cisza w negliżu || 33

163 16 26
                                    

Hamilton spuścił wzrok na swoje stopy, które w danej chwili były całkiem bose, zimne i blade zarazem. Nastolatek czuł dziwny chłód, którego nie potrafił zdefiniować, pomimo tego, że w pokoju, a właściwie sypialni Thomasa było naprawdę ciepło. Może to wina otwartego okna, może tego, że nie miał skarpetek, jednak wszystkie te czynniki usprawiedliwiała pora roku, którą było lato. Westchnął cicho, garbiąc się przy tym nieco bardziej, niż robił to zazwyczaj, czując dziwną pustkę, siedząc akurat w tym pokoju, na łóżku osoby, która aktualnie leżała obok z zamkniętymi oczami, jednak nie przysypiając. Thomas był całkowicie świadomy tego, co dzieje się wokół niego, a tym bardziej był świadomy tego, co dzieje się z Alexandrem. Kiedy tylko młodszy odwracał, bądź spuszczał wzrok, zmartwione oczy Jeffersona otwierały się i zmierzały w stronę słabej sylwetki chłopaka po prawej stronie. Od czasu sytuacji, która miała miejsce w bibliotece, zdecydowanie coś się zmieniło. Thomasowi wydawało się, że... w pewnym sensie Alexander zamknął się w sobie. Jak wcześniej robił wielkie postępy w otwieraniu się na niego, na rodzinę i przyjaciół, tak teraz (pomimo, że spędza z nimi normalnie czas) jest strasznie zamyślony, zamglony wzrok wpatruje we wszystko dookoła, byle nie twarz Thomasa czy rodziców, nie odpowiada na najprostsze pytania i unika jakiegokolwiek kontaktu. Wirgińczyk doskonale zdawał sobie sprawę, że Hamiltona w jakiś sposób zabolały słowa Charlesa, więc próbował z nim porozmawiać na ten temat. Dość nieudolnie, bo kiedy Alexander nie ma ochoty na rozmowę, oznacza to, że sobie nie porozmawiają.

Westchnął, klepiąc miejsce na łóżku obok siebie.

– Połóż się, Alex. – powiedział cicho i z początku co prawda Karaib wydawał się nie słyszeć, albo nie zrozumieć propozycji, jednak po chwili położył się tuż obok Thomasa, kuląc się przy tym na prawym boku. Przymknął oczy, spoglądając przez rzęsy na tors umiłowanej osoby naprzeciwko, ponieważ twarz była zdecydowanie za wysoko, a Hamilton nie miał ochoty podnosić punktu położenia swojego wzroku. Wydawał się być zmartwiony i niezdrowo zamyślony zarazem. – Uśmiechnij się, kochanie. Ostatnio za mało się uśmiechasz. – powiedział z lekkim, czułym uśmiechem Tom, łapiąc delikatnie za jego podbródek, podnosząc go w taki sposób, aby zmusić Alexandra do spojrzenia się mu w oczy. Hamilton skrzywił się, patrząc na niego z dezorientacją.

– Nie mam ochoty. – mruknął, ale pomimo tego, że można było uznać jego słowa za dość... niegrzeczne, wcale, ale naprawdę w ogóle tak nie brzmiały. Powiedział je cicho, delikatnie. Naprawdę nieśmiało i przepraszająco, może nawet i lekko drżącym głosem, na co wyższy z ich dwójki uśmiechnął się ze zmartwieniem i rozczuleniem zarazem. Pogładził delikatnie brązowe włosy chłopaka naprzeciwko, nie puszczając przy tym jego podbródka, aby zaraz przybliżyć się i delikatnie go pocałować, sprawiając, że Alexander nabrał widocznych rumieńców i otworzył nieco szerzej oczy. – P-Przepraszam.

– Nie masz za co, kochanie. Przynajmniej jesteś szczery. – przyznał, ponawiając muśnięcie jego ust. Pomimo, że nie patrzył w jego oczy, wiedział, że młodszy przy każdym, pojedynczym muśnięciu zamyka oczy i zaciska piąstki. To było przeurocze, fakt, że Alexander tak bardzo przeżywa pocałunki, że rumieni się tak cholernie mocno, że stara się nieudolnie odwzajemnić z całych sił, bez względu na skutki i bez względu na to, jaki jest zawstydzony. – Wiem, że ostatnio nie jesteś w humorze. Rozumiem to, Alex i doskonale wiem, dlaczego jesteś taki przybity. Oboje to wiemy i nie udawaj, że jest inaczej. – całość wypowiedział wprost do jego ust, a przy mówieniu co jakiś czas się stykały. – Zaszliśmy razem tak daleko, nie pozwól więc jednej, obcej wręcz osobie zmieniać tego, co wspólnie zbudowaliśmy. On nie ma prawa mówić o nas w ten sposób, a ty nie powinieneś się przejmować. Ludzie, których kochasz cię zaakceptowali w tej kwestii i każdej innej, to chyba najważniejsze, prawda?

Alex popatrzał chwilę na twarz Jeffersona, który nie spuszczał wzroku z jego oczu i nie dawał mu chwili wolnej od kontaktu wzrokowego, którego wcześniej tak bardzo unikał. Młodszy wiedział, że Tom ma rację, całkowitą i niepodważalną, więc nie miał zamiaru się z nim kłócić. To było chyba ostatnie, czego w tej chwili chciał, jednak w tej chwili również za bardzo nienawidził siebie, aby przyznać rację. Nienawidził tego, że chciałby być osobą luźno nastawioną do życia, nie przejmującą się błahymi sprawami i czerpiącą w pełni ze wszystkiego, co go otacza, a przecież... nie potrafił być kimś takim. Bolało go, że dotykały go najmniejsze obelgi, najmniejsza krytyka burzyła w nim krew i sprawiała, że miał ochotę zapaść się pod ziemię, wyrwać sobie włosy, krzyczeć i płakać równocześnie. Słowa Charlesa uderzyły w niego niesamowicie i nie potrafił nie czuć się z nimi źle. Hamilton o wiele bardziej wolałby zostać spoliczkowanym bez tłumaczenia, dlaczego, niż usłyszeć prawdę o sobie z ust obcej osoby.
Znał prawdę. Wiedział, kim jest i jak się zachowuje, bo żył ze sobą tyle lat, że zdążył namyśleć się o sobie już wiele razy. Jednak nie potrzebował być utwierdzony w myśleniu, że jest idiotą, chujem, pedałem, masochistą, sierotą, bękartem, czy też karaibskim, zagubionym dzieckiem bez perspektyw, bo sam już to doskonale wiedział.

– Zwyczajnie... – zaczął cicho, odwracając wzrok, drapiąc swoje dłonie nie delikatne. Oczy Thomasa momentalnie  skierowały się w stronę Hamiltonowych dłoni, ale zaraz wzrokiem wróciły do twarzy nastolatka naprzeciwko. – Ciężko mi przed sobą przyznać, że takie coś było w stanie mnie urazić. Po prostu czuję się z tym źle, tak najzwyczajniej w świecie łatwiej by mi było bez uświadomienia mi negatywu mojej orientacji. – wymamrotał, po czym westchnął, wzruszając ramionami. – Wiem, że nie powinienem się na tobie wyżywać, ale cholera, nie potrafię się inaczej zachowywać, wiedząc, że przejmuje się takim czymś. Ta świadomość jest jeszcze gorsza.

Thomas jedynie westchnął, wsłuchując się w jego słowa, całując tym razem jego czółko naprawdę delikatnie i czule przy tym przysuwając go do siebie.

– Kocham cię. Nie przejmuj się niczym, bo cię kocham i jestem przy tobie. Zawsze cię kochałem i będę kochać, bez względu na to, co mówią inni.










• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

ahahahha dzięki zdalnym więcej piszę i szybciej i w ogóle wow

kocham was mordeczki pianeczqi, mam nadzieję, że wam wszystko odpowiada i w ogóle ładnie to wygląda dla was

***** ***

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz