o, to ty || 23

190 23 24
                                    

- Oh, Thomas. Hej. - uśmiech został skierowany ze strony Alexandra do osoby Jeffersona. Z perspektywy Wirgińczyka Hamilton od wczorajszego wieczoru miał cudowny humor, który już dawno się u niego wcześniej nie powtórzył. Jakgdyby na daną chwilę nie miał się o co martwić, bo jego zmartwienia gdzieś zniknęły. Czyżby zaczął przez jeden dzień żyć chwilą i wakacjami, jak każdy? Raczej oboje w to wątpią, bo przecież wszyscy, którzy znają Alexandra zdecydowanie jednoznacznie stwierdzili by, że to nie w stylu Hamiltona, aby nie martwić się jutrem. Jak to miał w zwyczaju, zapierał się, że wszystko zlewał, miał gdzieś, nie przejmował się, a tak naprawdę cierpiał w środku i przejmował się najmniejszą, negatywną uwagą, a takowych miał na co dzień dużo, przynajmniej w szkole. Ale cóż, na daną chwilę nie miał szkoły i powinien odpocząć, według przynajmniej każdego. Jednak wiadomo, że przy znudzeniu każdy zaczyna wspominać dawne czasy. Ale dzisiaj było inaczej. Alexander siedział zwyczajnie w swoim pokoju (właściwie przed chwilą do niego wszedł, prawie cały wcześniejszy czas spędził w salonie i kuchni), puścił swoją ulubioną płytę (nie słuchał przez słuchawki, jednak mimo wszystko cały dom był przystosowany do tego, że Alex słucha głośno muzyki) i zwyczajnie siedział sobie na łóżku, wpatrując się w telefon. - Co tam?

Machnął w stronę Thomasa ręką, na znak, że ma wejść do pokoju, żeby nie roznosić aż tak muzyki, co też ten po chwili zrobił, zamykając za sobą drzwi. Tom wsłuchał się w melodię. Nie był to zdecydowanie hard rock lub metal, a coś na wzór indie. Mimo wszystko estetyczna, spokojna muzyka to było coś, co Hamilton spokojnie mógł nazwać swoim spirit animal. Przynajmniej tak on to określał. Wszyscy, których znał, dziwili się, jak można słuchać tak spokojnej muzyki, jednak ta była idealna dla Karaiba, który chciał za wszelką cenę uzyskać duchowy spokój, gdyż nie słuchał wcale piosenek smutnych. Słuchał piosenek spokojnych, ale nie depresyjnych. Nie czuł potrzeby popadania w takową.
W momencie, kiedy Thomas miał coś powiedzieć, z głośników padło zdanie "I'm not talking 'bout boys, I'm talking 'bout girls" z ust dziewczyny, na które Jefferson musiał wręcz się uśmiechnąć.

- I ty się dziwisz, że rodzice nie dziwili się twojej orientacji. - parsknął przyjemnym dla ucha śmiechem, zamykając oczka, doprowadzając Alexandra do kaszlu, przy czym był on spowodowany zachłyśnięciem się powietrzem, lub własną śliną. Thomas uśmiechnął się pod nosem, widząc momentalną zmianę wyrazu twarzy Hamiltona, który był wyraźnie zdezorientowany jego słowami. Jednak Thomas nie dziwił się jego zachowaniu, więc zamiast zgrywać niewinną osobę zwyczajnie postanowił naprostować myśli Alexandra, aby nie ubzdurał sobie czegoś na wzór "bezkarnie podsłuchiwałeś", gdyż nie do końca tak to wyglądało. - Było was słychać w całym domu, plus nie miałem zamkniętych drzwi w sypialni. Powinienem był zamknąć? - spytał, ale widząc oburzoną twarzyczkę Hamiltona jedynie parsknął śmiechem, drapiąc się po karku. - Ups.

Karaib natomiast chwilę patrzył na niego poirytowanym wzrokiem, ale po nie trwającej wcale długo chwili, uświadomił sobie, że Thomas nie wygląda na obrzydzonego faktem jego innej orientacji. To wydawało się być wstępnym szokiem, ponieważ nastolatek intensywnie wcześniej myślał nad tym, czy aby jego przedłużony "commming out" nie spowoduje u Jeffersona chęci odcięcia się od dzieciaka i zwyczajne zwolnienia się z pracy. Jednak prawda była taka, że Thomasa nie obchodziło za bardzo to, z jaką orientacją utożsamia się Hamilton. Chciał zwyczajnie, aby Alexander czuł się dobrze sam ze sobą, bez względu na to, czy chodziło o kochanie mężczyzn i kobiet, samych kobiet, tylko mężczyzn, czy chodziło o jego nagłe ataki płaczu.
Z początku Thomas był przekonany, że jest tutaj tylko od tego, aby zadbać o dobro fizyczne nastolatka, ale wkrótce zrozumiał, że to psychiczne jest równie ważne, więc robił wszystko, aby o niego zadbać jak należy... wkrótce też zrozumiał, że zależy mu na nim bardziej, niż gdyby łączyła ich zwykła relacja.

- Co mam powiedzieć, już wiesz. - mruknął jedynie, odwracając na chwilę wzrok, jednak szybko wrócił nim w stronę brązowych oczu Thomasa. - I wygląda na to, że nie jesteś zły.

- Ja, zły? Chyba sobie żartujesz. - prychnął cicho, zajmując miejsce naprzeciwko Hamiltona, gdyż usiadł na jego pufie, podpierając twarz na dłoniach, a łokcie na własnych kolanach, wpatrując się w Alexa. - Jestem zdecydowanie pierwszą osobą, która poklepałaby cię po ramieniu i kazała ci zarywać do tej samej płci. Poza tym, jeżeli myślałeś, że będę na ciebie patrzeć przez to inaczej, to byłeś w błędzie. Niby skąd ci przyszedł ten pomysł, że mógłbym cię przez to nie szanować? To oczywiste, że- - zaczął kolejny wątek, jednak nie było dane mu skończyć, gdyż widząc jak Hamilton zagryza nerwowo dolną wargę, uniósł brwi, uświadamiając sobie, że ten dzieciak rzeczywiście stresuje się jego opinią. Biorąc pod uwagę fakt, że niedawno był dla niego nic nie znaczącą osobą, był to wielki, psychologiczny sukces dla Thomasa Jeffersona, przynajmniej tak on to nazwał w swojej głowie. - Czyżby ktoś tu się stresował?

W głosie Wirgińczyka było wyraźnie słychać tą małą, aczkolwiek słyszalną nutkę rozbawienia, której mimo wszystko nie był w stanie się pozbyć, nawet na poczet Hamiltonowej pewności siebie. Alexander skrzywił się, jednak nie widocznie, ponieważ głównie odczuł wyraźną ulgę słowami Tom'a. Było w nich coś miłego, pomimo tego, że te nie były najpiękniej ubrane. Wsparcie, nie tylko to fizyczne, ale i mentalne. Jakieś... uczucie.

Uśmiechnął się.
Alex chyba czuje to samo.









• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

przepraszam, że tak późno qwp
plus, wiecie, nowa szkoła, nowi ludzie

to uczucie kiedy ludzie na grupie prowadzą normalną konwencję, a tymczasem wbijam ja i wszyscy nagle siedzą cicho :(
niech ktoś mnie polubi proszę

pianeczki, rozdziały są coraz gorsze
przepraszam, nie wiem co się dzieje, sse

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz