46. Sy... Jason kochanie.

2.8K 209 73
                                    


Sen był tym czego obaj bardzo potrzebowali. Ostatnie dni były naprawdę intensywne i odpoczynek był mocno wskazany, jednak nie było to łatwe mając w domu pełnego energii prawie sześciolatka i niemowlaka, który wszystkie swoje potrzeby sygnalizował płaczem.

Louis dosłownie kochał chwile, kiedy mógł zagarnąć partnera w swoje ramiona. Czuł jego zapach, a sen przychodził bardzo łatwo.

Z pracą ponownie dostali wsparcie rodziców Louisa, którzy chętnie obiecali pomoc przez pierwsze tygodnie.

Louis otworzył oczy, niemal od razu po tym jak usłyszał marudzenie ze strony Arrana. Był już na to wyczulony i nie chciał, żeby Harry obudził się, jeśli nie jest to potrzebne. Wstał i od razu podszedł do łóżeczka, które stało niedaleko ich łóżka. Musieli mieć chłopca na oku, szczególnie przez te pierwsze dni. Maluch dawał sygnały ojcu, że czegoś potrzebuje. Louisowi pozostało zrozumienie, czego właśnie jego synek potrzebuje w tym momencie.

- Shh Arran. Nie budzimy mamusi, jeśli nie trzeba - wyjął dziecko z łóżeczka i ułożył go w swoich ramionach. Na szczęście, nie wyczuł brudnej pieluszki.

Zrozumiał o co chodzi, kiedy chłopiec zaczął usteczkami szukać odpowiedniego miejsca. Był zdecydowanie głodny i dlatego tak marudził. Obudzenie omegi było w tym przypadku niezbędne.

- Już młody mężczyzno, zaraz dostaniesz pokarm. Nie gotuj się tak, jesteś na to za młody - przeszedł z Arranem na stronę łóżka bruneta.

Usiadł koło męża i przytrzymując ciałko syna, sięgnął dłonią do jego ramienia, starając się go obudzić, jak najdelikatniej był w stanie. Ciężki oddech wyszedł spomiędzy malinowych ust, a brunet powoli zaczął się wiercić, czując jak ktoś go usilnie budzi. Zamrugał kilkukrotnie, jego oczy bolały od niewyspania.

- Co się dzieje? - zapytał cichutko - Arran?

- Jest głodny, szuka sutka. Ja mu w tym niestety nie pomogę. Potrzebujemy mamusi - odpowiedział alfa, starając się dać młodszemu czas na rozbudzenie się choć trochę.

Harry westchnął, unosząc odrobinę kącik ust i usiadł na łóżku, opierając się plecami o wezgłówek. Zsunął ramiączko swojej koszuli nocnej, zaraz odbierając od męża syna. Arran mądrze od razu znalazł źródło mleka i zaczął chętnie jeść. Alfa wiedział, że musi poczekać, aby odebrać od męża dziecko i pomóc mu jeszcze odbić, zanim będzie próbował ponownie utulić go do snu. Brunet gładził zmęczony plecy chłopca, czując jak ten spokojnie sobie je, układając rączkę na jego piersi.

- Musimy przywyknąć, co Lou? - brunet powiedział, łapiąc w drugą dłoń rękę męża.

- Musimy, nie chciałem cię budzić jeśli to nie byłoby potrzebne. Jednak głód był silniejszy - zauważył, unosząc kącik ust i ściskając mocniej rękę zielonookiego.

- To takie dziwnie - uśmiechnął się - Wiesz, jeszcze niedawno budził mnie kopniakami w brzuch, a teraz? Teraz jest z nami.

- Tak, ale za to piękne. Kocham patrzeć na was, to jak jesteśmy potrzebni w jego życiu - Louis naprawdę mocno czuł instynkt rodzicielski.

- To prawda - ucałował czoło Arrana - Musimy załatwić powoli sprawę chrzestnych - zaproponował, skoro obaj nie mogli spać.

- Masz na myśli już kogoś konkretnego? - zapytał Louis, spoglądając na zegarek, który wskazywał drugą trzydzieści.

- Jak dobrze wyłapałem, to chrzestnym miałby zostać Zayn - zaproponował. Puścił dłoń Louisa, aby włączyć lampkę nocną.

- Byłoby dobrze, jestem chrzestnym Zady, więc chciałbym, żeby to on był Arrana - skinął niebieskooki i usiadł głębiej, po turecku, aby być przodem do rodziny.

You can't fool destiny || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz