Skuliłem się i momentalnie zatkałem szczelnie uszy dłońmi. Czułem, jakby coś brutalnie waliło mnie po głowie rozgrzanym do czerwoności prętem, powodując niemalże całkowite otępienie. Dodatkowo ból promieniował od głowy w dół, zahaczając o kończyny górne, brzuch, a kończąc prawie że na czubeczkach placów u nóg. Byłem niemalże unieruchomiony, całkowicie odsłonięty.. tylko dlaczego tak się stało? Przecież każdy system zewnętrzny był odłączony, kamery nie działały.. teoretycznie nic nie powinno się aktywować! Delikatnie przekręciłem głowę, mając tym samym nadzieję, że polepszę swoją sytuację, ale ku mojemu zdziwieniu, z półprzymkniętych powiek dostrzegłem mały, czarny kabelek, który to wychodził spod pierzyny. Jednym, sprawnym ruchem stopy odrzuciłem ją gdzieś na bok i w tej samej chwili dotarło do mnie, że do niego jest podłączony zwykły, granatowy pulsometr, który musiał być połączony z jeszcze czymś innym, oprócz zimnego już palca trupa. Skoro on miał za zadanie mierzyć puls, a ja gościa zabiłem.. ciągła kreska, brak odpowiednich danych.. nowe zabezpieczenie Starka. Cholera jasna!
Dokładnie w momencie, w którym to do mnie dotarło, co się właściwie stało, to alarm ucichł. W moich uszach nieprzyjemnie dzwoniło, a pozostałe dźwięki zdawały się nie docierać, zupełnie jakby moja błona bębenkowa odmówiła mi posłuszeństwa. Jednak musiałem zacząć działać, bo z każdą sekundą szanse na moje odkrycie rosły.
Z jeszcze wpółprzytomnym umysłem złapałem za broń i odruchowo założyłem tłumik na oba pistolety. Ruch ten był precyzyjny, niemalże wykuty na pamięć, podobnie z resztą jak przeładowywanie magazynków. Teraz jednak miałem full, a więc nie pozostało nic innego, jak rozpocząć zabawę.
Pajęczy zmysł zaczął wibrować, a ja jak to zwykle postąpiłem instynktownie. Bez wahania upadłem na ziemię i zanim jeszcze drzwi zdołały się otworzyć chociażby na parę milimetrów, to wturlałem się pod łóżko. Dziękując losowi za to, że miliarder kupił tutaj takie wysokie łóżka oraz za to, że było tu w miarę czysto, ukryłem się. Wiedziałem, że nie muszę długo czekać, bo już po paru sekundach drzwi zostały wyrwane z zawiasów, a do pomieszczenia wbiegło dziesięciu uzbrojonych aż po same zęby strażników, zapalając przy tym oślepiające mnie nawet pod łóżkiem światło. Zaśmiałem się jednak w duchu, bo na pewno musieli mieć śmieszne miny, widząc, że ich podopieczny ma odciętą głowę, a dookoła nikogo nie ma. Postanowiłem ich nie trzymać za długo w niepewności i gdy tylko przyzwyczaiłem się do jasności, to z wręcz psychopatycznym uśmieszkiem wyturlałem się z mojej kryjówki. To wszystko trwało mniej niż sekundę, jednakże ja widziałem to jak w zwolnionym tempie.
Wyszedłem spod łóżka, by błyskawicznie, ale i płynnie przy tym obrócić się przodem do nich. Moje lewe kolano razem z łydką spoczywało na podłodze, a prawe było prostopadle do niej ułożone. Dłonie natomiast miałem wyciągnięte przed siebie, celując znajdującymi się w nich pistoletami w nie zdających sobie sprawy z powagi sytuacji strażników. Bez wahania wykonałem pierwszy, cichy strzał, a ciało jednego z nich upadło na ziemie. Będąc jak w amoku, zacząłem celnie strzelać do każdego z nich, aż w końcu wystrzelałem połowę magazynku. Z delikatnie przyspieszonym oddechem schowałem broń do kabura, po czym powoli wstałem. Z czystym sumieniem rzuciłem okiem na przedziurawione czoła moich przypadkowych ofiar, by następnie zgasić światło i jak najszybciej wybiec stamtąd.
Na moje nieszczęście korytarz również był pochłonięty w oślepiającym świetle, dlatego też błyskawicznie zrobiłem przewrót w przód, w tym samym czasie wyciągając jedną spluwę z kabury znajdującej się na łydce i od razu zacząłem strzelać w stronę żarówek.
Jedna. Druga. Piąta. Dziesiąta.
Ostatnią zniszczyłem z ponad stu metrów, a pozwoliłem sobie na to ze względu na to, że czułem, że w salonie nie ma Avengersów. Szybko cały korytarz pokrył mrok, a ja stopiłem się z nim w jedno, kierując się w stronę najbliższej szyby, która to była z tego co pamiętam w salonie. Nie oglądając się za siebie, ruszyłem w tamtą stronę wręcz bezszelestnym krokiem, który to opanowałem niemalże do perfekcji już w piątym roku życia.

CZYTASZ
Nie znasz mnie
Fiksyen Peminat"Usiadłem na wygodnym, wręcz luksusowym łóżku po raz pierwszy i powoli, jakby jeszcze nie dowierzając w to, co się wokół mnie dzieje, przejechałem dłonią po niewiarygodnie miękkim materiale, który okalał najpewniej cieplutką kołdrę. Pod nią to jakiś...