52. Nie nadążam za twoimi humorkami i zachciankami

2.4K 190 51
                                    



Harry ponownie tamtego dnia wisiał nad toaletą, która znajdowała się przy ich sypialni. Louis na szczęście rano odwiózł Jasona do szkoły, a Arran miał wyjątkowo dobry dzień i praktycznie nie marudził. Wszystko oprócz samopoczucia bruneta, wydawało się być dobre. Dziś wyjątkowo zrezygnował z pracy. Nie chciał martwić Louisa w swoim stanie, a do zapewne zamiast pracować, męczyłby się nad sobą.

W ciąży z Arranem początek miał o wiele łatwiejszy. Miał nadzieje, że za to potem będzie miał dużo lżej i nie będzie musiał martwić się innymi rzeczami. Zielonooki wypluł ślinę i spuścił wodę w toalecie. Doczłapał się do umywalki, gdzie umył zęby, aby trochę się odświeżyć. Wiedział, że to nie ostatni raz dziś, jednak miał cichą nadzieję że obejdzie się na nudnościach.

Czy w tym momencie pożałował drugiej ciąży? Nie. Nie mógłby.

Potem wrócił do dużego łóżka, gdzie wyjątkowo spał jego mały alfa. Położył się obok niego i przytulił szczenię. Przymknął powieki, odetchnął na to, że nie kręciło mu się w głowie. Mógł w końcu odpocząć, jego ciało czuło zmęczenie torsjami. Cisza w tym wypadkiem była dla niego ukojeniem. Obudził go dopiero śmiech syna. Arran z szeroko otworzonymi oczyma trzymał swoje dłonie na policzkach mamy, gaworząc coś w sobie jedynie znanym języku. Chłopiec coraz lepiej radził sobie ze wszystkim, był sprytny i szybko uczył się nowych rzeczy. Mały alfa był mieszanką swoich rodziców, ale im się to bardzo podobało.

- Nie dasz pospać mamusi, co smyku? Głodny jesteś? - usiadł powoli, marszcząc brwi, przez ściśnięte gardło - No tak, głodny - wilczek łatwo się dostał pod jego koszulkę i do sutka mamy - Nawet mnie nie spytasz o zdanie, co? Wy alfy bierzecie tylko co swoje.

Arran tylko zamruczał i jadł spokojnie to co dawała mu mamusia. Mimo, że znał już smak innego jedzenia to mleko mamy zawsze było na pierwszym miejscu. I jako mały, sprytny wilczek wiedział jak się dostać do tego co jego.

🐾🐾🐾🐾

Brunet jakoś zjadł bardzo lekkie śniadanie, które nie zwrócił. Mdliło go przeokropnie, ale dawał rade. Zmarszczył czoło na dźwięk domofonu, nie spodziewał się nikogo, a jeśli to byłby Louis to sam otworzyłby sobie bramę. Wziął głęboki oddech i przeszedł na przedpokój, gdzie było urządzenie, które wydawało dźwięk. W podglądzie zawuażył samochód swojej teściowej. Nacisnął guzik, starając się głęboko oddychać. A na twarz starał się przybrać szeroki uśmiech. Kobieta zostawiła samochód na podjeździe i weszła do mieszkania, witając się z omegą.

- Dzwoniłam do Louisa i wspomniał, że zostałeś w domu. Dzieciaki w szkole, Dan w pracy, więc postanowiłam odwiedzić ciebie i Arrana - wyjaśniła.

- Część mamo. To miłe - objął delikatnie kobietę. Niemal od razu zemdlił go zapach perfum kobiety, więc dość szybko się odsunął - Proszę wejdź, Arran się bawi w kojcu w salonie.

- Gdzie jest mój kochany wnuczek? Arran skarbie, babcia przyjechała - starsza omega weszła do salonu i od razu podeszła do dziecka, które uśmiechnęło się na jej widok.

Pulchne rączki uniosły się w górę. Babcia chętnie podniosła szczeniaka i wycałowała go kilka razy w policzki.

- Teraz mamusia została zapomniana - skomentował zielonooki.

- Ciebie ma na codzień, a babcia to raz na jakiś czas, prawda kochanie? - usadziła go sobie wygodnie - Wiadomo, że mamusia jest najważniejsza na świecie.

- Masz rację mamo - trzymał odpowiednio odległość, żeby nie czuć drażniących perfum brunetki.

- Zrobiłbyś mi kawę Harry? Nie wypiłam w domu, pomyślałam że napijemy się razem - poprosiła Jay, siadając z wnukiem na kanapie.

You can't fool destiny || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz