26. No cóż... gramy dalej.

309 14 2
                                    

Adrian

Ja chyba śnię... budzą mnie delikatne pocałunki na moim ciele. Do moich nozdrzy, dociera tak znajomy mi zapach mojego domu, pokoju i jej.

Zdejmuję opaskę z oczu i widzę najpiękniejszy uśmiech i roziskrzone oczy na świecie.

  - Przepraszam... nie chciałam Cię obudzić. Po prostu... niesamowicie się cieszę, że już jesteś z nami, w domu. - przykłada nos do mojego.
  - Ja też... - uśmiecham się. - Tylko przy tobie, jest moje miejsce na ziemi.
  - Kocham Cię. - szepcze i łączy delikatnie nasze usta.

Uwielbiam jej delikatność, dobroć, szacunek do mnie i miłość, ale teraz nie chcę, by była delikatna. Dlatego, nie patrząc na swój ból, dociskam ją do siebie i całuję tak, jak powinniśmy robić to zawsze. Uśmiecham się, słysząc jej mruczenie. Miękkość jej warg oraz ich smak, przypominają mi najsłodsze delicje.

Nagle drzwi się otwierają, a do pokoju wchodzi Wilk. Ewela odrywa się ode mnie i staje na równe nogi.

  - Wyjdź stąd... - warczy na niego. - ...zamknij drzwi, zapukaj i dopiero wchodź, jak usłyszysz słowo "proszę". - jest mocno wkurwiona, bo każde słowo, wydaje się mówić przez zaciśnięte zęby, pięści też bardzo mocno zaciska.

Sam jestem zły, że nam przerwał w taki sposób, ale nie reaguję by zobaczyć, co się tu dzieje.

  - On powinien odpoczywać, a nie... - przerywa mu, wybuchając.
  - Wypierdalaj stąd, Jeden! - patrzy na nią przez chwilę, po czym wychodzi.
  - Kocie... co się dzieje? Dlaczego jesteś tak wrogo do niego nastawiona.
  - Nie polubiliśmy się. - mówi, uspokajając oddech.

Coś mi tu nie gra.

Pomału wstaję do siadu, spuszczajac nogi z łóżka. Ewela od razu podchodzi do mnie z zatroskanym wzrokiem.

  - Kochanie, połóż się. Ten dupek, w jednym ma rację, powinieneś leżeć i odpoczywać. Przepraszam, że Cię obudziłam. - chwytam jej dłoń.
  - Powiesz mi, co się dzieje?
  - Powiedziałam już, że go nie lubię.
  - Zawsze wchodził Ci tak do pokoju? - pytam, choć zaczynam podejrzewać, co jest grane.
  - Nie, to dopiero... drugi raz.
  - Czyli wparował tutaj, kiedy mnie nie było? - zaczynam się wkurwiać. - Był jakiś powód, zagrożenie?
  - Nie... tylko sms od ciebie.
  - Porozmawiam z nim. - wstaję, a ona delikatnie kładzie ręce na mojej klatce piersiowej.
  - Daj spokój. Jak widzisz, świetnie sobie radzę. - próbuje mnie uspokoić.
  - Co jeszcze robił, że tak się denerwujesz?
  - Nie zadręczaj się tym. Nie powinieneś się teraz... - coś ukrywa przede mną.
  - Ewela, mów... - westchnęła ciężko.
  - Zrobił mi awanturę, że pojawiłeś się wtedy, w domu.
  - Co?
  - Zaczął krzyczeć na mnie, że zmusiłam Cię w smsie do spotkania, ryzykując nasze bezpieczeństwo, bo byłam tak... sfrustrowana. - no kurwa...
  - Tak Ci powiedział? - warczę.
  - Tak...
  - Coś jeszcze powiedział?
  - Nie... - widać, że chce jeszcze coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. 
  - Kocie... czy on coś Ci zrobił? - opuściła głowę. Trafiłem... zabiję go. - Powiedz mi, co takiego, bo w tym momencie pójdę i zabiję go bez słuchania wyjaśnień. - spojrzała na mnie z politowaniem. - Ja nie żartuję, kocie. Wczoraj zabiłem jednego, więc kolejny trup, drugi dzień z rzędu, nie zrobi na mnie żadnego wrażenia.
  - Najpierw myślałam, że jestem jakąś paranoiczką, bo od dwóch tygodni, w każdej jego wypowiedzi, docierało do mnie... drugi dno.
  - Co masz na myśli?
  - Wydawało mi się... że mnie podrywał. - zabiję... - Nie wiedząc, czy mam rację otworzyłam karty i powiedziałam mu, że nie byłbyś zachwycony, gdybyś dowiedział się, że on się ze mną tak spoufala.
  - Co dalej? - wiem, że coś jest, ale ona nie chce mi o tym powiedzieć. - Mów, Ewela, bo moja cierpliwość się kończy i nawet w takim stanie, zabije go gołymi rękami.
  - Rzucił się na mnie w windzie. - mrugam kilka razy, przyswajając jej słowa.
  - Co zrobił?
  - Pocałował mnie, dociskając do ściany. Nie miałam jak się wyrwać, więc nadepnęłam mu z impetem na stopę szpilką i uderzyłam go z pięści w twarz, kiedy zaproponował mi... siebie, skoro tak tęsknię za Tobą i mam potrzeby. Przecież żyłam już w trójkącie. - zerwałem się, ale ona od razu się przy mnie znalazła i nie dała mi zrobić nawet kroku.
  - Kotku... puść mnie.
  - Nie. Połóż się. Ja naprawdę sobie z nim poradziłam. Od tygodnia się do mnie nie zbliża, nawet nie odzywamy się do siebie, jeśli nie jest to konieczne.
  - Kiedy to było?
  - W poniedziałek.
  - Zabije go. - trzymając się za ranę idę do salonu.
  - Adrian... proszę. Daj spokój. - chwyta mnie za rękę.
  - Jak mam dać sobie spokój, kiedy gościu dobierał się do mojej żony!? - wychodzę z pokoju i idę przez hol, który jest wprost na jadalnie.

Moje Życie Bez NiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz