Rozdział 24 | Mogłeś mu złamać nos! |

181 18 8
                                    

Byron pov.

Następnego dnia, różnice w zachowaniu większości osób można było zobaczyć gołym okiem.
Od wczorajszego wyjazdu Leni, atmosfera drastycznie się zmieniła. Było tak, ponuro i ciszej, w stosunku do poprzednich dni. Zdecydowanie nikt nie był zadowolony z takiego obrotu sytuacji. 

-Wszystko gra Byron? Siedzisz nad tymi ubraniami pół nagi już  dobre pięć minut. Nie zdążysz na śniadanie. - usłyszałem głos Marka. Podniosłem wzrok i natrafiłem na zmartwione oczy kapitana.  Widać było, że tak samo jak ja, tez nie specjalnie jest wyspany. Chyba drugi raz w życiu widzę go w takim stanie. 

-Nie jest dobrze - westchnąłem i w końcu założyłem na siebie koszulkę. Nie miałem na to najmniejszej ochoty, zdecydowanie wolałem dzisiejszy dzień przeleżeć w łóżku, niż wychodzić i brać udział w treningu. Nawet granie wydawało mi się dzisiaj bez sensu. 

-To akurat widać - dodał Axel, siadając na łóżku obok mnie - wiadomo, że przeżywasz tą całą sytuację z Leni. Ale nie możesz od razu się tak załamywać. Każdy się tym zamartwia. Nie ma innego wyjścia, niż przejście z tym do porządku dziennego. Przecież ona nie umarła! Zostało tylko cztery dni, damy radę - powiedział, próbując dodać mi otuchy. No tak, to już dziesiąty dzień obozy. Szybko zleciało. 

-Właśnie, przecież to nie koniec świata - odezwał się Nathan, wychodząc z łazienki. Jako jedyny z naszego pokoju wydawał się nie przejmować zaistniałą sytuacją. Miałem wielką ochotę wstać i strzelić mu prosto w twarz. - jeszcze cztery dni. Przeżyjesz.

-Ty lepiej się nie odzywaj. Nie masz nic do gadania w tej sprawie - warknąłem - wystarczająco twojego udziału. Zrobiłeś aż za dużo - dodałem z goryczą.

-Jasne, bo ty zawsze jesteś święty. Nigdy niczym nie zawiniłeś prawda? Tylko, że to nie ja byłem pionkiem w rękach Darka - zaśmiał się - tylko pamiętaj, że to nie ja zerwałem. Sama tego chciała. Nie zmuszałem - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Jak ja go zaraz... 

-A to dlatego, że jesteś... - niestety nie mogłem dokończyć zdania. Poczułem rękę na moich ustach, przez co nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Odwróciłem lekko wzrok i napotkałem zezłoszczone spojrzenie kapitana.

-Starczy Byron, nie chcemy tutaj żadnych kłótni. Załatw to kiedy indziej, a najlepiej po skończeniu obozu. A teraz ubieraj buty i idziemy na śniadanie - powiedział brunet, odchodząc ode mnie. Obdarzyłem jeszcze Swifta złowrogim  spojrzeniem, po czym z resztą chłopaków  wyszliśmy z pomieszczenia.

-Czemu to zrobiłeś? Chciałem mu wygarnąć, nie powinieneś mi przeszkadzać - spytałem zły - on przecież sobie na to wszystko zasłużył! Powinien usłyszeć jaki jest! On musi wiedzieć ile zła wyrządził Leni!

-Wiem Byron. Też jestem zły, ale to w niczym nie pomoże - westchnął brunet, przeczesując włosy wystające znad pomarańczowej opaski - jako kapitan nie mogę dopuścić by takie rzeczy się działy w drużynie. Już raz prawie się rozpadła.

-A nikt nie chce powtórki - dodał Axel - po raz kolejny może nam się nie udać jej odbudować. Wystarczającą naraziliśmy nasze relacje na rozpad.

-Cholera no, przecież wiem o tym doskonale! Po prostu irytuje mnie to, że on kompletnie się tym nie przejmuje - powiedziałem, chowając ręce do kieszeni spodni - zachowuje się jakby ta sytuacja była mu całkowicie obojętna. Teraz zaczynam się zastanawiać, czy on rzeczywiście kochał Leni, czy tylko tak cholernie dobrze udawał.

Weszliśmy na stołówkę i od razu udaliśmy się w stronę naszego  stolika. Tym razem przy nim już nie będzie siedziała Leni. Nie ma jej tu. Wciąż nie dociera to do mnie. Niestety, puste miejsce obok mnie dobitnie mi przypomina o braku jednej z najważniejszych dla mnie osób.

Cichy Diabeł || Inazuma Eleven ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz