Rozdział 27 | Ty zawsze masz pecha |

148 14 4
                                    

Od samego rana było pochmurno, nie spodziewałam się nawet zobaczyć dziś promieni słońca. Wczoraj, gdy wrócił Byron też padało. Jak przyszedł do domu był cały przemoczony i wyglądał jak zmokły kopciuszek, a zrzędził jak stara baba. Nie wychodziłam nawet zbytnio z pokoju, nie chciałam się narażać na niepotrzebną sprzeczkę. 

By wstać z łózka, przekonał mnie dopiero zapach tostów, dochodzący  z kuchni. Westchnęłam i podniosłam się, Usiadłam na wózek i ruszyłam w stronę szafy, by wybrać ubrania na dziś. Padło na czarne leginsy, koszulkę z krótkim rękawem w ananasy i czerwoną koszulę. Ubrałam się i doprowadziłam swój wygląd mniej więcej do stanu, w którym mogę opuścić pokój.

Wchodząc do kuchni, przywitał mnie widok mojego brata w fartuchu i związanych włosach. Chłopak stał nad blatem i właśnie zalewał najprawdopodobniej herbatę. 

-Kuchareczka wróciła? - zaśmiałam się, jednocześnie dając znać o swojej obecności. Na dźwięk mojego głosu blondyn się wzdrygnął, wylewając przy tym wrzątek na podłogę.

-Wielkie dzięki, teraz będę musiał to wytrzeć - mruknął, nie odwracając się nawet. Szybko sięgnął po ścierkę i wytarł mokrą posadzkę - a odpowiadając na twoje pytanie, to tak. Znaj moją dobroć, zrobiłem ci śniadanie - mówiąc to, postawił na stole talerz z dwoma tostami i kubek owocowej herbaty.

-Jakiś ty dobry, kłaniam się do stóp - odpowiedziałam śmiejąc się. Przyjrzałam się bratu, nie wyglądał najlepiej. Fioletowe plamy pod oczami potwierdzały moje przypuszczenia. Przydałoby się z  nim pogadać - wiesz Byron, nie mówiłeś nic o obozie, jak wam minęła reszta dni? Działo się coś ciekawego? - zapytałam.

-Nic specjalnego się nie wydarzyło - burknął szybko, widocznie unikając tematu. Teraz już miałam pewność, że coś się tam stało, tylko nie wiedziałam jak ja mam to wyciągnąć od Byrona. Blondyn chwilę później wziął do ręki talerz ze swoją porcją i usiadł naprzeciwko mnie. 

-No mów, widzę przecież - powiedziałam, wpatrując się w niego z natarczywością. Dostrzegłam wahanie w jego oczach. 

-Masz mnie - zaśmiał się, odchylając do tyłu - można powiedzieć, że trochę uszkodziłem tego niebiesko włosego przygłupa. Ale na moją obronę mam to, że sobie zasłużył! Nie dostałby, gdyby mnie nie sprowokował. Poza tym, też oberwałem. Tyle chyba wystarczy.

-Uderzyłeś go? I bardzo dobrze - zaśmiałam się, powodując zdziwienie u blondyna. Pewnie nie spodziewał się takiej reakcji - no co? Skoro sobie zasłużył to czemu mam go jeszcze bronić? Nie uważasz, że trochę za długo to robiłam? Spokojnie, zdałam sobie sprawę z faktów i już mi trochę przeszło. Co prawda dalej jest mi smutno, ale nie ma co rozpaczać. 

-Całe szczęście, martwiłem się o ciebie. Byłaś taka przybita i w ogóle się nie uśmiechałaś. Dobrze cię znowu widzieć w dobrym humorze - uśmiechnął się, podnosząc na mnie wzrok - co powiesz na wycieczkę? Spotkalibyśmy się z Herą, bo ostatnio nie dawał mi spokoju i wręcz nękał o spotkanie. A sądzę, że przydałoby się nam chwila odstresowania. Zainteresowana?

-Hera coś wspominał, że go zlewasz - parsknęłam śmiechem - nie możemy tak biedaka zostawić samego przecież. Co on zrobi bez niezastąpionych bliźniaków! Oczywiście, że się piszę na to! Tylko wypadałoby najpierw ustalić godzinę, chyba, że już to zrobiłeś - popatrzyłam podejrzanie na mojego brata, ten to ma skłonności do robienia czegoś za moimi plecami i informowania mnie o tym już po fakcie dokonanym.

-Miejsce spotkania,, boisko. Godzina spotkania, dwunasta trzydzieści. Spóźnienia nie są przewidywane. Ilość osób przybyłych na miejsce, trzy - wyrecytował, próbując pohamować napad śmiechu - mniej więcej tak wygląda sytuacja, więc się pośpiesz, bo jak widzisz nie możemy dopuścić do spóźnienia.  Musimy się uwinąć z grą przed deszczem, bo coś czuję, że będzie dziś padać - mruknął patrząc na widok za oknem. 

Cichy Diabeł || Inazuma Eleven ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz