Harry poddawał się czułym pocałunkom ze strony Louisa, siedząc na jego kolanach. Wciąż się zadziwiał, jak łatwo mieścił się na jego kolanach, na małym krześle obrotowym przy biurku alfy. Szatyn trzymał mocno jego biodra, więc mógł czuć się naprawdę bezpiecznie. To zawsze była najlepsza część dnia, kiedy byli blisko siebie i wymieniali się czułościami. To stało się ich rytuałem. Wybierali odpowiedni moment, czy też przerwę i tak siedzieli przez jakiś czas, pozwalając swoim uczuciom iść w górę.Tym razem był to koniec ich pracy, która i tak się przedłużyła. Nie spodziewali się, że to będzie aż kilka godzin, które były pełne papierków i maili. Harry na szczęście przyniósł do pracy dla nich dobry obiadek, nie musieli się przejmować głodem.
- Mógłbym tak siedzieć i siedzieć - wydyszał Harry, odrywając się od mocno opuchniętych warg.
Jego pewnie też nie były lepsze.
- Ja też kochanie, ale pora się z stąd zbierać. Godzina mówi sama za siebie, powinniśmy wyjść już dawno temu. Szczególnie ty nie powinieneś robić nadgodzin - westchnął, patrząc prosto w zielone oczy.
- Nie lubię naszych rozstań - oburzył się delikatnie, zsuwając się z ciała przeznaczonego - Jutro rano po mnie przyjedziesz? Wiesz jakim jestem rannym lenikiem ostatnio.
- Przyjadę, oczywiście że tak. Chociaż najchętniej zostałbym w domu na cały dzień. A muszę zostawić sobie wolne na nasz mały wyjazd - skinął i zaczął chować dokumenty.
- Cypr, tak? Brzmi naprawdę dobrze. Tylko my, zero pracy - rozmarzył się, podchodząc do swojego biurka. Do torby schował niektóre rzeczy, a potem nałożył na siebie płaszcz - Wyjdę już na zewnątrz.
- Poczekasz tam na mnie czy spieszy ci się do Fizzy? - spojrzał na omegę - Ja już kończę swoje porządki i wyłączam komputer - wskazał na swoje biurko.
- Może na zewnątrz poczekam - było już ciemno i odrobinę się tego obawiał, był tylko omegą. I to bez znaku przynależności.
- W porządku, dosłownie pięć minut - obiecał alfa, nachylając się do klawiatury laptopa i zapisywał wszystkie ważne pliki.
Harry uśmiechnął się i wyszedł. Zszedł na dół, zapinając po drodze swój płaszcz. Nie wybrał windy. Wolał się przejść. Wydostał się na zewnątrz, gdzie zaatakowała go ciemność. Jedynie lampy dawały jakieś średnio dobre światło. Przeszedł kilka kroków przed budynek i postanowił poczekać na przeznaczonego. Tym się różniło Doncaster od Londynu, kiedy było już ciemno, ludzi można było spotkać tylko w ścisłym centrum, gdzie były restauracje i generalnie życie kulturalne.
Uśmiechnął się czując dłonie na swoich biodrach, bo Louisowi poszło sprawniej niż przewidywał. Jednak nie mógł narzekać.
- Louis... - Harry zmarszczył brwi, czując dość szybkie i niechlujne pocałunki na swoim karku. Do jego nozdrzy w końcu doszedł smród alkoholu, a jego ciało się wyraźnie spięło - Puszczaj mnie - serce szybciej uderzało o jego pierś, a on sam dosłownie szamotał się z pijanym osobnikiem.
- Przed chwilą byłeś taki chętny dzieciaku - wyraźnie starszy facet nie chciał się poddać i mocno chwycił nadgarstki omegi, aby ją obezwładnić jak najbardziej się dało.
- Zostaw mnie! - machał rękoma, próbując jakkolwiek się wydostać.
Wszystko szło na marne, a jego nadgarstki coraz mocniej bolały, świadcząc o przyszłych siniakach.
- Sam tego chciałeś - policzył do trzech w głowie i zamachnął się, kolanem uderzając go w krocze. Napastnik upadł, zaskoczony.
Mężczyzna praktycznie płakał z bólu leżąc na ziemi. W tamtym momencie z budynku wyszedł Louis i zmarszczył czoło widząc obcego alfę, leżącego na ziemi i trzymającego się za krocze. Harry prędko doskoczył do swojego partnera i pociągnął go w stronę samochodu. Chciał jak najprędzej się oddalić od swojego napastnika.
CZYTASZ
You can't fool destiny || Larry
FanficA/B/O Harry i Xander to narzeczeni, którzy przeprowadzają się do Doncaster. Harry zostawia całe swoje poprzednie życie, by zacząć od nowa wszystko przy boku narzeczonego. Tam zatrudnia się na płatny staż jako asystent dyrektora klubu sportowego, któ...