W tej chwili w dupie miałem ruch na drodze i przerażeniem spojrzałem w stronę Starka, którego mina wyrażała dokładnie to samo, co moja. Oboje wiedzieliśmy, że w torbie schowałem bombę, która w połowie była już ukończona. Szybko zdjąłem nogę z gazu i tocząc się starałem się zlokalizować źródło tego uporczywego, jakże niepokojącego tykania, ale.. chwilowy paraliż uniemożliwiał mi to. Dźwięk jakby mnie otaczał i przytłaczał, uniemożliwiając mi trzeźwe myślenie. Ale wiedziałem jedno, a mianowicie to, że zaraz coś w tym samochodzie wybuchnie.
-Co ja narobiłem.. -szepnąłem, ślepo wpatrując się w asfalt.
Tu już nie chodzi o to, że my zginiemy, że bezpowrotnie stracę wszelkie wspaniałe chwile, które są przede mną. Tu chodzi o życie istot dookoła nas. Ludzie, ptaki i ogólnie cała przyroda.. cholera, muszę jak najszybciej pojechać na jakieś odludzie, bo jeśli to tutaj wybuchnie, to pół miasta zniknie tak o z powierzchni ziemi! Przecież ja tam wpakowałem.. wpakowałem? Czy ładunek wybuchowy aby na pewno jest zamontowany w środku? A czy ja czasem ostatnio nie spawałem kabli, które miały uruchomić licznik? Bo.. nie kojarzę, abym wkładał tam jakikolwiek ładunek..
Nagle wszystko ucichło. Dosłownie. W samochodzie zapanowała wręcz martwa cisza, którą przerywało jedynie trąbienie samochodów.
-Peter? -spojrzał na mnie Stark nic nie rozumiejącym wzrokiem. -My żyjemy?
Przepełniony do granic możliwości sprzecznymi emocjami.. po prostu prychnąłem w odpowiedzi uświadamiając sobie, że to już drugie w tym dniu jego zjebane pytanie. Już miałem mu coś powiedzieć, gdy po sekundzie poczułem wibracje w okolicy tyłka. Telefon? Kurwa, telefon! Ja pierdoleee..
-Żyjemy. -odparłem ze śmiechem. -I wiesz co? -spojrzałem na niego wesoło, po czym ruszyłem. -Nie pozwalaj, aby znów mi odwaliło.
Skierowałem z powrotem swoją uwagę na ulicę i wrzucając lewy kierunek, zacząłem skręcać. Ahh.. chciałbym znów poczuć moc tej bestii. Niestety, jak na razie pozostaje mi tylko wsłuchiwanie się w dźwięk silnika i nieme modły do Starka o zabranie mnie na jakiś tor, żebym się wyszalał.
-Co? Nie rozumiem. -stwierdził z mniejszym przerażeniem, ponownie obracając się w moją stronę. -Nie bądź taki i weź mi wyjaśnij.
-W wieży. -odparłem, po czym włączyłem radio i ignorując jego kolejne pytania, skupiłem się na drodze.
W rekordowym czasie i na szczęście bez już większych komplikacji czy wybuchów dojechaliśmy do Stark Tower. Bez problemu zaparkowałem na tym samym miejscu, z którego zabrałem moją pierwszą miłość, po czym wyciągnąwszy torbę i zarzuciwszy ją sobie na lewe ramię, udałem się w stronę windy. Miliarder był wyraźnie zniechęcony brakiem rozmowy z mojej strony, więc z niezadowoloną miną i markotnym spojrzeniem ruszył za mną. Tylko, że.. no co ja mu powiem? No co? Że to tylko głupie powiadomienie, które w nieodpowiedniej chwili przyszło na telefon? Że jestem pojebanym masochistą?! Jeszcze się zdenerwuje, czy coś..
W milczeniu wjechaliśmy na odpowiednie piętro, po czym uzgadniając, że za godzinę widzimy się pod warsztatem udaliśmy się w stronę swoich pokoi. Co prawda był to jeden kierunek, ale brunet miał pokój na początku korytarza, a ja niemalże na samym jego końcu. Chociaż nie byłem pewien, jeśli chodzi o moją wiarę, to i tak w duchu modliłem się o to, abym nikogo nie spotkał. A zwłaszcza Buckiego. Nie jestem jeszcze gotów, by spojrzeć w te jego zakłamane oczy i.. nie wiem czy w ogóle jestem w stanie wybaczyć mu ten krzyk. Tą złość i zbyt agresywne zachowanie. Na samą myśl o tym wkurzyłem się i z niebywałym rozmachem otworzyłem drzwi, po czym zamykając je z głośnym hukiem, rzuciłem się na łóżko razem ze wszystkimi moimi rzeczami. W tej samej sekundzie, kiedy to moje ciało dotknęło tego anielskiego materacu, to uleciały ze mnie wszelkie negatywne emocje. Mimowolnie przymknąłem powieki i zapominając o dzisiejszych, jakże stresujących wydarzeniach, po prostu się zdrzemnąłem.

CZYTASZ
Nie znasz mnie
Fanfiction"Usiadłem na wygodnym, wręcz luksusowym łóżku po raz pierwszy i powoli, jakby jeszcze nie dowierzając w to, co się wokół mnie dzieje, przejechałem dłonią po niewiarygodnie miękkim materiale, który okalał najpewniej cieplutką kołdrę. Pod nią to jakiś...