Rozdział 33

576 52 79
                                    

Wszystkie spojrzenia były utkwione we mnie, tym samym sprawiając, że stałem się główną atrakcją tego poranka. Nie przeszkadzało mi to w żaden sposób, a nawet.. motywowało do dalszego działania. Do zaspokojenia ich ciekawości.Do pokazania tej prostoty i perfekcji samej w sobie.

-Wejść, zabić jak największą liczbę osób, podłożyć bombę i wyjebać wszystko w powietrze. -oznajmiłem dziwnie niskim głosem.

Po moich słowach zapanowała cisza. Mroczna, głucha cisza, w czasie której każdy z nich analizował to jedno zdanie. Jedno, wypełnione niesamowita agresją i żądza zemsty zdanie.

To już nie były dziecinne potyczki, to była wojna. Wojna, którą rozpoczęli w chwili, w której to z ich winy po raz pierwszy przelałem krew. Wojna, która obudziła we mnie ukrytego mordercę, wygłodniałą i żądną krwi bestię, pozbawionego uczuć chłopaka. Ja.. potrzebuję ich bólu.. ich śmierci, by móc dalej żyć, bo.. o tym nie da się zapomnieć. Muszę to zrobić, muszę zatrzasnąć drzwi i spalić wszystkie mosty za sobą. Moja przeszłość nie powinna istnieć.

Najbardziej mnie jednak boli, że niewinni ludzie przez to cierpią, a moim zdaniem jeśli ktoś nie bierze w tym udziału, to nie ma prawa ginąć. Nie zasłużyli, by odbierać im dobro i szczęście, które posiadają. W końcu, jak się o tym przekonałem, nie każdy człowiek jest zły. A ja od zawsze wyznawałem taką zasadę - uzasadniona śmierć. Oni.. łamali ją notorycznie.

-Przepraszam.. że co? -zapytała zszokowana Natasha, mrugając kilkukrotnie. -Przecież to nie jest żaden plan! To.. to..

Nie rozumiała. Nie miała pojęcia, że tego nie można przewidzieć. Że żaden plan się tutaj nie sprawdzi.

-Istne samobójstwo! -wykrzyczał Clint, podnosząc się gwałtownie do góry.

-Nie ma mowy, że zgodzimy się na coś takiego. -stwierdził Kapitan, odsuwając się delikatnie do tyłu i zaplatając dłonie na piersiach.

Prychnąłem głośno i opadłem na krzesło. Wiedziałem, no po prostu wiedziałem, że nie można na nich liczyć. Oni.. nie rozumieją tego. Naprawdę nie wiedzą, że to jak loteria, że może wydarzyć się wszystko.. dosłownie wszystko.

Są jeszcze głupsi, niż zakładałem.

-A ty? -zapytałem cicho, spoglądając na Starka. -Też jesteś przeciwny?

Obiecał mi. Obiecał zemstę. Obiecał bezpieczeństwo.

Mężczyzna został postawiony pod murem, bez jakiejkolwiek drogi ucieczki. Z jednej strony wzburzeni Avengersi, którzy mają wprawę w tego typu akcjach. Ich doświadczenie zwiększa szanse na powodzenie misji, a wieloletnie treningi sprawiają, że są nie do zatrzymania w swoim działaniu. Ponadto są zorganizowani i mogą na siebie liczyć, a to jest równie cenne co wiedza, którą posiadam. Tak, po drugiej stronie ma mnie, ze znajomością całego budynku, godzin zmian i wszelkich osób, które mogą stanowić potencjalne zagrożenie. Do tego dochodzi fakt, że jestem ulepszony i potrafię przewidzieć niemalże każdą zmienną. Mogę usłyszeć więcej, widzieć więcej i być w miejscach trudno dostępnych, przez co stanowię doskonałą konkurencję dla tej bandy przebierańców. Jednak on się wahał. Patrzył to na nich, to na mnie i cicho wzdychał, jakby myśląc, że to mu w jakikolwiek sposób pomoże. Ale się mylił. Bo tak naprawdę idą na niepewny grunt. Żadna ich akcja nie odbywała się w wręcz piętrowych podziemiach. Żadna nie była zaplanowana przeciwko takiemu skupieniu inteligentnych przeciwników i żadna nie zakładała tylu zmiennych. Szkoda tylko, że ten fakt do nich nie docierał. Że samobójstwem będzie ich wpierdalanie się w moje działania.

-Ja.. -jąkał się, próbując wydobyć z siebie logiczne zdanie. -Ja.. nie wiem..

Przechyliłem głowę w prawą stronę i nadal bacznie go obserwowałem. Denerwował się i to mocno, o czym świadczyły krople zbierającego się na czole potu. Jego głowa niespokojnie drgała, przesuwając się o niewidoczne dla gołego oka milimetry, tym samym mówiąc, że się stresuje. Przechyliłem głowę w drugą stronę i przymknąłem oczy przestając na chwilę oddychać, dzięki czemu bez problemu wytężyłem słuch. Jego serce biło równomiernie, w tym swoim uspokajającym mnie rytmie, a oddech był normalny. Z logicznego punktu widzenia to przeczyło sobie, jednak po mojej wieloletniej pracy z ludźmi wiedziałem, że ściemnia. Udaje, że się waha i zastanawia, by nie stracić ich szacunku, a tak naprawdę już dawno podjął decyzję.

Nie znasz mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz