"szczur" || 10

241 27 54
                                    

Siedząc pod całkiem dużym drzewem w ogrodzie, konkretnej na kocyku w czerwoną kratkę, Alexander pisał coś dość dziwnego, dość nieokreślonego w zeszycie, bazgroląc co jakiś czas ołówkiem niezdefiniowane kształty i linie, które ciężko było nazwać prostymi, a zarazem krzywymi.
Był dość zamyślony szczerze mówiąc, na tyle, że nie zauważył nawet, kiedy całkiem duży, a przede wszystkim ciężki kot wlazł dość chamsko na jego kolana, właściwie uda. Kiedy jednak zauważył, że chłopak nie zwraca na niego jakiejkolwiek, najmniejszej uwagi, zaczął nieco bardziej ocierać się o jego dłonie zakryte prawie w pełni przez żółtą bluzę, doprowadzając do tego, że Alexander upuścił zielony ołówek z dłoni.

Hamilton uwielbiał tego kota swoim calutkim, skrzywdzonym serduszkiem i pomimo, że potrzebował teraz chwili spokoju, nie miał zamiaru odnosić go spowrotem do domu. Mimo wszystko sądził, że maluch wylegujący się aktualnie na jego udach jest inny od innych, z czego miał naprawdę... po części sporo racji.
Ten kot nie był taki, jak sobie pewnie wyobraziliście w pierwszej chwili, ponieważ... nie miał sierści.
Sfinks kanadyjski, chociaż Alexander nadal nie potrafił zapamiętać w pełni poprawnej nazwy, ponieważ ciężko było mu przyswajać wiedzę, która nie robiła mu tak naprawdę żadnej, ale to żadnej różnicy, dodatkowo była niesamowicie nieprzydatna.
Jedyne, co go zastanawiało w tym kocie to to, dlaczego Martha nazwała go Alexander i za wszelką cenę nie chciała, aby ktoś wołał na niego inaczej. Cóż, teraz może być po części dumny, że ma kota nazwanego po nim.

Niesamowicie jasne, niebieskie ślepia obrały sobie za cel patrzenia zeszyt Alexandra, prężąc się nieznacznie do przodu, dając tym znak nastolatkowi, że może, a wręcz wskazane by było go pogłaskać. Dłoń Hamiltona niepewnie dotknęła pomarszczonej skóry zwierzęcia, po chwili też zaczynając naprawdę delikanie go głaskać, uważając, aby nie zrobić mu żadnej krzywdy.
Mówiąc szczerze, Karaib nie miał większej styczności z jakimkolwiek zwierzęciem, więc pomimo, że kot jest w domu Washingtonów od kiedy pamięta, styczność z nim za każdym razem była naprawdę ostrożna, co zazwyczaj wprawiało Marthę i Georgea w intensywne rozczulenie, biorąc pod uwagę, że siedemnastoletnie dziecko boi się dotknąć zwykłego kota.

– Idziemy do domu, Alex? Wiem że dopiero co przyszedłeś, ale ja już tu siedzę od dwóch godzin i nieco dupa zaczęła mnie boleć. – przyznał Hamilton ze śmiechem, podnosząc się na równe nogi, wcześniej łapiąc ostrożnie zwierzę w swoje dość małe, blade dłonie, po czym ruszył tak zwyczajnie w stronę lekko uchylonego wejścia do domu, na szczęście tego od strony ogrodu. Prawdziwym szczęściem było jednak to, że kot w żaden sposób się nie szarpał, a jedynie spokojnie zamknął oczy, mrucząc co jakiś czas. Możecie mi wierzyć, że Alexander Hamilton z kotem na rączkach to cholernie uroczy widok, szczególnie dla Thomasa, który w momencie, kiedy Alex wchodził do domu (drzwi rozchylając stopą), przechodził akurat przez korytarz. Jefferson stał chwilę w osłupieniu, nie wiedząc co powiedzieć. – Co?

– Co to za szczur? – spytał z dezorientacją, a widząc, że Alexander ma problem z zamknięciem za sobą drzwi nie chcąc upuścić kota, sam podszedł do niego i zamknął za nim drzwi. Usłyszał w odpowiedzi rozbawione "to kot", które już całkiem wprawiło go w niezłe zamieszanie, nie wiedząc przy tym co powiedzieć. – To kot? Od kiedy macie... takiego kota?

– Nie czepiaj się, jest świetny. – powiedział z oburzeniem jego słowami, unosząc nieznacznie tego drugiego, bardziej... zwierzęcego Alexa, którego trzymał na rączkach. Popatrzał na niego z delikatym, zadowolonym i radosnym uśmiechem. – Nie słuchaj go, jesteś piękny. Jesteś najbardziej wyjątkowym kotkiem jakiego widziałem. Oboje nie pasujemy do tego świata, trzymajmy się razem, co ty na to? – powiedział dość nieokreślonym głosem, w taki sposób, jakby mówił do dwu letniego dziecka, co niesamowicie rozbawiło a zarazem rozczuliło Jeffersona, który miał Alexa za naprawdę poważnego dzieciaka, który raczej nie był w stanie rozczulić się aż tak nad może dość mało zwyczajnym, ale nadal... kotem. – Poza tym, pierwszy raz go widzisz? Przecież był tu cały czas.

No tak, Thomas nie miał pojęcia, że Hamilton i Washingtonowie mieli kota. Szczerze mówiąc, nigdzie go nie widział, a poza tym, skąd miał wiedzieć, skoro nigdzie nie było żadnej sierści? Chociaż, szczerze mówiąc, teraz już wie, dlaczego nigdzie nie widział sierści.
Na pierwszy rzut oka dla Thomasa pomarszczona skóra tego kota była niesamowicie... obrzydliwa, a na drugi nie zasługiwała. Jednak mimo wszystko widząc, jak Hamilton rozczulał się nad tym, jak to Tom określił, "szczurem", sam naprawdę rozczulał się przy tym nad Alexandrem, który zachowywał się niebywale uroczo, a do tego nie skupiał się na złości i oburzeniu, którymi darzył postać Jeffersona.
Zanim Tom zdążył odpowiedzieć, Hamilton podał mu kota, kładąc go na jego przedramionach.

– Alex, weź go. – powiedział szybko, nie chcąc mieć go na ręcach, bo szczerze mówiąc nie wiedział jak się zachować, tym bardziej z czymś takim na ręcach. Nadal nie był do końca pewny, czy to w stu procentach był kot.

– Co, taki mężny, wysoki i umięśniony ochroniarz z ciebie, a boi się pogłaskać kotka? – spytał Alex z uszczypliwym uśmiechem, z czego Thomas dokonale rozumiał, że dzieciak naprzeciwko uwielbia go drażnić. – No nie gadaj, Jefferson.

– Washington, dobrze ci radzę, weź tego kota ode mnie. – wycedził mimo wszystko naprawdę grzecznie przez zęby, czując delikatne rumieńce na twarzy pełne wstydu i zażenowania. Okej, lubił koty, ale nie... takie. Poza tym, było mu wstyd, że Alexander zauważył jego niepewność co do tego, jak się zachować w jego towarzystwie.

Hamilton w końcu wziął kota i zaraz odstawił go na ziemię, po czym popatrzał na Thomasa ze skołowaniem, irytacją i niedowierzaniem jednocześnie.
Naprawdę... właściwie to spodziewał się po Thomasie wszystkiego, ale nie tego.

– Nazywam się Hamilton.











• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

jeeeej
wyrobiłam się

idę robić polski, wos i his

mam nadzieję, że rozdział się podobał?

papa

pianeczki

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz