zguba || 6

280 38 75
                                    

– Mamo! Widziałaś może moje leki? – spytał chaotycznie Hamilton, wchodząc pośpiesznie do kuchni, zdając sobie doskonale sprawę, że jest już jakieś pół godziny po piętnastej, czyli po godzinie, w której powinien wziąść białą tabletkę podobną wyglądem do zwyczajnej osłonówki branej zazwyczaj przed antybiotykiem. Zaczął szybkim tempem przeglądać wszystkie szafki w pomieszczeniu, no, może oprócz tych najwyższych, w końcu tak czy inaczej do nich nie dosięgał. – Nie moge ich znaleźć w pokoju.

– Zgubiłeś je? – spytała Martha unosząc pytająco brew, czując nieznaczne zniecierpliwienie, ponieważ Alexander nie dał jej szybkiej odpowiedzi i zastawiał się nad nią, jakgdyby sam nie był pewny tego, czy je zgubił. Właściwie, z jednej strony było to prawdą, ponieważ nie miał zielonego pojęcia, gdzie je ostatnio zostawił, ale był niemal pewny, że jeżeli tabletki miały się zgubić, to tylko w mieszkaniu Gilberta, nigdzie indziej. – Alex, to leki na receptę, nie możesz ich sobie tak po prostu gubić.

Krótkie, nieco zagubione spojrzenie dziecka stojącego naprzeciwko zostało posłane w stronę Marthy, która sama nie bardzo wiedziała, co z tym faktem zrobić, jak się zachować. Mimo wszystko nie odczuwała tak wielkiego strachu i zaniepokojenia, co Alex, który właściwie czuł się naprawdę źle z tą informacją, przy czym miał do tego naprawdę wiele powodów. Z jednej strony bał się, że mama albo tata na niego nakrzyczą, bo zgubił coś, czego nie można tak łatwo dostać na pstryknięcie palców. Poza tym, leki dawały mu niesamowitą ulgę i wyciszenie, dzięki którym zachowywał jakiekolwiek pozory bycia normalnym dzieckiem nie tylko przed sobą, ale i przed innymi. Chociaż, głównie przed sobą. Lubił zwyczajnie wiedzieć, zdawać sobie w pełni sprawę, że chociaż dzięki sztucznym efektom może nie odczuwać strachu i lęku, jaki zapewniła mu nieszczęśliwie tragiczna wręcz przeszłość.
Powoli na jego buźce widoczny stał się okropny stres. Pomimo swojej karnacji, zbladł jeszcze bardziej, co wyglądało naprawdę niezdrowo, a jego żołądek wręcz skręcał się z nerwów, jakie go ogarnęły.
Tak, Alexander miał tak naprawdę często z byle powodu, bo naprawdę nie był... codziennym, w dziwnym tego słowa znaczeniu, nastolatkiem. Nadal nie był przyzwyczajony, że na przykład za nie odkurzenie w pokoju nie dostawał od nikogo w twarz.

Martha widząc ten dobrze jej znany wyraz twarzy, nachyliła się nieznacznie przed nim, aby twarzą znaleźć się na równym poziomie z Alexem. Położyła delikatnie dłonie na jego ramionach, uśmiechając się tak kojąco, że wręcz sprawiła tym Alexowi nieznaczną ulgę.

– Hej, hej, kochanie. Spokojnie, niczym się nie denerwuj, znajdziemy te leki, a w razie czego zadzwonię do twojego psychiatry, dobrze? W najgorszym wypadku przepisze ci nowe. – ponowiła uśmiech, pstrykając nosek Alexandra, który nie wydawał się za bardzo przekonany jej słowami, ale widocznie uspokoiło go to, że Martha nie jest na niego zła. – Zadzwoń jeszcze do Gilberta, może tam je zostawiłeś.

– Ale... nie będę miał od nich dłuższej przerwy, prawda? – spytał niepewnie z dość zagubionym spojrzeniem na niepewnej niczego twarzyczce. – ...wiesz, ile tego trzeba zeżreć, żeby nie chcieć umrzeć?

Martha słyszała już to od niego wcześniej, więc nie powinno ją to tak bardzo dziwić, ale nadal to boli ją tak samo, jak kiedyś.
Pamięta doskonale, kiedy Alex przyszedł do niej wieczorem i spytał się, czy to normalne, że kiedy zasypia, ma nadzieję, że się nie obudzi. Była wtedy naprawdę przerażona jego słowami, ale z czasem zrozumiała, że nowa szkoła, zaaklimatyzowanie się z nowymi ludźmi, ukrywanie swojej przeszłości, okropne wspomnienia i... brak przyzwyczajenia do kochającej rodziny, zwyczajnie go przerosły i... uświadomienie sobie, że twoje własne dziecko nie chce żyć, było ciężkie dla niej, a co dopiero dla Alexa, który przez to wszystko skończył zastanawiając się nad "autodestrukcją", jeżeli będzie to ładniejsze w wydźwięku.
George słysząc o tym od roztrzęsionej żony, sam znacznie częściej zaczął zaglądać do Alexandra, chcąc się upewnić, czy ten nie robi sobie codziennie planowanej krzywdy, jednak nic takiego nie miało miejsca. Miał dosyć blizn na swoim ciele przez Karaiby, niepotrzebnie sprawiać sobie nowe samemu.
Jednak patrząc czy nie, jego słowa sprawiły, że Washingtonowie zaczęli poświęcać mu naprawdę dużo uwagi, równocześnie stając się przy tym naprawdę kochającymi, zatroskanymi rodzicami.

– Alex. – zwróciła się do syna, uśmiechając się spokojnie, klepiąc go po policzku. – Nie panikuj. Leć do Thomasa, poproś go, aby zawiózł cię do Josepha. No, wcześniej do niego zadzwoń. – ucałowała go w czółko, wcześniej odgarniając ciepłą dłonią jego włosy z chłodnego czoła. Mimo wszystko westchnęła cicho ze śmiechem, czując, jak te drobne łapki nastolatka naprzeciwko znalazły się na jej pleckach, a sam wtulił się w nią niebywale... czule i delikatnie. Najwyraźniej tego potrzebował, a Martha chętnie odwzajemniła przytulasa znacznie pewniej i mocniej, śmiejąc się pogodnie, aby jakoś rozładować atmosferę.

– Jesteś najlepszą mamą na świecie. – powiedział cicho, z nieznacznym wzruszeniem, co było jednak stłumione przez koszulkę Marthy. Na szczęście ona doskonale zrozumiała, co Alex chciał powiedzieć, klepiąc go delikatnie po pleckach.

Kochała go naprawdę najbardziej na świecie, pomimo, że nie był jej prawdziwym synem.
Hamilton kochał ją i Georga, pomimo, że ciężko było mu uświadomić sobie, że już nigdy nie zobaczy prawdziwych rodziców.






• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

narazie są rozdziały codziennie rano, mam nadzieję, że sprawia wam to chociaż malutką radość UwU

kocham was, mówiąc szczerze, bez względu na to, czy komentujecie, czy nie, albo czy zostawiacie gwiazdkę, czy nie.
naprawdę was uwielbiam,
moje pianeczki

do "zobaczenia", papa
no i tradycyjnie przepraszam za błędy

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz