mieszkanie || 34

146 17 41
                                    

- Tato, gdzie mieszka Thomas? - oczy Hamiltona skierowały się na dość wysoką sylwetkę swojego taty w momencie, kiedy Karaib stanął w drzwiach do pomieszczenia w ich domu, które Washington nazywał swoim biurem. Właściwie, nie tylko sam Washington, bo mówiąc szczerze, pomimo tego, że zazwyczaj pracował jak każdy człowiek w swojej pracy, to tak samo jak każdy człowiek zabierał czasami pracę do domu. Już od dawna więc w domu państwa Washingtonów było, istniało pomieszczenie przeznaczone wyłącznie do pracy, które ostatecznie przejął George, no, czasami dzielił się nim z żoną czy synem. Hamilton więc doskonale pamiętał, patrząc w głąb ciemnoszarego, może nawet lekko brązowego pomieszczenia, jak to miał okazję napisać mnóstwo wierszy, mnóstwo najmniejszych notatek, czy też zwyczajnych prac szkolnych odnośnie mitologii, interpretacji uczuć, zachowań które nauczyły go tyle, że nawet nie był w stanie dziękować samemu sobie za to, jak szybko odkrył siebie. Jak szybko był w stanie pogodzić się ze swoim ja, które wcześniej doprowadzało go do szaleństwa, kiedy dzielił z nim swój umysł. Mimo wszystko nie pogodził się całkiem, a częściowo, tego chyba spodziewał się każdy. Przecież na palcach jednej ręki jest się w stanie policzyć, ile osób w pełni zaakceptowało nie tylko siebie, ale i swój umysł, swoje poglądy, swój los i swoją przeszłość. Hamilton miał połowę z tego, co uświadomił sobie, wzrokiem sunąc po sylwetce Washingtona, który uniósł pytająco brew, patrząc na nastolatka z rozbawieniem. - W sensie, gdzie mieszkał, bo teraz wiem, że mieszka u nas. - wymamrotał, rozprostowując się po chwili na tyle, aby był słyszalny satysfakcjonujący dźwięk strzelania kości w karku, nadgarstku i palcach.

- Czemu pytasz? - spytał ze śmiechem, dwuznacznie poruszając przy tym brwiami, a widząc lekko zaczerwienione policzki Hamiltona, jego wstydliwy wyraz twarzy i słysząc oburzone "Tato...", zaśmiał się już całkiem, zakrywając przy tym usta dłonią, aby nie zostało zarzucone mu, że nawet nie próbował się powstrzymać. George doskonale widział zachowanie syna i mówiąc szczerze, spodziewał się, że aby spytać o coś takiego przyjdzie do niego, a nie do samego źródła informacji, jakim był Jefferson. Dziwiły go jednak wypieki na bladej twarzy nastolatka, ponieważ w pseudo "normalnych" okolicznościach pewnie zareagował by inaczej, przewrócił by oczami, pokręcił głową z dezaprobatą. Teraz tymczasem wydaje się być poddenerwowany i zwyczajnie... zawstydzony. - No dobra, dobra. Kojarzysz miejsce, gdzie mieszkał kiedyś John? - spytał, zakładając ręce na piersi, a widząc niezrozumienie na twarzy Hamiltona, zaśmiał się cicho - Nie patrz tak na mnie, już mówię... To naprzeciwko, wystarczy przejść przez ulicę. Tam była taka lekko pastelowa kamienica. - mruknął, samemu już nie potrafiąc przypomnieć sobie, jaki kolor miał budynek, aby jak najlepiej sprecyzować Alexowi wygląd.

Hamilton zmarszczył brwi w jednej chwili, przy czym też otworzył szerzej oczy. Był widocznie zdziwiony, ponieważ nie spodziewał się, że Thomas mógłby mieszkać tak blisko domu Washingtonów (nie było to może pięć minut drogi, jednak nie było to też pół godziny autem). Nie spodziewał się ani trochę, a mówiąc szczerze to myślał, że mieszkanie ukochanego dryblasa będzie znajdowało się znacznie, znacznie dalej, ale pomijając wszystkie czynniki, jakie teraz w niego uderzyły, poczuł znaczną i niespodziewaną ulgę. Nie wiedział dlaczego, ale nagle po prostu bardzo mu ulżyło, głównie chyba przez to, że uświadomił sobie, że nie będzie wcale musiał w paradoksalnej i wręcz śmiesznej przyszłości brać udziału w bolesnej rozłące. Ten fakt był niesamowicie pocieszający dla Karaiba, biorąc pod uwagę, że życie odebrało mu już dość i już dość wycierpiał. Nie chciał cierpieć dalej i wolał tego uniknąć, starał się cierpieć jak najmniej i pomimo, że nie zawsze się to udawało, starał się z całych sił nadal i wciąż.

- Skoro tak, to dlaczego mieszka z nami? Mógłby przecież dojeżdżać, ma prawo jazdy, albo w ostateczności nogi. - spytał, unosząc pytająco brew, samemu pozwalając sobie wejść do pomieszczenia (pamiętając, że cały czas stał w drzwiach), okrążyć biurko i usiąść na miejscu swojego taty. Sam Washington oparł się o regał z książkami, segregatorami i różnymi, luźno leżącymi kartkami, patrząc z uwagą na to, jak Hamilton buja się na boki, siedząc na krześle biurowym. - Nie, żebym miał coś przeciwko. Zwyczajnie jestem ciekawy.

- Naprawdę wierzysz, że ktoś upilnował by cię z takiej odległości? - w jego głosie słychać było rozbawienie i po części ironię, ale nie miał zamiaru obrazić tym nastolatka siedzącego obok. Właściwie, ton głosu George'a był tak... delikatny, tak czuły i miły w odbiorze, że nawet, gdyby chciał kogoś obrazić, nie brzmiało by to wcale jak coś niemiłego. Prędzej ktoś mógłby pomyśleć, że Wirgińczyk zwraca mu delikatnie uwagę i nakierowuje na postawę zgodną z normami społeczeństwa, bądź normami personalnymi, o ile takie coś istnieje. Alexander przekonał się o tym nie jeden raz podczas wymiany zdań dzielonej ze swoim tatą i za każdym razem, kiedy przekonywał się o tym na nowo, pomimo naburmuszenia i nastoletniej złości, nie potrafił podnieść głosu. Nie potrafił zrobić niczego innego, niż powiedzieć tego, co czuł, że musi i zwyczajnie się zamknąć, bo miał poczucie, że zwyczajnie nie ma prawa się kłócić. Mówiąc szczerze, Washington próbował kiedyś sprowokować Alexandra (nie dlatego, że chciał dla kaprysu go zirytować i dać mu szlaban, ale dlatego, że chciał, aby Hamilton nareszcie otworzył się przed nim w ten, czy inny sposób. Aby powiedział, co myśli i nauczył się żyć jak zwykły nastolatek, który nie musi siedzieć cicho), jednak udało mu się tylko raz. Może nie powinien nazywać go synem zaraz po adopcji. - Poza tym, nie wydaje mi się, aby przeszkadzała ci obecność Thomasa w naszym domu. Właściwie, to nie wydaje mi się, aby cokolwiek związanego z Thomasem ci przeszkadzało.

W tym momencie Hamilton poczuł, że ma niezły problem.





• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

nie pamiętam za bardzo co jest w tym rozdziale, ale pamiętam że jest nieźle spizgany

mam nadzieję że się podoba czy coś xD tak czy inaczej kocham was z całego serca moje pianeczki najkochańsze

OOOO 4 TYSIĄCE NA PROTECT MEEEEE

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz