Niespokojnie przewracałem się z jednego boku na drugi, próbując tym samym znaleźć odpowiadającą mi pozycję. Najpierw nakryłem się cały kołdrą, potem skuliłem, odkryłem, położyłem na plecach, na brzuchu.. ale nadal było mi cholernie niewygodnie. Po prostu już nawet nie mogłem się zmusić do przespania spokojnie kolejnych trzech godzin bez budzenia się z krzykiem. A bardzo chciałem wypocząć choć raz w życiu. Teraz, po niecałych trzech godzinach czułem, jak mój organizm wręcz błagał o jakąkolwiek formę wysiłku, aktywność.. czy nawet bójki, w ten sposób chcąc się jakoś chronić przed wspomnieniami, które to codziennie powracały w sennych koszmarach. Ale ja dusiłem tą chęć w sobie wiedząc, że to zły nawyk. Muszę zacząć przezwyciężać te głupie przyzwyczajenia, wyrobić sobie nowe, własne. W końcu nie mam prawa powtarzać tego, co działo się w tej organizacji.
Zdenerwowany zerwałem z ciała mięciutką kołdrę, niemal natychmiast wstając. Robiąc wolne, ale głębokie wdechy, zacząłem uspokajająco chodzić w kółko po swoim pokoju, depcząc bosymi stopami sterty ubrań, którym przydałoby się już dawno pranie. Starałem się jakoś z góry na dół ogarnąć, ale lęk przed wspomnieniami był silniejszy. O wiele za silny na moją przez lata niszczoną psychikę. Ja.. po prostu bałem się zasnąć na dłużej, niż dwie pierdolone godziny. Bałem się, że zacznie padać, że coś mi się przyśni, że znów będę to wszystko przeżywał. Bałem się bólu, który jeszcze w sobie chowałem.
Jestem nad wyraz świadom tego, że nie pamiętam za wiele, jednak to, co zostało w mojej głowie było dostatecznie przerażające oraz zniechęcające. Nie muszę poznawać reszty. Nie chcę.
-Pańska kawa jest gotowa. -przerwała moje rozmyślenia Karen.
Napełniłem płuca świeżym, porannym powietrzem i nie zamykając otwartego przez całą noc okna, udałem się w stronę kuchni. Może chociaż kawa pomoże mi w normalnym funkcjonowaniu na tym pogmatwanym świecie. W sumie jakby nie patrzeć to tylko dzięki niej jakoś funkcjonuję w ciągu dnia.
Nie odwracając się za siebie, wolnym krokiem skierowałem się w stronę niedomkniętych drzwi. W tej chwili cieszyłem się, że w końcu mieszkam sam i nie muszę się przejmować tym, co mam na sobie założone. Chociaż w sumie zwykłe dresy nie są powodem do wstydu.. ale ta naga i poharatana klatka piersiowa, która się nad nimi znajduje, już tak.
-Przestań to rozpamiętywać. -skarciłem siebie na głos.
Otworzyłem drzwi i niemal od razu uderzył we mnie cudowny, lecz chyba zbyt intensywny zapach kawy. Nie przeczuwając żadnej pomyłki, przeszedłem przez różnego rodzaju śmieci, które z powodzeniem mogłyby stanowić jakiś poligon ćwiczeniowy czy coś podobnego. W końcu gdzie młodzi ludzie dostali by większe wyzwania, niż tutaj. Idę o zakład, że gdzieś tam oprócz tak oczywistych rzeczy, jak metalowe blachy, kable i gwoździe, znalazły by się żrące kałuże, niewyschnięty smar czy nawet potłuczone szkło. No takie wspaniałe, poranne wyzwania tylko u mnie!
-Nie no, żarty żartami, ale muszę tu w końcu posprzątać, bo jeszcze szczury się zalęgną, a smrodu rozkładających się zwłok akurat nienawidzę. -powiedziałem do siebie, niemal od razu wzdrygając się. -Kawa na rozgrzewkę, potem szybkie sprzątanie i w nagrodę planowanie kolejnej akcji.
W moim umyśle zakodowane nadal było to, że muszę na coś zasłużyć. Chcesz odpocząć -musisz na to zasłużyć. Napić się, iść do łazienki -wypełnić uprzednio wydane polecenie. Nawet musiałem spać na zawołanie, bo nie wiadomo kiedy byłby kolejna okazja. Doskonale jednak pamiętam, jak trzy lata, siedem miesięcy i dwadzieścia trzy dni temu musiałem dosłownie wybić cały gang i ukraść im jakiegoś pendrivea z ważnymi dla organizacji danymi, aby móc po raz pierwszy od tygodnia zjeść skromny, ale ciepły posiłek. Pamiętam z jaką dumą to robiłem oraz pamiętam, że nikt tego dnia mnie nie uderzył. A to była nie lada nagroda, która motywowała mnie do dalszych zbrodni.

CZYTASZ
Nie znasz mnie
Fanfiction"Usiadłem na wygodnym, wręcz luksusowym łóżku po raz pierwszy i powoli, jakby jeszcze nie dowierzając w to, co się wokół mnie dzieje, przejechałem dłonią po niewiarygodnie miękkim materiale, który okalał najpewniej cieplutką kołdrę. Pod nią to jakiś...