Rozdział 5 | Zgnieciony burak |

288 21 4
                                    

-Witajcie wszyscy! Nazywam się  Yu Keigou i od dziś będę waszą letnią menadżerką! Od dziecka uwielbiam piłkę nożną, ale w grze jestem beznadziejna także pozostaje rola menadżerki. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować! - usłyszałam jej piskliwy głos.

W tym momencie patrzyłam tylko na nią. Naszą nową menadżerkę. Miała fioletowe włosy średniej długość. Nie powiem, były dość ładne. Pomarańczowych oczu nie dało się przegapić. Bił od nich chłód. Była pewnie niewiele wyższa niż ja. I do tego ładniejsza. Ah, muszę skończyć się porównywać z innymi. Nie jest to zdrowe, szczególnie dla mnie. Już i tak mam za dużo kompleksów. 

Chyba musiałam za bardzo się w nią wpatrywać, bo po chwili zwróciła głowę w moją stronę. W tym momencie uśmiech zniknął z jej twarzy, ale tylko na krótką chwilę. Nie zdążyłam się obejrzeć i już dziewczyna stała obok mnie. Uśmiechała się przy tym skanują moją twarz pomarańczowymi tęczówkami.

-Jak miło, że nie jestem jedyną przedstawicielką płci pięknej! Jak się nazywasz? Jesteś menadżerką prawda? Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy - powiedziała pochylając się i przy okazji wyciągając rękę w moją stronę. Chwilę na nią popatrzyłam, aż  w końcu wysiliłam się na mały uśmiech i uścisnęłam jej dłoń. W końcu trzeba być miłym względem nowych osób. 

-Nazywam się Leni Love. Niestety, nie jestem menadżerką. Mimo pewnych ograniczeń, wciąż jestem graczem - odpowiedziałam. Miała coś odpowiedzieć, ale w tej samej chwili jej wzrok skierował się na osobę po lewej. I już wiedziałam, że rozmowa się skończyła.

-Jaki przystojniak! Miło cię poznać! Na jakiej grasz pozycji? - zalała pytaniami chłopaka. Biedny był tak zaskoczony, że nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa. W sumie, nie miał nigdy jakiegoś bliższego kontaktu z płcią przeciwną, nie licząc mnie. Mój biedny braciszek. Był cały czerwony, jak jakiś zgnieciony burak.

-Em, no jakby - co chwilę się zacinał. Zaśmiałam się z jego reakcji i mimo pewnej niechęci co do dziewczyny, postanowiłam jej pomóc.

-To jest Byron, mój brat, napastnik - wtrąciłam się. Było widać, że niezbyt podobało się to dziewczynie. Cóż, chciałam tylko pomóc.

-Zapoznajcie się i wracajcie do domów. Mam was dziś nie widzieć na boisku, musicie wypocząć przed obozem- odezwał się trener i wyszedł.

Każdy zaczął rozmawiać z tą całą Yu. Szczególnie w rozmowę wkręcił się Byron. Z tym swoim wymownym uśmieszkiem zagadywał cały czas fiotelowo-włosą, co chyba jej nie przeszkadzało. Mogę śmiało stwierdzić, że wręcz cieszyła się z tego. Do tego, chłopak był cały czerwony. No burak po prostu! Innego porównania, które jest aż tak adekwatne do zaistniałej sytuacji. Chyba, że okresowa podpaska też może być dobrym porównaniem.

W czasie, kiedy ta dwójka prowadziła konwersacje, podjechałam do Nathana.  

-Witaj ponownie - zaśmiałam się.

-Miło cię widzieć po raz któryś tego dnia panienko - ukłonił się z kamienną miną. Niestety dług tak nie wytrzymał i już po chwili oboje wybuchliśmy śmiechem.

-Jakiś ty miły. Normalnie dżentelmen z ciebie - trąciłam go ramieniem. 

-Dziękuję za komplement - powiedział dumnie, jednak widząc moją minę dodał - bo to był komplement, prawda?

-To był sarkazm - po raz kolejny wybuchnęłam śmiechem. Ja rozumiem, że mój ton głosu był poważny, ale błagam. Żeby prostego sarkazmu nie wyłapać. 

-Ranisz moje biedne serduszko - złapał się teatralnie za klatkę piersiową. 

-Wiem - uśmiechnęła się.

Rozmawialiśmy tak jeszcze chwilę ale kątem oka zauważyłam swojego brata, wciąż rozmawiającego z Yu. Postanowiłam wrócić na poprzednie miejsce. Tak z czystej rozryw... znaczy ciekawości! Chodziło mi o ciekawość! Twarz Byrona wciąż wyglądała jak ten cholerny burak. 

-Oi Leni! Co powiesz na mały wypad do kawiarni? Poznałybyśmy się lepiej i spędziły miło czas. Będzie super!- podeszła do mnie nowa menadżerka, kiedy już wróciłam na miejsce. Na twarzy ponownie widniał uśmiech, jednak tym razem wydawał się taki ciepły, przyjacielski. Może jednak nie jest taka zła?

-Wybacz, chciałabym pójść, ale mam już inne plany - wytłumaczyłam zmieszana, nie chciałam odmawiać, ale byłam już umówiona z bratem i nie mogłam nagle zrezygnować ze spotkania. Drużyna Zeusa była dla mnie ważniejsza - może innym razem? - dodałam.

-O! A jakie plany? Jeśli mogę wiedzieć oczywiście - zaciekawiła się.

-Idę z bratem na spotkanie z dawną drużyną - odparłam - dawno z nimi się nie widziałam i dziś mam okazję! Nie mogę się doczekać! - chyba za bardzo się nakręciłam. Ale mówi się trudno.

-Leni strasznie za nimi tęskni, praktycznie codziennie o nich wspomina - powiedział Byron kładąc mi rękę na ramieniu. Popatrzyłam na niego a ten posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam - z resztą, ja też nie mogę się doczekać. 

-Musicie być naprawdę blisko - mruknęła do siebie - to wspaniale! Także bym chciała, byśmy byli zgraną drużyną. No i oczywiście przyjaciółmi! - tym razem zwróciła się do naszej dwójki uśmiechając się.

-Jasne! - odpowiedział jej chłopak - ale teraz nam wybacz, musimy się już zbierać, jeśli chcemy zdążyć na czas.

-Nie ma sprawy! Może spotkamy się jutro? - zagadnęła gdy mieliśmy już odchodzić.

-Dlaczego nie - wzruszyłam ramionami - dam ci mój numer i jakoś się umówimy.

I właśnie dzięki temu, zdobyłam numer do Yu. Na początku nie byłam co do niej przekonana, ale teraz wydaje się naprawdę miłą i optymistyczną osobą. Ciekawe, czy uda nam się zaprzyjaźnić. 

Pożegnałam się jeszcze z Nathanem, wyłapując przy tym spojrzenie Keigou i wyszliśmy z domku. Większość drogi minęła nam w ciszy. Chyba byłam zbyt podekscytowana by zacząć jakąkolwiek rozmowę. Już nawet wyjazd na obóz zszedł na drugi plan. Teraz liczyła się tylko drużyna z którą mam się spotkać. Oczywiście była pewna osoba, której wolałabym unikać. Mianowicie Gus Heeley, gracz z numerem 13, który kilka miesięcy temu strzelił we mnie piłką. Z pewnością, nie było to przyjemne doświadczenie. Do dziś nikomu nie powiedziałam, wciąż ceniłam Gus'a jako zawodnika. Jego talentu nie można było zastąpić i drużyna straciłaby wiele, gdyby on odszedł. 

-Co myślisz o Yu, Leni? - zagadnął mnie w pewnej chwili blondyn. 

-Wydaję się być miła - odpowiedziałam ostrożnie - nie rozmawiałam z nią długo w przeciwieństwie do ciebie - zaśmiałam się. 

-N-nie prawda! - zaprzeczył szybko a na jego twarzy pojawił się rumieniec.

-Wyglądasz jak zgnieciony burak - skomentowałam powstrzymując się. Chęć powiedzenia tego, była zbyt silna i tak jakoś wyszło, że jednak mu to uświadomiłam. 

-Zamknij się! Nie wyglądam wcale jak burak! Do tego zgnieciony? Co to w ogóle za porównanie?! - krzyknął z "groźną" miną. 

-Jasne, Jasne. A teraz zamknij się i pchaj szybciej ten wózek! Nie chcę się przez ciebie spóźnić na spotkanie - westchnęłam. Jego głupota potrafi człowieka załamać. No jak można być aż takim idiotom. Chyba tylko ta blondyneczka tak umie. 

__________________________

Kolejny rozdział już za nami! Myślę, że wyszedł o wiele lepiej, niż poprzedni. W końcu wena do mnie wróciła i mniej więcej nadrabiam w pisaniu. Chyba dlatego, że jestem na weselu ale cholernie mi się nudzi.

Co myślicie o Yu? Może w następnym rozdziale wstawię rysunek jak mniej więcej wygląda. Co wy na to?

Mam nadzieję, że rozdział się podobał.

Tak więc do następnego!

❤️Autorka❤️

Cichy Diabeł || Inazuma Eleven ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz