Epilog

524 16 13
                                        

Ewelina

Wracając z moim mężem i synem ze szpitala, patrzę przez tylne okno na przemijający krajobraz. To niewiarygodne, jak świat ruszył do przodu z technologią. Starałam się być na bieżąco z nowinkami, ale z czasem było tego wszystkiego aż za dużo. Już się nie dziwię, że moja babcia nie umiała kiedyś pisać smsów. Teraz my czujemy, że nie pasujemy do tego teraźniejszego świata. Też nie nadążamy za nim i nie rozumiemy nowego stylu życia naszych wnuków, ale bardzo je kochamy.

Kiedyś usłyszałam, że wnuki kocha się mocniej niż dzieci i wiecie co?
To prawda.

A dlaczego?
Bo nie do dziadków należy wychowanie. My jesteśmy od kochania i zdrowego rozpieszczenia.

Lekko się uśmiecham widząc, że podjeżdżamy pod nasz dom. Miałam dość leżenia samej w szpitalu. Czułam się tam jeszcze gorzej, bo lepiej... to już nigdy nie będzie. Mimo naszego wieku, to starszy o 10 lat Adrian, lepiej się trzyma. Jak na swoje 87 lat, to on musi się mną opiekować, bo mnie... zżera rak.

Zaczęło się od raka płuc i choć usunęli mi to jedno płuco, zaczęły być przerzuty na inne narządy, a teraz zaatakował mi mózg. Lekarze zdecydowali puścić mnie do domu, bo nie ma już dla mnie nadzieji, a tylko łóżko zajmowałam. Ja też jestem zadowolona z takiego obrotu spraw. Oczywiście, że nie chcę umierać, ale jak już, to wolę w domu wśród rodziny, a nie obcych ludzi.

Mimo swojego stanu i wiecznego bólu głowy przez wapnienia na mózgu, uśmiech nie schodzi mi z pomarszczonej już twarzy. Chcę, by każdy mnie zapamiętał uśmiechniętą do końca.

Uśmiecham się jeszcze szczerzej, kiedy mój mąż wysiada i otwiera mi drzwi, po czym podaję rękę, by pomóc mi wysiąść. Spędziliśmy ze sobą ponad 40 cudownych lat. Przeżyliśmy wiele pięknych chwil. Byliśmy dla siebie ogromnym wsparciem, kiedy niestety zaczęliśmy żegnać bliskie nam osoby, ale chyba najbardziej przeżyłam utratę Janka, te kilka lat temu. Płakałam tak bardzo, jak po stracie Adama. Był dla mnie jak brat. Bardzo mi go brakuje. Ale coś czuję, że niedługo go spotkam, bo i na mnie przychodzi czas. Czuję to, każdą komórką mojego ciała, ale nikomu nic nie mówię. Jestem coraz słabsza, a po tym pobycie w szpitalu to już w ogóle. Naprawdę nie chcę opuszczać Adriana, dzieci i wnuków, ale nic nie możemy już z tym zrobić.

Adam nauczył mnie bardzo ważnej rzeczy... żegnania się. Nie mogę zamknąć oczu, nie żegnając się z bliskimi. Dlatego w razie czego, po kolacji pożegnałam wszystkich buziakiem w policzek i będę to robić codziennie, aż do końca moich dni.

Po prysznicu, przy którym pomagał mi mój ukochany, włożył na mnie koszulę i zaprowadził do łożka. Mimo wczesnej pory, chciałam się już położyć.

  - Jak się czujesz, Malutka? - znowu mnie tak nazywa, ale w sumie mu się nie dziwię. Chyba się skurczyłam na starość.

W ogóle już nie przypominamy tych młodych ludzi sprzed lat. Jedyne co się nie zmieniły, to nasze oczy. Nadal mienią się pięknymi kolorami.

  - Dobrze, ale... nie mam siły.
  - Już jesteś w domku. Wezmę prysznic i zaraz do Ciebie dołączę i się poprzytulamy.
  - Chyba pomacamy. - poprawiam go.
  - No wiesz? Nie wypada już nam.  - udał obrażonego, ale na jego twarzy czai się uśmiech i zniknął w łazience.

Nie chciałam zasypiać bez niego, dlatego włączyłam telewizor, w którym i tak nigdy nic nie ma. To się niestety nie zmieniło.

Spojrzałam na drzwi do pokoju, który kiedyś przynosił nam tyle przyjemności. Z biegiem lat, pozbyliśmy się z niego rzeczy i jest tam teraz tylko łóżko, które nie jest używane od lat. Lepiej, żeby po naszej śmierci, nikt się nie dowiedział, co tam tak naprawdę się znajdowało.

A jeśli chodzi o sprawy z pochówkiem, już dawno powiedzieliśmy dzieciom, że oboje chcemy być spaleni i pochowani w grobie Adama i Kruszynki.

  - Już jestem. - ubrany w piżamę, wchodzi do łóżka i mnie obejmuje. - Dobrze jest móc się do ciebie przytulić. Tęskniłem za Tobą.
  - Ja za tobą też, Ad. Miałam dość tych białych ścian.
  - Pamiętasz ten kanarkowy pokój? - czuję, że się uśmiecha.
  - Był piękny. - mówię.
  - Mhm... powiedzmy. - zaśmiał się.
  - Chcesz się kłócić, widzę.
  - Nie, po prostu uwielbiam się z Tobą droczyć.
  - Wiem. Między innymi kocham Cię za to.
  - Ja ciebie też.

Sama nie wiem, kiedy zasypiam w jego ramionach.

~***~

  - Ewela... Ewela... obudź się. - czuję smyranie po policzku. - Już jest prawie południe. - niechętnie otwieram oczy i widzę nad sobą te wciąż piękne, bursztynowe oczy. Głowa mnie boli, już na "dzień dobry" trochę mocniej, niż zwykle.
  - Nie mam siły... chcę spać. - ledwo mówię.
  - Ewela, proszę... zjedz chociaż śniadanie. - z trudem się odwracam z boku na bok. No nie mam siły wstać.
  - Przepraszam, kochanie, ale nie dam rady. - wzdycham.
  - To przyniosę Ci, dobrze?
  - Mhm... - przymykam oczy i kiedy znów je otwieram, Ad mija w drzwiach bruneta, który uśmiecha się do mnie. - Adam...? - to pytanie ucieka automatycznie z moich ust.
  - Co? - zatrzymał się blondyn w drzwiach. - Jak to... Adam?
  - Przyszedł po mnie. - już po chwili Adrian znalazł się przy mnie. Chwycił mocno moją dłoń i patrzy na mnie z bólem.
  - Nie zabieraj mi jej jeszcze, Adam. - płacze ściskając i całując moją dłoń.
  - Kocham Cię, Ad...- mówię spokojnie.
  - Ja ciebie też, Malutka, bardzo... Błagam, nie rób mi tego. Nie potrafię żyć bez ciebie. - słyszę go, ale już nic nie czuję.

Wstaję z łożka i patrzę, jak mój mąż płacze nad moim już martwym ciałem. Powinno mi być przykro i być załamana. Powinnam płakać razem z nim, a jest mi tylko smutno, widząc jego rozpacz. Czuję się dziwnie spokojna, pogodzona z tym, a przecież nie chciałam umierać i go zostawiać.

  - Mówiłem, że przyjdę po ciebie, Maleńka. - odwracam się do bruneta z uśmiechem.

Na jego ramieniu mieni się nasza Kruszynka. Mimo tylu wspaniałych lat spędzonych z moim blondynem, nigdy nie przestałam za nim tęsknić. Zawsze był w moim sercu.

Wystawił do mnie ręce, które ujęłam.

  - Od teraz już na zawsze będziemy razem.
  - Tęskniłam za Tobą. - wtulam się w jego potężne, młode ciało widząc kątem oka moje gładkie, młode dłonie i długie, rude włosy.
  - Ja za Tobą też. - głaszcze mnie po nich. - Nawet nie wiesz, jak jestem z Ciebie dumny.
  - A co z Adrianem? - spojrzałam na rozpaczającego męża, który nadal przytula i całuje moje ciało.
  - Oboje przyjedziemy po niego, kiedy nadejdzie jego czas.
  - Będziemy razem? We troje? - spoglądam w jego jasne oczy, a on się uśmiecha.
  - Tak, najdroższa. Należysz do nas obu. Jesteś miłością naszego życia. - uśmiechnęłam się.
  - A wy moją. Kocham Cię, Adaś.
  - Kocham Cię, Ewela... nad życie.


1055 słów.


Kochani...

Zanim zakończę tą serię, będę mieć dla Was również mały bonusik 🎁, który powinien pojawić się we wtorek. Wtedy też na moim profilu pojawi się historia Aleksego, na którą oczywiście serdecznie Was zapraszam.

VillEve

Moje Życie Bez NiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz