Na granatowym niebie dzisiejszego wieczoru nie było żadnej, nawet najsłabiej tlącej się gwiazdy. Co więcej księżyc, który jeszcze parę dni temu świecił jaśniej niż kiedykolwiek, w tej chwili schowany był za chmurami. Całe niebo powlekała cienka warstwa czarnych chmur, które zdawały się w ten sposób odcinać swoją niewinność od całego zła, które schowane było tu, na dole. Od zła, które się wydarzyło.. i które się jeszcze wydarzy. Miasto natomiast jak zawsze tętniło niezatrzymującym się w jednym miejscu życiem. Mimo później godziny, to jakaś babcia spokojnie dreptała sobie z pieskiem na smyczy po zielonych alejkach, parę metrów dalej mężczyzna w garniturze z pośpiechem spojrzał na zegarek i niemal wypuszczając bukiet róż z rąk, ruszył biegiem w stronę odjeżdżającego już autobusu. Latarnie wydawały się świecić mocniej niż dotychczas, a wszechobecne bilbordy, neonowe reklamy oraz wyświetlacze dawały tak mocne, sztuczne światło, że rozszarpywały cudowny oraz kojący moje zmysły mrok na pojedyncze, oddalone od siebie atomy.
Przerzuciłem nogi z powrotem na krawędź dachu i położyłem się spokojnie na plecach. Pod głowę podłożyłem lewą dłoń, a w prawą chwyciłem zrobionego tego popołudnia papierosa. Nie byłem jakoś specjalnie z niego dumny, bo zawierał wszystkie resztki, jakie mi zostały, tym samym mógł mi dać niezłego kopa. Powoli, jakby nie będąc do końca pewnym swojego postępowania, zbliżałem zapalonego od kilku minut papierosa i już miałem zaciągnąć się cudownie uspokajającym dymem.
-A chuj.. -szepnąłem i wyrzuciłem to cholerstwo za krawędź.
Denerwowałem się. Z resztą prawie jak zawsze przed każdą, większą misja. Niby wiem, że jestem przygotowany o wiele lepiej niż poprzednio, niby wiem także, że mój umysł oraz ciało potrafią idealnie współpracować podczas zleceń, podczas wyrzutu adrenaliny.. ale mam po prostu złe przeczucie.
Delikatnie uniosłem się na łokciach i spojrzałem centralnie na znajdujący się przede mną budynek, który to wyróżniał się swoim futurystycznym wyglądem oraz samą wielkością. Oczami wyobrazi widziałem już przewody wentylacyjne, czujniki ruchu oraz nieliczne kamery, które to znajdowały się na samym dole. Które jednym ruchem mogłem dezaktywować. Następnie powoli uniosłem się jeszcze kilka pięter wyżej, wczuwając się w klimat kolejnego włamania i tym razem morderstwa. Wziąłem głęboki wdech i chwyciwszy w ostatniej chwili swoją maskę, sturlałem się z szczytu trzydziesto piętrowego budynku. Moje ciało niemal od razu obróciło się w locie tak, że pikowałem niebezpiecznie głową w dół. Szybkim ruchem naciągnąłem prawą ręką na twarz maskę, po czym odliczając w głowie metry do końca tego lotu, czekałem na odpowiednią chwilę. W moich żyłach nieśpiesznie pojawiała się adrenalina, od której zaczynałem być powoli uzależnionym. No bo ty chyba nie jest normalne, że specjalnie zwlekam z wystrzeleniem sieci, aby tylko poczuć jej efekty na swoim ciele?
W końcu, gdy znalazłem się niemalże dwa metry od jednej z bocznych, jeszcze okrytych mrokiem ulic, wystrzeliłem swoją autorską pajęczynę i ratując się przed rychłą śmiercią, ponownie wzniosłem się do góry.
-Było blisko. -szepnąłem, gdy tylko poczułem, jak jeden z większych kamieni ociera się o mój pośladek.
Nie wystraszyłem się bardziej, o nie. Moje podniecenie całą tą sytuacją wzrosło do takiego poziomu, że miałem ochotę wtargnąć do jakiegoś pierwszego lepszego banku i upozorować włamanie, byleby tylko z kimś się pobić. Byle by kogoś zabić, przelać krew, ukatrupić. Chciałem tego, jak mało czego w tej chwili, jednak na przyjemności będzie jeszcze czas. Teraz trzeba wykonać misję i zarobić kasę na kolejne, niepotrzebne do niczego pierdołki.
Tak więc unikając większych zgromadzeń ludzi oraz tych najbardziej oświetlonych miejsc, podróżowałem do znanego tutaj wszystkim Stark Tower. Nocne powietrze pomimo ciepłej pory roku było wyjątkowo rześkie i cuciło moje, jak zwykle nie za dobrze wyspane ciało.

CZYTASZ
Nie znasz mnie
Fanfiction"Usiadłem na wygodnym, wręcz luksusowym łóżku po raz pierwszy i powoli, jakby jeszcze nie dowierzając w to, co się wokół mnie dzieje, przejechałem dłonią po niewiarygodnie miękkim materiale, który okalał najpewniej cieplutką kołdrę. Pod nią to jakiś...