Rozdział 29 | Właśnie Byron, to czas przeszły... | END|

229 17 3
                                    

Rankiem obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju. Mogłam się tego spodziewać, ponieważ Byron nigdy nie zasłania zasłon na noc. Z jednej strony wygodne, ale z drugiej bardzo irytujące i utrudniające życie od rana. Z westchnieniem próbowałam się podnieść do siadu, jednak zarzucona na moje barki ręka blondyna skutecznie uniemożliwiała mi wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Przy piątej próbie się poddałam i po prostu leżałam patrząc w sufit i czekając aż chłopak łaskawie się obudzi. 

W końcu dopadła mnie nuda więc postanowiłam ukrócić swoje męki i obudzić brata. Z racji, że miałam mały zakres ruchów, pociągnęłam go za te blond kłaki. Na moje szczęście podziałało i po kilku wymamrotanych słowach otworzył oczy.

-Jesteś podła, nawet nie dasz mi się wyspać, tylko od rana się nade mną znęcasz. Nie masz za grosz współczucia dla kontuzjowanego - mruknął siadając na łóżku. Wstając na równe nogi nieznacznie się skrzywił, ale nie ma co się dziwić. Pewnie noga wciąż go boli. Wczoraj ostro uderzył nią o ziemię.

-No wybacz, ale nie miałam się nawet jak ruszyć. Rozłożyłeś się na całe łóżko! - zaśmiałam się i także usiadłam na łóżku - mamy jakieś plany na dzisiaj? 

-Raczej nie - powiedział. Na chwilę zapadła cisza po czym Blondyn westchnął głęboko - powinien dziś być trening i ogólne omówieni tego, co udało nam się poprawić na obozie ale wątpię czy ktokolwiek przyjdzie. Nie chcę tu wyciągać czarnych scenariuszy tylko po prostu to widać nawet gołym okiem. Drużyna się sypie. Nie jest już tak samo Leni. Sama też to widziałaś, panuje cały czas nieprzyjemnie atmosfera i napięcie miedzy wszystkimi. 

-Nawet tak do cholery nie mów! - oburzyłam się - nie masz prawa nawet tak myśleć idioto. Jedna kłótnia nic nie zmienia. Wciąż wszyscy jesteśmy jedną drużyną która sobie pomaga i wszystko przetrwa! A atmosfera? Przecież do cholery to nie koniec świata, każdy czasem się kłóci i ma odmienne zdanie. To jeszcze nie powód y drużyna się rozeszła! To jest niemożliwe, Mark na to nie pozwoli, na pewno nie! - krzyknęłam, ale sama do końca nie byłam pewna swoich słów. 

Widziałam przecież na własne oczy jak z każdym następnym dniem wszyscy się od siebie oddalają i trzymają z dystansem. Możliwe, że chciałam po prostu okłamać samą siebie. Nie byłam gotowa po raz kolejny stracić coś, co  było dla mnie drugim domem. Nie chciałam nawet przyjąć do wiadomości, że już nie jestem częścią drużyny, tylko balastem. Kurczowo trzymam się piłki nożnej, nawet jeśli codziennie bardziej i bardziej boli mnie fakt, że nigdy już nie zagram. Nie będę miała więcej okazji strzelić gola czy wykorzystać którąś ze swoich technik hissatsu. Wciąż powtarzałam sobie, że po prostu tak będzie lepiej, ale oszukiwałam się, dawałam złudne nadzieję. Myślami wybiegłam z przyszłość. Przecież to jest nierealne. Muszę się od tego odsunąć puki nie jest za późno. A może już jest? 

-Leni oi, słuchasz ty mnie? - z coraz bardziej dołujących myśli wyrwał mnie Byron - wszystko dobrze? Oi oi nie płacz mi tu - powiedział przerażony, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że pojedyncze łzy spływają mi po twarzy i tworzą plamę na jasnej pościeli blondyna. Wytarłam je jedną ręką i starałam się nie dopuścić by jeszcze więcej ich wypłynęło  - co się stało głupia, wiesz przecież, że ja nigdy nie zrezygnuję z drużyny. Nie musisz się martwić. Chodź bym był ostatnim członkiem to zostanę w niej do końca trzeciej klasy. Chociaż pewnie Mark też nie odpuści, a znając żyje skoro on to i Axel - zaśmiał się cicho po czym usiadł bliżej mnie. Poczułam jak jego ręce się nieznacznie trzęsą gdy mnie obejmował. 

-Muszę w końcu się od tego oderwać Byron - odezwałam się po chwili - nie mogę cały czas za wami łazić. Powinnam odpuścić sobie piłkę jak tylko wyszłam ze szpitala. 

Cichy Diabeł || Inazuma Eleven ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz