próby || 9

246 30 53
                                    

Ciche i niesamowicie delikatne pukanie rozbrzmiało, może nie z samego rana, w domu Washingtonów. Mimo wszystko nie było to pukanie do drzwi wejściowych, a do drzwi prowadzących do pokoju Alexandra.
Thomas miał nadzieję, że nastolatek za ścianą zwyczajnie odpowie mu cichym "proszę", albo "otwarte", czego niestety się nie doczekał, co naprawdę go zdziwiło, bo przed chwilą wszedł do salonu, a Alexander równie szybko - widząc Thomasa w drzwiach - z niego wyszedł, nie chcąc oglądać swojego ochroniarza na oczy. Ale... tym razem nie było to pełne złości na niego, czy tam nawet za dużej dumy albo arogancji. Tym razem Alex wydawał się być dziwnie spięty i zestresowany w jego towarzystwie, a sam bojąc się niezręcznej ciszy zwyczajnie nie chciał rozmawiać, co pokazywał całym sobą, wzrokiem, zachowaniem. Natomiast Jefferson bardzo, ale to bardzo chciał z nim porozmawiać szczerze mówiąc, o czymkolwiek. Nie odzywali się od siebie od czasu, kiedy Alexander się przy nim popłakał, a to przecież nic złego. Było mu wstyd?

Zza drzwi w jednej chwili Tom był w stanie usłyszeć ciche kroki, jakby stawiane na palcach.

– Tak? – wycedził przez zęby Karaib, który dosłownie przed chwilą otworzył drzwi i stanął w przejściu, opierając się o framugę, sprawiając równocześnie, że Thomas zwyczajnie nie miał jak wejść do jego pokoju. Wyższy z ich dwójki pomijając wszystko dookoła, naprawdę cieszył się z widoku Alexandra i jakiejkolwiek styczności z nim. Nie rozmawiali dawno, a Thomas coraz bardziej czuł, że to jego wina, pomimo, że nic takiego nie zrobił. Zwyczajnie czuł się dziwnie z tym, że ktoś, kogo naprawdę polubił, nie chce z nim zamienić słowa. – Thomas, słuchaj... Wiem, że chciałbyś wiedzieć-

– Alex. Czemu jesteś na mnie zły? Ja nic nie zrobiłem... prawda? – spytał cicho, opierając się dłonią o framugę podobnie jak Alex (który opierał się całym sobą), przez co nieznacznie się nad nim nachylał. Alexander słysząc słowa Thomasa pomrugał, mając ochotę wycofać się, wejść przy tym spowrotem do pokoju i trzasnąć mu tymi drzwiami przed twarzą. Naprawdę, ale to naprawdę nie chciał z nim teraz rozmawiać. Było mu tak cholernie słabo, że okazał słabość przy kimś, kogo nawet dobrze nie znał. Właściwie to... o Thomasie nie wiedział prawie nic, jeżeli chodzi o jego życie. – Chcę tylko wiedzieć, czy wszystko z tobą w porządku, to wszystko. Jeżeli coś jest nie tak, możesz mi powiedzieć, naprawdę.

Hamilton słysząc jego słowa, spuścił na chwilę wzrok, wzdychając ciężko. Objął sam siebie ramionami, czując, że daleko nie zajdą, przynajmniej nie w tej rozmowie. To stwierdzenie, pomimo, że rzucone w myślach, było naprawdę dużym mentalnym krokiem do przodu, ponieważ z początku słysząc pukanie do drzwi miał ochotę rzucić się na Thomasa i zwyczajnie kazać mu się odczepić i dać już sobie spokój z tą fałszywą troską. Poza tym, nie miał ochoty rozmawiać z Thomasem na temat tego, dlaczego się popłakał, dlaczego okazuje emocje, kiedy dorośli tego nie robią.
Nigdy tego co prawda nie rozumiał, bo szczerze mówiąc, w domu Washingtonów było całkowicie inaczej. Każdy okazywał normalne emocje, rozmawiając o nich otwarcie i bez większego zażenowania. Każdy mówił, jak się czuje, nawet, jeżeli czuł się fatalnie. To przyzwyczaiło Alexandra do okazywania uczuć, jednak kiedy poszedł do szkoły, został w pewnym sensie wymierzony w jego stronę nie delikatny policzek. Był zdziwiony, nie można się mu dziwić, ale prawda jest taka, że nikt publicznie, zapytany jak się dzisiaj czuje, nie odpowie, że fatalnie, że nie chce mu się żyć, czy też że myśli o... najgorszym.

– Nie jesteś kimś, komu jestem w stanie zaufać na tyle, aby powiedzieć ci o tym, co czuję. I tak pewnie moi rodzice już ci wszystko na mój temat powiedzieli. – mruknął cicho, sięgając dłonią w stronę klamki, aby zaraz pośpiesznie zamknąć drzwi, jednak zatrzymała go dłoń Thomasa, delikatnie łapiąca za jego nadgarstek, który był zakryty przez przydługie rękawy niebieskiej bluzy.

– Alex, poczekaj. Nie powiedzieli mi nic, nie mam o tobie pojęcia, co nie oszukujmy się, jest dla mnie naprawdę ciężkie. Jestem tu po to, aby cię chronić i wiem, że chodziło tu o fizyczne zdrowie, ale szczerze mówiąc zależy mi też na tym psychicznym. – powiedział szybko, jakby zaraz ktoś miał mu przerwać. Alexander zatrzymał się na chwilę, przy czym nie próbował nawet wyrwać dłoni z uścisku Thomasa. Popatrzał na niego dłuższą chwilę, nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć, jednak widząc jego minę zwyczajnie westchnął, zaczesując delikatnie włosy za ucho. – Porozmawiajmy.

– Nie mamy o czym. – wymamrotał cicho Hamilton, wyrywając nareszcie, dość skutecznie dłoń z jego coraz bardziej nieprzyjemnego uścisku. – Poza tym, nie od tego mam psychologa i psychiatrę, żeby rozmawiać z tobą o takich rzeczach.

Thomas pomrugał z niezrozumieniem, widocznie kalkulując sobie w głowie jego słowa naprawdę powoli, ale też bardzo szczegółowo, chcąc jak najdłużej zapamiętać to, że dziecko naprzeciwko właśnie dobrowolnie zdradziło chociaż kawałek swojego życia prywatnego, dodatkowo z taką łatwością, jakby rozmowa o takich rzeczach była dla niego codziennością. Właściwie to... była całkiem normalna, ale nadal Hamilton nie miał ochoty na rozmowę. Nie z nim, nie w takich okolicznościach, nie, ponieważ Thomas sobie tego zażyczył.

– ...chodzisz do psychiatry? – spytał, z czego nie zapytał się o psychologa, ponieważ... cóż. Dużo dzieci chodzi ostatnimi czasy do psychologów, mając problemy w szkole, sprzeczki w klasie czy też zwyczajnie choruje, a przy tym potrzebuje pomocy specjalisty. Hamilton miał jednak cięższe problemy, które na spokojnie można było nazwać demonami przeszłości. Niby nic się teraz nie działo, ale uszkodzona psychika nadal pozostała. Chociaż... "Cięższe". Nie można wartościować problemów mówiąc szczerze, bo to nie dość, że niegrzeczne, to dodatkowo... wiecie, każdy przeżywa różne rzeczy inaczej. Dla niektórych posiadanie fałszywej przyjaciółki jest tak samo bolesne jak rozpad rodziny. – Myślałem, że...

– Co? Że jak ludzie chodzą do psychiatry to są pojebani? No zobacz, Jefferson, niespodzianka. – klasnął w dłonie z udawanym entuzjazmem, zaraz szybko na nim tracąc, zamykając zaraz za sobą drzwi, kończąc tym samym rozmowę, zostawiając Thomasa w osłupieniu i szoku.






• • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • • •

mam zaraz sprawdzian z matmy, prześlijcie mi swoją pozytywną energię, proszę

nie wiem, czy jutro rozdział się pojawi, mam dużo "nauki"

ale będę pisać jak najszybciej

PapA PiaNkI

protect me || jamiltonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz