Rozdział 34

610 46 56
                                        

! ważna informacja pod rozdziałem !

Z pustką w oczach wziąłem zamach i na jej oczach opuściłem ostrze, wbijając je w delikatną skórę. To wspaniałe uczucie rozcinanych mięśni sprawiło, że wszystkie emocje odeszły na dalszy plan. Byłem ja i dziwna pustka, której pragnąłem już od paru dni, ale ktoś nie pozwalał mi zabijać. Nie pozwalał mi się krzywdzić, bym mógł odetchnąć od nadmiaru emocji, które przez te kilka dni skumulowały się we mnie. No to teraz mają. Krzyk rudowłosej przeciął mrożącą krew w żyłach atmosferę, a dotąd sparaliżowane ciała nagle zaczęły się szybko poruszać. Raz w jedną, raz w drugą, ale nikt nie zdołał mnie powstrzymać przed tym, by kałuża szkarłatnej cieczy pojawiła się tuż między jej tułowiem, a moją nogą.

-Natasha?! -ktoś krzyczał, jednak nie byłem w stanie zidentyfikować kto.

Czułem upragniony spokój ducha i napawałem się nim tak długo, jak tylko mogłem. W końcu wszelkie zmartwienia, strach i poczucie winy odeszły na dalszy plan. Jedyne co czułem, to ból. Ogromny, przyćmiewający wszystkie inne myśli ból, który paraliżował nawet mój i tak nikły oddech. Nie minęła sekunda, a mocno poobijany Clint oraz Steve szybko przebiegli obok mnie, trącając mnie chamsko swoim ramieniem, przez co prawie straciłem równowagę. Ale nie poprzestali na tym. Widziałem jak przez mgłę, że odciągają ją ode mnie. Widziałem, jak uważnie oglądają jej tułów i nogę, która tylko w jednym miejscu była splamiona krwią.

Moją krwią.

-Co się.. gdzie jest rana?

Nagle wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę. Posłałem im tylko błogi uśmiech, po czym automatycznie osunąłem się na ziemie. Nie byłem w stanie kontrolować swojego ciała, bo w jednej chwili każdy spięty do granic możliwości mięsień poluźnił się. A wszystko to za sprawą tego, że nóż, który docelowo miał zranić Natashę w ostatniej chwili zmienił trajektorię i wylądował w moim udzie. Głęboko. To był jeden z nielicznych razów, kiedy zamiast skrzywdzić kogoś, w ostatniej chwili trwającej chęci mordu i pragnienia krwi opamiętałem się.

W końcu znam ją i tak naprawdę nie chcę jej krzywdzić. To nie jej wina, że się akurat teraz, w tym momencie napatoczyła.

-Peter? -usłyszałem swoje imię jakby z oddali.

-Hmm? -wymruczałem widząc, jak świat zaczyna wirować.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że moja jakże pieruńsko szybka regeneracja w ciągu następnych pięciu minut załatwi sprawę, to powoli zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się. Właśnie tego pragnąłem. Spokoju, który mógłby trwać wieki. Nawet w połączeniu z tym palącym w cholerę bólem.

-Dzieciaku, coś ty najlepszego zrobił?!

-Ale.. jak?

-Co to było?

-Trzeba go zabrać stąd!

-Boże, słabo mi.. za dużo krwi..

Huk. Nosz kurwa pierdolona, nawet na chwilę nie można się zrelaksować!

-Ogarnijcie się. -warknąłem czując, że mój spokój niczym kruchy mur zaczyna się rozpadać.

Podniosłem się do góry i błyskawicznie otworzyłem oczy, co nie było najlepszym pomysłem, bo początkowo oślepiło mnie światło pochodzące z ogromnych okien i lamp wiszących na suficie. Zmrużyłem powieki i podparłem się na łokciach. Czułem, jak mój kostium nasiąka krwią, a jej aromat czule drażni moje nozdrza. Westchnąłem i odchyliłem głowę do tyłu. Brakowało mi tego. Oj brakowało.

-Panikę siejecie jakby tu stado szerszeni latało. -odparłem.

Człowiek tu stara się zadbać o swój stan zdrowia, próbuje być miłym i nie krzywdzić nikogo, i co? I gówno dostaje w zamian. Nawet nie mogę się nacieszyć błogą nicością, która tak wspaniale zaczynała mnie pochłaniać. A teraz ta boska utrata świadomości jest już hen daleko i macha mi bezczelnie, wytykając język. Dlaczego, dlaczego do cholery moje zszargane nerwy i niszczona przez praktycznie całe życie psychika nawet na chwilę nie mogły odpocząć?! Czy to naprawdę aż tak dużo? Chwila spokoju i bólu jeszcze nikogo nie zabiła.

Nie znasz mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz