieznacznie go przy tym drapiąc. Alexander przygryzł dolną wargę, po chwili zwilżając usta i krzywiąc się, czując jak opuszki palców Thomasa suną po jego skórze i kręgosłupie, co jakiś czas zatrzymując się na bliznach, wykonując na nich okrężne ruchy palcem wskazującym. Hamilton w tym wszystkim całkowicie zapomniał o swoich wcześniejszych słowach i zwyczajnie westchnął cicho, wplątując palce w nieokrzesane włosy Thomasa, bawiąc się nimi i skromnie co jakiś czas szarpiąc pojedyncze pasma ciemnych włosów. Po chwili jednak dotyk Jeffersona z kręgosłupa i łopatek przeszedł na talię, a z talii na klatkę piersiową, sunąc po niej bardzo delikatnie dłońmi, patrząc jednak nie na nie, a na twarz Alexandra i jego reakcję, która zmusiła go do lekkiego uśmiechu pełnego zadowolenia i rozczulenia. Przygryziona, dolna warga, rumieńce na twarzy i nieco szybszy oddech. Alexander czuł, że za chwilę się roztopi przez osobę naprzeciwko, a nogi nastolatka były jak z waty. - Co chciałeś powiedzieć? - spytał ze śmiechem pełnym rozbawienia starszy z mężczyzn, wiedząc, że Hamilton całkiem zapomniał o wcześniejszym temacie rozmowy.

- Ja... cóż... - zaczął, ale po chwili odwrócił wzrok z zawstydzeniem, próbując przypomnieć sobie, co takiego chciał powiedzieć. Zmrużył oczy i zmarszczył zabawnie nosek, wykrzywiając przy tym usta na bok (niekoniecznie w grymasie), doprowadzając samego siebie do śmiechu. - Nie mam pojęcia. W sensie, to dotyczyło taty i mamy, ale teraz już nie wiem. - przyznał, chwytając duże dłonie Thomasa w te swoje, o wiele drobniejsze, wyciągając je spod swojej bluzy, doprowadzając Jeffersona do mamrotu pełnego niezadowolenia. Alexander zaśmiał się na tą reakcję, po chwili jednak poczuł, jak Thomas zwyczajnie obejmuje jego talię i przysuwa do do siebie na tyle, aby móc ponownie schować twarz w klatce piersiowej. Taka bliskość była naprawdę przyjemna i w dużej mierze urocza, jednak Hamilton nie ukrywał przed sobą, że czuł się dziwnie, kiedy to Thomas bawił się w przylepę. Prawda, że był czuły, ostrożny i naprawdę delikatny, ale mimo wszystko nie miał w zwyczaju robić nic innego, niż delikatnie go całować, przytulać. Dotyk to było zupełnie coś innego, coś poza oczekiwaniami Hamiltona, coś, czego nawet nie wymagał w związku i nie miał pewności, czy będzie się z nim czuł dobrze. I wiecie co? Czuł się znakomicie. Już dawno nie był tak omamiony jakimkolwiek uczuciem związanym z drugą osobą. - Tommy, kocham cię.

- Ja ciebie też. - wymamrotał w w bluzę Alexandra, całując delikatnie jego brzuch przez materiał bluzy, sprawiając, że dłoń Hamiltona palnęła go w głowę z oburzeniem, na co Jefferson tylko się zaśmiał, dłońmi ponownie próbując dostać się pod koszulkę Hamiltona. Młodszy po chwili zaczął się jednak głośno śmiać, czując, jak Thomas zaczyna go łaskotać.

Nie wiedział, że ma łaskotki.






• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

Nadia, nie, to nie progres, a przynajmniej nie wielki xD

heeeeeej, jak tam, publikuje następny rozdział z ulga, że się wyrobiłam

kocham was, przymrozek na dworze, święta idą, może 2021 będzie lepszyyyyyyy

jakieś propozycje?

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz