Louis zapiął kurteczkę syna i upewnił się, ze jego buty są odpowiednio założone. Musieli jak najszybciej przedostać się do jego mamy, która już została uprzedzona że przyjadą. Harry'ego tego dnia męczyły okropne bóle, więc szatyn powinien się teraz mocniej skupić na mężu, który lada chwila może urodzić ich dziecko.Jason na szczęście czuł ekscytację z powodu odwiedzenia swoich dziadków.
- Poczekaj tutaj jeszcze chwile dobrze? Sprawdzę jak się czuje Harry i jedziemy - obiecał szatyn i założył jeszcze czapkę na głowę chłopca.
- Okej - blondynek wzruszył ramionami, bawiąc się sznureczkami od swojej kurtki.
Louis szybko pobiegł do sypialni i spojrzał na męża, który leżał w gnieździe. Jego dłonie były ułożone na dużym brzuchu i oddychał w miarę spokojnie. Nie miał skurczu, co było aktualnie dobrą informacją. Zielone oczy napotkały te niebieskie. Harry uśmiechnął się nieznacznie, kiwając głową.
- Mam chwilę spokoju - powiedział cicho.
- Świetnie, wracam najszybciej jak mogę. Jason już jest ubrany, przyszedłem tylko sprawdzić czy wszystko dobrze - odparł - Dzwoń jeśli coś będzie nie tak.
- Mam telefon obok siebie. Tak, jak chciałeś - wskazał na urządzenie - Jedź ostrożnie, on się nie urodzi do twojego powrotu.
- Kocham was - podszedł i złożył szybki pocałunek na wargach ukochanego.
Po tym wyszedł z sypialni i zszedł po schodach do syna. Po chwili zapiął go w foteliku i wyruszyli w drogę do jego rodzinnego domu. Czuł ekscytację oraz przerażenie, wiedząc jak mało pozostało do narodzin dziecka. Tyle na to czekali, a teraz została tylko chwila.
Jason sam czuł ekscytację, po tym jak Louis opowiedział mu co się właśnie dzieje. Dotarli na miejsce bardzo szybko i alfa przekazał syna dziadkom. Obiecał mamie, że dadzą znać jeśli sprawy będą postępowały. Kobieta rozumiała, że szatyn spieszył się do męża. W jego pamięci jeszcze niedawno Harry płakał, z myślą o nieplanowanej ciąży.
A teraz?
Teraz ten owoc był blisko nich. Dotarł do domu i od razu wystrzelił w stronę sypialni. Musiał być z Harrym, czuł ciążącą na nim odpowiedzialność. Już od wejścia do sypialni usłyszał jęk bólu. Brunet leżał na boku, skulony, brzuchem przytulony do ciążowej poduszki.
- Kolejny? Są coraz częściej? - spytał i usiadł na brzegu materaca, sięgnął do biodra omegi i ścisnął je lekko, pokazując że jest przy nim.
- Co dziesięć minut, czy to nie już? - powiedział ciężko, bardzo cicho. Nie otwierał oczu, a dłoni masował swój brzuch.
- To zdecydowanie już kochanie. Nasz mały alfa chce być z nami - potwierdził mu Louis - Jeszcze trochę i będziemy mieli naszego synka.
- Do szpitala? - upewnił się, wiedząc że nie mają blisko do placówki, w której miał się odbyć bezpieczny poród dla omegi.
- Zdecydowanie to czas. Dobrze, ze przygotowaliśmy torbę wcześniej - wstał i przeszedł do garderoby, skąd wziął potrzebne rzeczy.
Starał się zachować zimną krew, jednak w środku szalał. Brunet usiadł jakoś na łóżku, nakładając na nogi swoje kapcie. Jego stopy w ostatnim czasie nie lubiły chłodu od paneli. Poprawił swoją koszulę i spróbował wstać, co mu się nie udało.
- Już Harry, pomogę ci. Musimy ostrożnie zejść po schodach - Louis usiadł obok męża i zarzucił sobie jego rękę na swoje barki oraz objął go w pasie.
- Mhm. Nie czuję się gotowy, ale on ma swoje własne zdanie - wypuścił oddech przez nos. Wydostali się z sypialni, a po schodach zeszli wręcz ślimaczo.
![](https://img.wattpad.com/cover/221266827-288-k915804.jpg)
CZYTASZ
You can't fool destiny || Larry
FanficA/B/O Harry i Xander to narzeczeni, którzy przeprowadzają się do Doncaster. Harry zostawia całe swoje poprzednie życie, by zacząć od nowa wszystko przy boku narzeczonego. Tam zatrudnia się na płatny staż jako asystent dyrektora klubu sportowego, któ...