Pov. Bucky
Ile tylko miałem sił w nogach, to tak szybko biegłem w stronę skrzydła szpitalnego. Bez chwili wytchnienia, bez przerwy. Jednocześnie w duchu dziękowałem, że mieszkam tu już ponad te półtora roku i bardzo dobrze znam drogę do tego miejsca. Tego jednego, konkretnego miejsca, bo w przeciwnym razie łzy, które ciurkiem leciały z moich oczu uniemożliwiłyby mi dostanie się do Starka i.. Petera..
Samo jego imię wywołało we mnie reakcję, której nigdy, ale to nigdy bym się po sobie nie spodziewał. Zaszlochałem trochę głośniej, a w moim umyśle krążyły te kilka przeczytanych zdań.
"Eksperyment 367 oraz Zimowy Żołnierz po umieszczeniu w jednej celi zaprzyjaźnili się - wszystko idzie zgodnie z planem"
"Ciekawą obserwacjom jest to, że Zimowy Żołnierz wykazuje chęć ochrony nad swoim młodszym towarzyszem - do wykorzystania w przyszłości"
"Ich zapoczątkowana na potrzebę eksperymentu przyjaźń weszła na wyższy poziom. Są niemalże jak rodzeni bracia."
"Program RadioSpider został ukończony i dzisiejszego wieczoru w ostatecznej walce aktywowany. Dziś zapoczątkujemy nową erę prawdziwych zabójców."
Nie wytrzymałem i tuż przed ostatnim zakrętem zatrzymałem się. Błyskawicznie oparłem spocone plecy o ścianę, najpewniej zostawiając na niej mokry ślad, po czym zsunąłem się na sam dół. Moje pośladki z impetem uderzyły o podłogę..
-Dlaczego..? -wyszeptałem przerażony.
Dlaczego choć raz coś nie mogło być prawdziwe? Dlaczego choć raz nie mogłem zauważyć tego ich jebanego podstępu? Dlaczego ten pierwszy raz tak bardzo boli?
Od początku wiedziałem, że żyję tylko po to, by niszczyć czy też zabijać ludzi. Że nie dla mnie jest wolność czy rodzina.. a jednak. Ślepo wierzyłem, że dobrze to ukrywaliśmy, że oni nie byli nawet tego świadomi.. a tymczasem wyszło zupełnie na opak. Oni ingerowali w każdy nasz krok. A my jak te jebane marionetki, tańczyliśmy tak, jak nam zagrają.
Jednak najbardziej zabolało mnie to, że oni umyślnie wykorzystali mnie, by zniszczyć doszczętnie tego dzieciaka. Oni planowali mnie zabić, oni wręcz chcieli, aby on mnie zabił. Chcieli wejść mu jeszcze bardziej na psychikę, bo zauważyli, że pomagam mu odkrywać dobro.. które niekoniecznie pokrywa się z wartościami wyznawanymi przez Hydrę. I pozwoliłem im na to. Pozwoliłem nabrać się na ten postęp i.. nie odzyskałem Petera przed.. straceniem przytomności. Byłem zbyt słaby. Zbyt słaby, by ocalić go przed umysłowym rozpierdolem.. zbyt słaby, by zapobiec katastrofie.
-Kurwa.. -sapnąłem i oplotłem jeszcze szczelniej ramionami kolana
Jestem chujowy. Jestem po prostu beznadziejnie chujowy. Chyba nie ma takiej rzeczy, takiego czynu, którego tak mocno bym żałował. Ja.. w sumie nie wiem. Żałuję, że się z nim zaprzyjaźniłem? Czy może, że nie przejrzałem zamiarów Hydry?
Moja głowa niemiłosiernie mocno pulsowała od nadmiaru emocji, a oczy niemiłosiernie piekły.
Chciałbym umrzeć. Teraz, w tym momencie stracić przytomność i już nigdy się nie obudzić. Te pierdolone wyrzuty sumienia.. one nie znikną.. będą ze mną już zawsze. Za każdym razem, kiedy spojrzę na jego twarz, w jego oczy.. to będę cierpiał. Bo to wszystko, co przeszedł jest moją winą.Nagle usłyszałem kroki i zza roku niespodziewanie wyłoniła się sylwetka Starka. Lekko obróciłem się w drugą stronę i dyskretnie otarłem zapłakaną twarz. Nie chcę, by widział mnie w tym stanie. Zdecydowanie bardziej wolę, aby miał mnie za bezwzględnego mordercę, który z zimna krwią zabił jego najbliższych.. aniżeli zrozpaczonego dorosłego, który ma po prostu zjebaną przeszłość.

CZYTASZ
Nie znasz mnie
Fanfiction"Usiadłem na wygodnym, wręcz luksusowym łóżku po raz pierwszy i powoli, jakby jeszcze nie dowierzając w to, co się wokół mnie dzieje, przejechałem dłonią po niewiarygodnie miękkim materiale, który okalał najpewniej cieplutką kołdrę. Pod nią to jakiś...