serial || 16

206 30 44
                                    

– O mój Boże! – pisnął naprawdę radośnie Hamilton, klaszcząc w dłonie, przy czym zwyczajnie zatrzymał serial spacją na laptopie. Siedział w swoim pokoju na łóżku, ale nadal ten pisk był słyszalny przez siedzących w kuchnii rodziców Alexandra, których radosny, głównie rozbawiony i głośny śmiech był w stanie usłyszeć od razu po jego rozpoczęciu. Zawsze miał wrażenie, że dźwięki pod wieczór rozchodziły się o wiele szybciej i do tego głośniej. – Kłopotowski jest taki... Matko! Jezu, ja widziałem, że to on, do cholery, wiedziałem! – zaśmiał się głośno z podekscytowaniem, prostując się nieznacznie.

– Nadal się dziwię, że zgodziłem się to z tobą oglądać. – powiedział z lekkim niesmakiem Thomas, mierząc uważnym wzrokiem nastolatka siedzącego obok.

– Przecież sam to zaproponowałeś.

Na ten argument Thomas nie miał żadnego kontrargumentu, więc jedyną odpowiedzą, jaką dostały te brązowe, czekoladowe, Hamiltonowe oczęta, było zwyczajne wzruszenie ramionami, na które sam Alexander wywrócił oczami, naciskając opuszkiem palca wskazującego spacje, puszczając przy tym zwyczajnie w świecie dalszą część odcinka, a właściwie już jego końcówkę, którą mimo wszystko warto było zobaczyć, aby nie pogubić się ponownie w fabule. Dla Jeffersona to, co widział przed oczami nie było po prostu normalnym serialem, a głupią bajką dla siedmiolatków, przy której dziecięca natura nastolatka siedzącego obok dawała o sobie znać. Mimo wszystko sam Thomas nie miał zamiaru komentować tego w jakikolwiek, nie miły czy też uszczypliwy sposób.
Mówiąc szczerze niesamowicie miło było widzieć Hamiltona w wyśmienitym humorze, dodatkowo nie przybitego, płaczącego, pochmurnego i opryskliwego jak zawsze. To znaczy, "jak zawsze". Generalnie on nie był taki na codzień, ale prawdą było, że nie miał w zwyczaju szybko dopuszczać kogoś do siebie, nawet jak na jego wiek. Nikt mimo wszystko nie nazwał by tego okresem buntu, a zwyczajną świadomością tego, że nie ma obowiązku zmuszać się do lubienia kogoś. Wystarczy, że będzie go szanował, szacunek należy się w końcu każdemu (tak mówią dorośli, ja osobiście nie jestem tego zdania tak do końca), ale lubić nie trzeba wszystkich, na przekór tego, co usilnie wmawiają nam nauczyciele.

Błysk w oczach Alexandra był widoczny wraz ze słowami "Na honor" ze strony głównej i tytułowej bohaterki, a w momencie, kiedy takowy błysk zauważył Wirgińczyk siedzący obok, bajka została z góry postawiona na drugim planie, a postawa, oczy, twarzyczka, czyli ogólnie mówiąc osoba Hamiltona była w centrum zainteresowania Thomasa. To dziwne, mówiąc szczerze, ale intryga swoim "podopiecznym" nie była tym razem nowa. Od kiedy dowiedział się, że Alexander jest w pewien sposób chory (jak to ujął pan Washington), zaciekawienie chłopcem wzrosło, a tym bardziej chęć opieki nad nim, może nawet bardziej chęć chronienia go. Z jednej strony Tom traktował wcześniej swoją pracę dość... zwyczajnie. Nie oschle, ale zwyczajnie, praca jak praca. Jednak z drugiej strony, odkąd podjął się pracy dla swojego "starego znajomego", nie spodziewał się, że ktoś tak problematyczny jak zwyczajny nastolatek doprowadzi go do takiego podekscytowania jednym, posłanym w jego stronę uśmiechem.
Odkąd Thomas zobaczył uśmiech Alexandra, żaden inny już go tak nie cieszył.

– Możesz się tak we mnie nie wpatrywać? Przyszedłeś tu oglądać serial, a nie mnie. – powiedział Alex ze słyszalną ironią w głosie, jednak nie pewnością siebie, patrząc na niego dość zmieszanym wzrokiem, może nawet lekko niepewnym. Nie ma się co dziwić, od jakiegoś czasu czuł na sobie badawczy wzrok własnego ochroniarza, z którym tak poza tym nie ma barwnej relacji. Nadal nie potrafił przekonać się do kogoś, kto z zimną krwią zabija jego życie prywatne, dodatkowo za pieniądze rodziców. Przekonanie się do dobra takiej osoby może i brzmi łatwo, ale uwierzcie mi, że przynajmniej dla Alexa takie nie jest.

Jefferson słysząc lekko zdezorientowane w wydźwięku słowa Hamiltona, poczuł narastający po chwili gorąc na policzkach, którego nie był w stanie skontrolować. Zdecydowanie nie spodziewał się, że bezpośredniość Karaiba była w stanie go tak zawstydzić, przy czym to wszystko doprowadziło go do lekkiego skrzywienia na twarzyczce. Plus był jednak taki, i to był punkt dla Wirgińczyka, że jego ciemna karnacja nie pozwalała Alexandrowi na dostrzeżenie rumieńców na twarzy Tom'a.

– Wybacz. – mruknął tylko w odpowiedzi, wzrok dłuższą chwilę zatrzymując na jego bladej, jednak nadal bezsprzecznie urokliwej twarzy. Dłonią po chwili delikatnie zaczesał pasmo jasno brązowych włosów Alexandra za ucho, po czym już ostatecznie zmusił się do patrzenia się w ekran czarnego laptopa, doskonale zdawając sobie sprawę, że tym razem to Hamilton patrzy na niego, tyle, że z niezłym niezrozumieniem i zdezorientowaniem.

Alex patrząc dłuższą chwilę na profil Thomasa, pomrugał, a widząc, że ten w ogóle nie zwraca uwagi na to, że teraz to on się w niego wpatruje, uniósł z lekkim rozbawieniem, jak i rozczulenien kąciki ust, a przypominając sobie, że dosłownie przed chwilą Tom tak czule zaczesał jego włosy za ucho, policzki nieznacznie poczerwieniały nie tyle ze wstydu, ale z myśli, że to była naprawdę przyjemna czynność i naprawdę nie miałby nic przeciwko, gdyby Thomas zrobił to jeszcze raz.

Po krótkiej chwili młody Karaib również wrócił do oglądania tego, co na ekranie, jednak tym razem oboje siedząc na łóżku, mięli delikatne uśmiechy na ustach.








• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

zgadnijcie kto czeka na paczkę z ciuchami

HEEEJ CZEKALIŚCIE TYLKO SZEŚĆ DNIII
ja wiem ja wiem przepraszam nooo
poza tym nie mam baterii i lekcje mam na 13 więc lecę

kocham was pianeczqi

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz