kulturalna wymiana zdań || 8

241 33 50
                                    

Zaciekle wystukując czyiś numer na telefonie, George nie mógł się dodzwonić do lekarza Alexandra, z zapytaniem dotyczącej pewnej i sprawdzonej dawki leków, jednak mężczyzna nie odbierał już przez dobre dziesięć minut, a Washington zaczynał już powoli tracić nadzieję.
Mimo wszystko przez zniecierpliwienie (a był on człowiekiem bardzo cierpliwym, o czym świadczy chociażby to, że przygarnął pod dach pewnego niesfornego Karaiba), odłożył telefon na blat kuchni, opierając się o niego rękoma. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, drapiąc się po karku wraz z cichym odetchnięciem.

Tymczasem Thomas zdając sobie sprawę, że Alex nie zamienił z nim słowa drugi dzień od wcześniejszego incydentu, którego właściwie nie nazwał by incydentem, postanowił porozmawiać z Marthą na jego temat, jednak zdając sobie sprawę, że jest naprawdę późno, a dodatkowo nie mógł jej nigdzie znaleźć w domu, stwierdził, że pewnie położyła się spać. Jednak plusem dla Jeffersona okazał się być George chodzący po kuchni jakby ze zniecierpliwieniem, co naprawdę zdziwiło Thomasa, który sam wszedł do pomieszczenia naprawdę cicho, nie zwracając przy tym na siebie uwagi. George wyglądał na nieco zdenerwowanego, ale mimo wszystko nie na rozzłoszczonego, bo szczerze mówiąc nawet, kiedy się złościł, nie wyglądał na takiego. Miał w sobie coś łagodnego, niebywale miłego i przyciągającego ludzi do siebie, co pozwalało mu dogadywać się niemal z każdym, nawet ze swoim synem, który dość często wybuchał płaczem czy krzykiem, jednak nie na niego, a na samego siebie.

George odwrócił się w stronę dźwięku, słysząc jak ktoś odsuwa krzesło, aby wkrótce na nim usiąść. Pomrugał, zdawając sobie sprawę, że w pewnym sensie za bardzo się zamyślił, a niepotrzebnie, ponieważ nic większego się nie działo.

– Oh, Thomas. Nie śpisz jeszcze? – spytał spokojnie, nie zmuszając się jednak do uśmiechu na twarzy, a zwyczajnie uniósł przy tym delikatnie brwi. Nie był tak właściwie zdziwiony, nie każdy musiał iść spać o tej samej, wczesnej jeszcze godzinie, co Alex i Martha, która przyzwyczaiła Hamiltona do snu zaczynającego się od dwudziestej trzeciej. Karaib mył się od dziewiętnastej (bo o tej kończył się dla niego dzień), a próbował zasnąć o dwudziestej drugiej, co ostatecznie udawało się po godzinie prób i zmagań, czyli dwudziestej trzeciej. – Myślałem, że chodzisz wcześniej spać, szczerze mówiąc.

– Właściwie to... chciałem pogadać. – mruknął Thomas, drapiąc się po karku, bo nagle poczuł dziwne uczucie wstydu spowodowanego tym, że ma właśnie zamiar zacząć rozmowę o synu swojego rozmówcy, swojego szefa, osoby, która mu płaci za ochronę tej nieludzko drobnej istotki, która zaintrygowała go od samego początku. Czuje się z tym dziwnie, ale naprawdę się do niego przywiązał, nie znając go co prawda za dobrze, ale nadal i wciąż podekscytowanie rosło z każdym, następnym słowem skierowanym do niego, wypowiedzianym z tych cudownych, malinowych ust. Chyba za dużo o nim myśli... Ochorona Alexandra to jego praca, ale od pewnego czasu przestał to traktować jako zwykłą posadę. On się zwyczajnie o niego martwi. – O Alexie.

Washington słysząc imię swojego syna zmarszczył brwi, odsuwając samemu sobie krzesło, aby zaraz usiąść w miarę spokojnie  przy stole, kładąc dłonie na blacie. Patrząc na Thomasa zaczął delikatnie wystukiwać palcami nieokreślony, nieco zniecierpliwiony rytm na drewnianym stole, wciągając spokojnie powietrze nosem.

– Więc, co chciałbyś wiedzieć? Coś się stało, nabroił? – starszy Wirgiczyk z danego towarzystwa spytał z nieznacznym uśmiechem, przekrzywiając nieznacznie głowę. Był niemal pewny, że nie chodzi o to, że Alexander coś zrobił, bo w końcu Karaib był niebywale grzecznym i raczej spokojnym dzieckiem, przynajmniej nie sprawiał im większego problemu, a kiedy George i Martha pojechali z nim pierwszy raz do lekarza, ten czuł się naprawdę winnym, że sprawił im problem, co jednak w późniejszym czasie okazało się być normalne dla rodzin.

– Właściwie to... zwyczajnie się o niego martwię. Ostatnio był dość przybity. – mruknął cicho w odpowiedzi, podnosząc nieznacznie wzrok na tatę Alexa. Widząc jednak dość spokojny, a właściwie uspokojony wzrok Washingtona, sam poczuł się naprawdę... dziwnie, bo zdał sobie sprawę, że George może myśleć, że wszystko jest okej. W końcu są rodziny, w których rodzice są niemal pewni, że mają wszystko pod kontrolą, kiedy to ich dziecko zastanawia się, czy czasami nie skoczyć z mostu. Jednak nie sądził by, że Washingtonowie do nich należą.

George pokiwał głową, jakby ze zrozumieniem, co wprowadziło Thomasa w całkowite już zmieszanie. Nie za bardzo uśmiechało mu się wyjść na idiotę.

– Wiesz, nie czuję, że Alex byłby zadowolony, wiedząc, że o nim rozmawiamy. Jednak... Wiem, że ostatnio miał dość ciężkie dni. – uśmiechnął się delikatnie, wstając od stołu z zamiarem napicia się wody. – Najlepiej by było, gdyby sam ci powiedział o pewnych sprawach, bo ja sam tak naprawdę czuję się źle, wiedząc, że mówię o nim w kogoś towarzysywie. Nie zrozum mnie źle, to nie tak, że ci nie ufam, Tom. Alex zwyczajnie... – zaczął, czując, że powinien mimo wszystko doinformować Thomasa w wiedzy na temat dziecka, które ma chronić. Mimo wszystko zanim skończył swoją myśl, musiał się poważnie zastanowić nad swoimi słowami, aby nie palnąć czegoś naprawdę głupiego. Nie chciał mówić mu wszystkiego o Alexie, bo ten sobie by tego nie życzył, o czym George zdawał sobie doskonale sprawę. Z drugiej natomiast strony nie mógł zostawić Thomasa z głupim, bezpodstawnym "domyśl się". – Bierze pewne leki.

– "Leki"? Choruje na coś?

– ...można tak powiedzieć. – uśmiechnął się dość słabo George, biorąc łyk wody ze szklanki, którą wcześniej wyjął z szafki. – Więcej może ci powiedzieć tylko Alex, wybacz Thomas.

Thomas jedynie skinął głową, po części rozumiejąc już o co chodzi.
Trzy słowa Washingtona sprawiły, że widział teraz Alexa całkiem z innej strony.







• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

mam matme eluwina

taki stary memik ode mniedawno go zrobiłam xD

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


taki stary memik ode mnie
dawno go zrobiłam xD

przepraszam za błędy papa

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz