biblioteka || 31

161 18 34
                                    

Cichy dźwięk dzwoneczka umieszczonego u góry dużych, starych i masywnych drzwi wejściowych zmusił Hamiltona do uniesienia głowy znad książki i posłania znudzonego spojrzenia w stronę dźwięku. Mimo wszystko jego osoba nie była w stanie zobaczyć nikogo, kto wchodził do ogromnego i zawiłego budynku, gdyż regały pełne starych książek i jeszcze starszych ksiąg zasłaniały mu całkiem pole widzenia. Światło dzienne dostawało się przez zaszklony sufit, a sam, siedząc w głębi budynku przy wieloosobowym biurku miał idealny dostęp do światła. Pomimo ciepła, jakie było w budynku i pomimo tego, że jak zwykle był ubrany tak, jak miał to w zwyczaju, temperatura była dla niego wyjątkowo umiarkowana.
Pozwolił sobie na podciągnięcie rękawów na wpół przedramienia, skupiając się na nieprofesjonalnym tekście w miarę grubej książki, uświadamiając sobie, że za dużo myśli o sobie i Thomasie, przez co nie może już nawet przeczytać normalnie książki. Jefferson tylko na chwilę poszedł poszukać czegoś dla siebie, a on już odczuwa brak jego dłoni na swoich włosach, jego ust na swoim czole, jego oczu głęboko wpatrzonych w jego drobną osobę. Z każdą taką rzeczą czuł się coraz to bardziej miło, delikatnie. W niedaleką przyszłość i równie mało oddaloną przeszłość spoglądał z rozmarzeniem, a każde, nawet bardziej niemiłe wspomnienie wydawało się cudowne wraz ze świadomością, że Wirgińczyk w nim uczestniczył.

Słysząc charakterystyczny dźwięk odsuwania krzesła, które zostało przesunięte naprawdę nie delikatnie po podłodze tuż obok niego, uniósł głowę jak i wzrok na osobę obok, będąc przy tym pewien, że spotka się z czekoladowymi oczami Thomasa.
Pobladł nieznacznie, widząc przed sobą uśmiechniętą twarz Charlesa Lee, który intensywnie wpatrywał się z źle wróżącym rozbawieniem na twarzy w Hamiltonową twarzyczkę. Alexander odwrócił momentalnie wzrok w stronę książki, jak gdyby nigdy nic przewracając stronę, modląc się w duchu o to, aby ten się nie odezwał. Ostatnim razem widział go wtedy, kiedy przez przypadek na niego wpadł z Thomasem. Minęło trochę czasu, a on nadal nie potrafi wspominać tego dobrze.

– Co, nie przywitasz się ze starym przyjacielem? – spytał wyższy z obecnego towarzystwa, podpierając się łokciem o brązowy, wpadający w bordowy kolor stół, łapiąc za ramię Hamiltona, obracając go stanowczo w taki sposób, aby siedział przodem do niego, z czego równie szybko zabrał mu książkę sprzed nosa, wstając z krzesła. Hamilton patrzał na to, jak Lee podchodzi do regału i odkłada byle gdzie książkę ze zmieszanym wzrokiem, aby zaraz skrzywić się z brakiem zadowolenia, widząc jak podchodzi do niego i nachyla się nad nim, dłonią opierając się o krzesło, na którym siedział Karaib. Alexander spiął się, dopiero teraz odczuwając bliskość z osobą, której nawet nie potrafi zdzierżyć, z czego czuł dziwny wstyd samym sobą. Nie potrafił też podnieść wzroku na twarz Charlesa i to nie ze strachu, ale ze zmieszania, które odczuwał przez jego porywczość.

W pewnym momencie Alex nerwowo podrapał swoje przedramię, przełknął ślinę, i zdobył się na odwagę, aby wzrokiem obdarować twarz osoby naprzeciwko, która niewiadomo z jakich przyczyn nie dokończyła swojego ubolewania nad czyimś losem. Hamilton niemal od razu zauważył, że Lee wpatruje się intensywnie w jego przedramiona, które pierwszy raz w jego towarzystwie nie były zakryte. Mówiąc szczerze, dużo osób ich nie widziało, ale Alex miał ochotę zapaść się pod ziemię przez to, że nie zakrył ich wraz z jego przyjściem.

– L-

– Ohoho, ktoś tu nieźle się bawił żyletką. Aż się dziwię, że ktoś taki jak ty miał tyle odwagi. – mruknął Charles, chociaż nie wyglądał na bardzo rozbawionego, tak jak zazwyczaj. Alex otworzył szerzej oczy i równocześnie wbił wzrok w podłogę, momentalnie zakrywając swoje przedramiona rękawem bluzy po same paznokcie.

– Nie- Chwila, nie, to nie tak, ja-

– Moje oczy są tutaj, Hamilton. – powiedział, łapiąc za jego podbródek, nakierowując jego twarz na swoją. Pomimo tego, w jakiej sytuacji się znaleźli, Hamilton nie czuł większego strachu. Był jednak widocznie zdenerwowany i nie potrafił się skupić, więc patrząc w ciemne oczy osoby, która chyba najbardziej lubiła się na nim wyżyć, próbował jak najbardziej odwrócić wzrok, odsunąć się jakoś, albo zwyczajnie wytłumaczyć całą sytuację, jednak kompletnie nie wiedział, jak powinien ubrać to w słowa.

Kiedy Karaib otworzył usta w celu powiedzenia czegokolwiek, co utwierdziło by go w mniemaniu, że ma jeszcze resztki pewności siebie, zwyczajnie zmarszczył brwi, położył dłonie na klatce piersiowej chłopaka naprzeciwko, po czym nieznacznie odepchnął go od siebie, tak, aby nie wywierał na nim fizycznej presji, bo to zdecydowanie najbardziej irytowało go w zachowaniu młodego mężczyzny ze sąsiedniej szkoły.
O tym, że odepchnięcie było czymś właściwym Hamilton przekonał się w chwili, kiedy patrząc się ze złością na Charlesa, usłyszał za sobą stanowcze chrząknięcie, jednak na tyle dobrze znane, że z jednej strony całkowicie się uspokoił, a z drugiej jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej, a sam lekko się zarumienił, odwracając się w stronę dźwięku. Nie był mimo wszystko zdziwiony, kiedy zobaczył wysoką, umięśnioną postać z dwoma książkami w dłoniach.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – powiedział Thomas, patrząc na mało znaną, jednak doskonale kojarzoną osobę spod zmarszczonych brwi wzrokiem pełnym pogardy i niezadowolenia.








• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

rozdział! kto się cieszy? nawet ja jestem zadowolona, pozdrawiam wszystkich czytających, kc was

mam nadzieję że nikt nie shipuje lee x ham XDDDDD byłaby beka XDDDDD

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz