Szczęśliwego nowego roku!
- Nie lubię twoich testów - powiedział naburmuszony Harry po tym jak wysiadł z samochodu alfy - Arran powinien być przy mnie. Nawet na głupich zakupach.
- Przecież to tylko zakupy Harry - przewrócił oczami - Nic wielkiego i pójdzie to szybko.
- Więc dlaczego naszego syna nie mogło być z nami? - przeszedł na stronę alfy.
Było późne lato, Harry wrócił do swojej sylwetki i ponownie nosił zwiewne ubrania. Niestety, nie mógł rozpinać do połowy koszul, wciąż karmiąc Arrana piersią. Do tego Jason teraz był na tydzień u swoich dziadków w Londynie (zaczął tak nazywać państwa Styles, nie znając za dobrze dziadków ze strony swojej mamy).
- Bo jesteśmy we dwoje Harry, Arran jest z Fizzy. Nic mu się nie stanie. Nie musisz się martwić - skierował się po sklepowy wózek, aby nie musieli nosić zakupów.
Brunet wydął dolną wargę na stanowczość głosu alfy. Nie wiedział, skąd się to ostatnio brało u jego męża. Może i trochę zrezygnowali z życia intymnego na rzecz Arrana i Jasona, ale to nie mogłobyć to, prawda?
Louis żwawym krokiem przeszedł do sklepu, pilnując omegi przy sobie. Był naprawdę zaborczy względem męża, ale kto by nie był, mając tak wyglądającego przeznaczonego. Brunet starał się to ignorować, wchodząc do środka chłodzonego przez klimatyzację sklepu. Wrzucał do wózka to co potrzebne, czego jego zdaniem brakowało w ich kuchni. Louis warczał co jakiś czas, a kiedy brunet się odwracał, alfa skupiał pełną uwagę na zielonookim. Atmosfera była zdecydowanie dziwna i obaj to czuli. Harry nie rozumiał tego. Szatyn miał czasem swoje odpały i najwidoczniej znowu coś się działo w jego myślach.
Przeszedł szybciej do kolejnej alejki, widząc jak sklepowa jedzie z paletą pełną dostawy na półki. Szatyn w pewnym momencie chwycił go za biodra, kiedy omega sięgała po coś z pułki. Nie mógł się powstrzymać, widząc wzrok innych alf na brunecie. Coraz więcej emocji się w nim zbierało.
- Co się z tobą dzieje, kochanie? - trzymając mąkę w dłoniach, przylegał plecami do klatki piersiowej alfy - Dziwnie się zachowujesz - odwrócił głowę na tyle, ile mógł w stronę starszego.
- Za dużo alf się na ciebie czai. Każdy... Nie mogę pozwolić żeby ktoś mi cię zabrał - wyszeptał do ucha młodszego.
- Przecież nie masz czym się martwić - odłożył opakowanie do obok stojącego wózka i siłą obrócił się do Louisa - Daj mi buzi i kończymy zakupy. Uwierz mi, że nikt mnie nie chce, jestem zajęty.
- Nie nosisz obrączki - pożalił się - Wszyscy się na ciebie spoglądają. Nie podoba mi się to.
- Och. Masz rację - spojrzał na swoje wolne palce - Jednak noszę twój znak - dość specjalnie nie nosił ozdób, aby pokazać wrednym plotkarom, że nie potrzebuje tego aby być prawdziwym partnerem, mężem Louisa.
- Wiesz, że niektóre alfy mają to kompletnie gdzieś. Oni się gapia i dosłownie czuję jak ich wilki, próbują się do ciebie dostać - westchnął ciężko.
Harry nie do końca pojmował całą sytuację, ponieważ nie uważał siebie za kogoś aż tak wartego uwagi. Plus miał swoje życie. Rodzinę, na nich się skupiał przez większość czasu.
- Wiesz co, to chodźmy do kasy. Resztę zakupów zrobimy internetowo, hm? - potulnie zaproponował, wciskając się mocniej w pierś alfy, kiedy mężczyzna przepychał się z wózkiem obok nich.
- Masz rację, nie sądzę żebym wytrzymał tu dłużej niż kolejne pięć minut. Mój alfa wariuje całkowicie. Podejrzewam, że może zbliżać mi się ruja - mruknął po dłuższym myśleniu - Chodźmy stąd, pojedziemy po Arrana i wrócimy do domu. Potrzebuje mieć moją rodzinkę jak najbliżej.
CZYTASZ
You can't fool destiny || Larry
FanfictionA/B/O Harry i Xander to narzeczeni, którzy przeprowadzają się do Doncaster. Harry zostawia całe swoje poprzednie życie, by zacząć od nowa wszystko przy boku narzeczonego. Tam zatrudnia się na płatny staż jako asystent dyrektora klubu sportowego, któ...