!!!POD ROZDZIAŁEM WAŻNA NOTKA!!!
Pov. Bucky
Z lekkim niedowierzaniem patrzyłem, jak mój przyjaciel kiwa niepewnie głową, po czym przeskakując przez balustradę pozwolił, aby jego ciało owinął mrok oraz chłód związany z trwającą na zewnątrz burzą. Poszedł nie wiadomo gdzie po tym jakże dziwnym telefonie, zostawiając nas z masą pytań i przypuszczeń. No przynajmniej Tonego, Stevea, Natashę i Clinta, bo ja osobiście bardziej skupiłem się na zachowaniu nastolatka, aniżeli na nowych informacjach o nim. Zarejestrowałem każde jego drgnięcie, załamanie w tonie, zmianę jego barwy oraz nawet te prawie, że niewidoczne wzdrygnięcia. Nic mi nie umknęło. A poza tym byłem.. dziwnie zmęczony całą tą sytuacją wiążącą się z jego pogardliwym spojrzeniem, ignorowaniem i brakiem jakiegokolwiek szacunku. Doskonale pamiętam czasy, gdy pocieszaliśmy siebie nawzajem, wyjawiając sobie najskrytsze oraz najmroczniejsze sekrety związane z pobytem tutaj. Pamiętam, jak dzieciak patrzył na mnie z tą niewinnością i ciekawością w oczach, gdy tylko opowiadałem mu o tym, jak jest poza murami bazy Hydry. Pamiętam jego zachwyt i prośby o dokładniejsze opisy kwiatów, drzew, zwierząt..
Z moich oczu wydobyły się dwie łzy, które były tylko oznaką tego, jak bardzo brakuje mi szatyna. Tego prawdziwego i jedynego przyjaciela, jeszcze sprzed naszej "kłótni". Z drugiej strony jednak nie mam mu tego wszystkiego za złe.. w końcu on nie wie, co tak naprawdę się stało, a pranie mózgu potrafi zdziałać naprawdę wiele. Zwłaszcza, gdy ma się je w takiej ilości.
-Zastanawiam się, jak on jest w stanie normalnie funkcjonować. -zaczęła cichą rozmowę Natasha, która nadal wpatrywała się w balkon.
Westchnąłem odruchowo i pomimo nieprzyjemnych myśli, usiadłem na wygodnej kanapie. Powoli, zmęczonym ruchem odchyliłem głowę do tyłu i wiedząc, że jako jedyny mam jakieś pojęcie o tym, co mogło się tam stać, odezwałem się.
-Jest nastawiony na przetrwanie. -stwierdziłem, analizując te strzępki, które zapamiętałem jakimś cudem z tych dokumentów. -Wychował się tam.
-Łał. -wywrócił oczami Stark. -Jakbyśmy się tego sami nie domyślili.
Wzruszyłem ramionami i nadal nie zmieniając swojej pozycji, pozwoliłem ponownie pochłonąć się własnym myślą. No bo jak gdyby nie patrzeć, jestem trochę winny temu wszystkiemu. Mimo prób nie udało mi się wrócić, nie zadbałem, aby wywalili go razem ze mną i.. tym samym nie udało mi się dotrzymać obietnicy.
Ba, nie potrafiłem dotrzymać obietnicy i teraz są tego konsekwencje.
367.. Lucas, Peter, czy jak on się tam w końcu nazywa jest po prostu poważnie chory. Chory psychicznie. Z mojej winy. Pamiętam doskonale, jak zawsze opowiadał mi o tych swoich testach, zadaniach, sparingach w sali sto dwa i wiem, że nie zamordował tyle osób. Czyli.. to może oznaczać tylko jedno - pogorszyło mu się, gdy stracił moje wsparcie. Był sam, bez możliwości porozmawiania z kimkolwiek normalnym, bez opieki.. więc można śmiało stwierdzić, że wręcz oszalał, co ma też swoje odbicie w teraźniejszości.
Oj tak, to definitywnie moja wina.
-.. zrobić! -z moich rozmyśleń wyrwał mnie głośny krzyk Tonego, toteż uniosłem się delikatnie do góry i zacząłem uważnie analizować całą obecną sytuację.
Stark krążył w kółko, gadając coś sam do siebie, Clint wraz z Natashą również żywo o czymś dyskutowali, tylko Steve milczał, zupełnie jakby był tutaj obecny tylko ciałem.
I nagle pewna rzecz uderzyła we mnie tak mocno, jak jedna z bomb Starka w bezbronne miasto.
-Wy naprawdę chcecie pomóc mu się zemścić? -zapytałem z deczka podwyższonym tonem, mając cichą nadzieję, że dobrze zrozumiałem poprzednią rozmowę.

CZYTASZ
Nie znasz mnie
Fanfiction"Usiadłem na wygodnym, wręcz luksusowym łóżku po raz pierwszy i powoli, jakby jeszcze nie dowierzając w to, co się wokół mnie dzieje, przejechałem dłonią po niewiarygodnie miękkim materiale, który okalał najpewniej cieplutką kołdrę. Pod nią to jakiś...