12. Stroje piłkarskie.

4.2K 229 147
                                    

Trochę się tu dzieje i wychodzi na jaw 👀

Harry zmarszczył brwi, budząc się w końcu wypoczętym. Ruja spędzona z alfą pokazała mu, jak mało ważny był przy tym sen albo jedzenie, czy picie. Wydostał się z ogromnego łóżka, a zarazem z silnych ramion Louisa. Nagi, mocno obolały w dolnych partiach ciała ruszył do łazienki. Potrzebował odświeżenia, czuł że dosłownie cały cuchnie seksem.

Dostał się pod obłożony kafelkami prysznic. Mogłyby tam wejść z cztery osoby, a wciąż byłoby sporo miejsca. Pozwolił sobie na rozmyślanie. Jak jego życie jeszcze kilka tygodni temu wyglądało, a jak teraz.

Powoli rozumiał, że miał złudne szczęście z Xanderem. Robił wszystko po to, aby nie być samotnym. Nie chciał też z podkulonym ogonem wracać do Londynu. Louis zaczął pokazywać mu, jak natura jest ważna. Ich matka z góry wiedziała, kogo najlepiej łączyć z kim.

Gorąca woda obmywała ciało, które zostało ozdobione masą malinek. Dłonie omegi delikatnie, jakby z czcią przejeżdżały po nich, ostrożnie myjąc skórę. Nie zaznał długo samotności, znajome dłonie pojawiły się na jego brzuchu oraz klatce piersiowej. Na plecach czuł drugie ciało z jeszcze dość wyraźnym zapachem rui. Nigdy nie czuł czegoś tak intensywnego i podniecającego jednocześnie. Czuł przez ten cały czas jak bardzo Louis go szanuje oraz mimo natury troszczy się o niego.

- Dzień dobry - szorstki głos rozszedł się tuż przy uchu bruneta - Obudziłem się i ciebie nie było, to nie była dobra pobudka. Uciekłeś...

- Dzień dobry. Jestem wciąż w twojej sypialni - położył swoje mokre dłonie na tych większych - Czułem się tak brudny, że nie wytrzymałem - ułożył głowę na ramieniu szatyna - Jak się czujesz?

- Dobrze, nawet bardzo. Trochę nas to zaskoczyło, ale nie żałuję ani trochę. Czuję się zaspokojony jak nigdy w życiu - był całkowicie szczery - Mam nadzieję, że nie zrobiłem tobie krzywdy. Starałem się mimo wszystko trzymać nerwy na wodzy.

Harry obrócił się w stronę mężczyzny z czułym uśmiechem na swoich wargach.

- Wiem. Czułem to jak o mnie dbałeś, wiedząc że to mój pierwszy raz - objął go swoimi ramionami - I dziękuję, że nas nie połączyłeś. Zawsze tego pragnąłem raczej przy ślubnym kobiercu.

- Nie chciałem decydować za nas obu. Były momenty, że było ciężko, ale to by było nie fair wobec ciebie. Przeze mnie przemawiał wilk, jednak sam chciałbym połączenia w trakcie ceremonii - zgodził się z omegą.

Brunet szczęśliwy stanął na palcach i musnął wąskie wargi. Zaraz potem dokończyli mycie się. Nadzy wyszli z łazienki i zmienili pościel w łóżku. Potem Harry zagarnął jakieś rzeczy i się ubrał. Louis otworzył na całą szerokość drzwi tarasowe, aby pomieszczenie się porządnie przewietrzyło. Ich żołądki domagały się czegoście dobrego i kalorycznego do jedzenia, aby uzupełniać utracone kalorie. Harry widząc podstawowe rzeczy, zdalne do zrobienia jedzenia, zabrał się za robienie gofrów.

- Musisz koniecznie uzupełnić lodówkę Lou - powiedział, po zamknięciu gofrownicy i złapał za kubek ciepłej herbaty.

- Mało gotuję, a na śniadanie zazwyczaj wystarczy mi kawa. Ewentualnie płatki z mlekiem. Nie jestem wymagający - wyjaśnił, siedząc na blacie blisko omegi.

- I jak ty żyjesz? Przecież nie możesz ciągle jeść zamawianego jedzenia - zmartwił się, odwracając w stronę Tomlinsona.

- Normalnie Harry, zazwyczaj jem obiady po pracy i biorę od razu coś na kolację - wyjaśnił - Raz na dwa tygodnie w środy, chodzę na obiad do mamy.

- Mhm - mruknął, upijając spory łyk z kubka. Plecami oparł się o blat, czekając na zielone światełko od maszyny.

- Tak wyglada od kiedy mieszkam sam. Fizzy nie żartowała z moimi zdolnościami kulinarnymi. W życiu nie zrobiłbym gofrów sam. Nie ma takiej opcji - przyjemny zapach rozchodził się po całym dole.

You can't fool destiny || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz