9. Sprawa załatwiona.

355 15 10
                                    

Ewelina

Zanim wróciliśmy do domu, zamieniłam jeszcze kilka słów z panią psycholog. Pochwaliła Liwię za skrupulatne udzielanie odpowiedzi na pytania, ale zasugerowała, żeby zapisać ją do psychologa. Jednak to co przeżyła, jest bardzo traumatyczne dla takiego dziecka. Dlatego jak tylko weszliśmy do środka, zadzwoniłam do przychodni, by umówić ją na wizytę.

  - I jak? Kiedy pierwsza wizyta? - pyta Ad.
  - Już jutro o 11.00. - z przyzwyczajenia zapisuję to od razu w swoim kalendarzu.
  - Gdzie?
  - Tam gdzie ja chodziłam. - zmarszczył brwi.
  - Chcesz prosić Malinowskiego o pomoc? - zdenerwował się.
  - Oczywiście, że nie. Po prostu to najlepsza przychodnia. Z resztą, dla Liwki poprosiłam o jakąś panią psycholog.
  - Dobry pomysł. Liwka poszła się położyć?
  - Tak.
  - To może... my też powinniśmy trochę... - zadzwonił mój telefon.
  - Przepraszam. To Janek.

~ Halo?
~ Rozumiem, że Adrian zrobił sobie wolne od pracy i spędziliście razem tą noc, skoro zostałem wystawiony. - mówi z rozbawieniem w głosie.
~ Bardzo bym chciała, żeby tak było, ale niestety to była okropna noc.
~ Co się stało? - powiedziałam mu wszystko, a on tylko słuchał. Była taka cisza po drugiej stronie słuchawki, że nie miałam pojęcia, czy się nie rozłączył.
~ Jesteś tam? - pytam, bo już dawno skończyłam, a po drugiej stronie nadal cicho.
~ Jak mogłaś być tak lekkomyślna! - wybuchł. - Przecież on mógł Ci coś zrobić! Was obie mógł zabić! Dlaczego nie posłuchałaś się Adriana? - spojrzałam na blondyna, który siedząc na kanapie, patrzy na mnie smutnym i zgadzającym się z Jaśkiem, wzrokiem.
~ Janek... ja musiałam, on miał Liwkę. - tłumaczę się z tak oczywistej rzeczy.
~ Boże, Myszko... nigdy nie byłam na Ciebie taki wściekły, jak teraz. Powinnaś ufać Adrianowi, który siedzi w tym od lat. Ja rozumiem, że chodziło tu Liwkę, o twoją córkę, ale nie pomogłabyś jej, gdyby Cię skrzywdził, a co gorsza zabił. Kto by się zajął chłopcami? Pomyślałaś o nich? - to koniec. Rozpłakałam się, chowając twarz w dłoniach.

Chyba też pierwszy raz w życiu rozłaczyłam się, rozmawiając z Jaśkiem. Nie mam do niego żalu, po prostu wiem, że oni mają rację, ale to było silniejsze ode mnie. Od razu poczułam silne, obejmujące mnie ramiona. Ad mocno mnie do siebie przytula i głaszcze po włosach wiedząc, że mnie to uspokaja.

  - Kotku... on nie chciał tak na Ciebie nakrzyczeć. Jest zły, bo w żaden sposób nie mógł Ci pomóc i mógł Cię stracić. Pewnie znaczysz dla niego tyle, ile dla mnie. Kocha Cię, jak siostrę.
  - Wiem. Po prostu macie rację. Nie myślałam o swoim bezpieczeństwie w tamtej chwili, w ogóle nie pomyślałam o chłopcach. Jedyne co czułam to to, że muszę ratować swoje dziecko, za wszelką cenę. - wycieram policzki z marnym skutkiem.
  - Instynkt macierzyński napędzał Cię do działania. To jest niesamowite ile siły i odwagi potrafią mieć w sobie matki, kiedy chodzi o życie ich dziecka. Tylko, że w tym przypadku... jemu nie chodziło o Liwkę, tylko o Ciebie. Porwał ją tylko po to, żeby Ciebie zwabić i udało mu się to. Gdybyś dała mi dokończyć, to bym Ci to wyjaśnił i ustalilibyśmy plan działania.
  - Ale on mi kazał przyjechać samej. - bronię się.
  - Wiem o tym i pojawiłabyś się sama, ale uzbrojona przez nas, chociażby w gaz pieprzowy i byłabyś chroniona. Bogu dzięki, że Maks jednak nauczył Cię czegoś pożytecznego i wzięłaś ten nóż. 
  - Boże... - załkałam. - ...to wszystko moja wina. Gdybym się Ciebie posłuchała, on by nadal żył i... - przerwał mi, przytulając mnie mocniej.
  - Nie możesz tak myśleć o tym, kotku. Choć mielibyśmy ustalony plan, zawsze coś mogło pójść nie tak. Teraz tylko ważne jest to, że Ty i Liwka jesteście całe i zdrowe. - pocałował mnie w czoło. - Może chcesz się położyć? Odpoczniesz sobie trochę.
  - To chyba dobry pomysł... pójdę do Liwki. Najwyżej obiad zamówimy... znowu.
  - Coś przygotuję. Idź się połóż. - klepie mnie lekko w tyłek.
  - Jak coś to mnie obudź.
  - Dobrze.

Moje Życie Bez NiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz